- 470 zł realna średnia renta netto.
- 880 zł realna średnia emerytura netto.
- 1.420 - zł - realna średnia płaca netto.
- 1 700 000 - osób - nie objętych ubezpieczeniem medycznym.
- 5 000 000 - bezrobotnych bez prawa do zasiłku – poza rejestrem.
- 1 900 000 - bezrobotnych pobierających średni zasiłek 534 zł netto
- 320 000 - bezdomnych.
- 2 000 000 - emigrantów wyjazdy w latach – 2007 – 2012.
- 370 000 - dzieci niedożywionych.
-13 500 000 - osób żyjących poniżej min. biologicznego–przyjęto kryteria
ONZ–dzienny wydatek na utrzymanie 1 osoby nie przekracza 2,5 $ USA.
- 93% - przedsiębiorstw państwowych „sprywatyzowanych” – zlikwidowanych.
- 98% - sektora bankowego w obcych rekach.
- 4 600 - zlikwidowanych placówek oświatowych szkoły,przedszkola,żłobki
- 100.000 nowych urzędników w latach 2007-2012r
- 56 000 - samochodów służbowych -dla naczelników, dyrektorów , krawaciarzy itp.
- 4–5 - m-cy średni czas oczekiwania na wizytę u spec. lekarza !!!
- 67 - lat wiek emerytalny.
- 2.000.000.000 zł – koszt wybudowania najdroższego w Europie stadionu w
Warszawie, który nie będzie w stanie po euro2012 zarobić na siebie. - - najdroższe w Europie autostrady i najdroższe opłaty za przejazd nimi.
- - najdroższa energia elektryczna w Europie
- - najdroższe ceny za gaz w Unii Europejskiej
- - najdroższe prowizje bankowe i najwyższy w UE % na pożyczki.
- - najdroższe w Europie opłaty za internet i połączenia telefoniczne
- - najdroższe leki w Unii Europejskiej.
- - najdroższe opłaty za naukę i przedszkola.
- - 465 milionów euro!!! Za tyle Hajka - Hanna Gronkiewicz Walz "wybudowała" warszawiakom oczyszczalnię. 108 mln euro- za tyle ta sama firma i taką samą oczyszczalnię wybudowała w Turcji.
Euro2012: Nie dwa miliony zagranicznych kibiców, tylko nieco ponad 400 tysięcy. Nie 900 milionów zł zysku z ich obecności, tylko 450 milionów. Nie długofalowe zyski liczone w miliardy, tylko owszem, liczone w miliardach, ale odsetki od kredytów. Jeśli do tego dodać rozczarowanych restauratorów, zadłużenie miast-gospodarzy na gwałt podnoszących podatki i opustoszałe stadiony, na których nic się nie będzie działo z uwagi na koszty, to trzeba dojść do wniosku, że Euro 2012 było gorszym kataklizmem niż słynna powódź tysiąclecia z 1997 roku. W końcu kosztowała ona jedyne 4,5 miliarda tyle co nasze puste stadiony.
ROK 2013: Nowa akcyza na olej napędowy i gaz LPG zgodnie (sic!) z wymogiem UE, wzrośnie cena żywności i tak już drogiej w stosunku do zarobków większości Polaków i wszelkie usługi związane z gospodarką paliwową.
13.10.2019 roku może być początkiem odzyskiwania pełnej niepodległości Polski. Ty decydujesz kogo wybierzesz.
poniedziałek, 24 grudnia 2012
czwartek, 13 grudnia 2012
Leszek Balcerowicz - zło, które spotkało Polskę
Leszek Balcerowicz ur. 19 stycznia 1947 w Lipnie – polski ekonomista i polityk, przedstawiciel szkoły ekonomicznej zwanej monetaryzmem, wicepremier i minister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego (1989–1991), Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i Jerzego Buzka (1997–2000), poseł na Sejm III kadencji (1997–2001), prezes Narodowego Banku Polskiego (2001–2007). Drugi przewodniczący Unii Wolności (1995–2000).
Był członkiem PZPR od 1969. W latach 1978-1980 pracował w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR. Kierował zespołem doradców-ekonomistów przy premierze PRL.
W okresie od 12 września 1989 do 12 stycznia 1991 zajmował stanowiska wicepremiera i ministra finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. W tym okresie wraz z grupą w której byli m.in. prof. Jeffrey Sachs sponsorowany przez międzynarodowego spekulanta Georga Sorosa, prof. Stanisław Gomułka, dr Stefan Kawalec i dr Wojciech Misiąg stworzył plan "reform" nazywanych Planem Balcerowicza a 6 października jego zarys przedstawił publicznie.
Na plan składało się 10 ustaw uchwalonych przez Sejm kontraktowy 28 grudnia 1989 r. i podpisanych przez prezydenta Jaruzelskiego 31 grudnia 1989 roku.
Skutkiem powyższych ustaw była likwidacja centralnego rozdzielnictwa materiałów,
bankructwa i likwidacja wielu przedsiębiorstw państwowych oraz redukcja zatrudnienia w tych które przetrwały. Stopa bezrobocia po transformacji ustrojowej osiągnęła poziom rzędu 16,4% w 1993 r. Balcerowicz spowodował osiemnastomiesięczne zamrożenie kursu dolara, przy równoczesnym, sięgającym 90% rocznie , bankowym oprocentowaniu kapitału złotówkowego, co pozwoliło niebieskim ptakom całego globu przywieść nad Wisłę wagony dolarów, a kilkanaście miesięcy później wywieźć znad Wisły dwa i pół raza tyle (prawie 250%!!!). Za ten wymarzony „numer” cwaniacy Wschodu i Zachodu winni solidarnie wznieść panu Balcerowiczowi pomnik o wysokości Wieży Eiffla, i to ze szczerego złota, którego ciężar byłby lichym ułamkiem ich „doli”. Historia ekonomii zna niewiele finansowych „przekrętów”, które miały skalę porównywalną. – Wychładzał gospodarkę podczas gdy należało ją podgrzewać. – Sprzedał polskie złoto (ponad 150 ton) kiedy było w absolutnym dołku cenowym. Polska straciła na tym ok. 2,5 mld dolarów. – Przeszedł w rozliczeniach zagranicznych z rozliczeń dolarowych na euro w momencie wprowadzenia euro, a wiec nieustabilizowanym kursie. Po tym euro spadło z $1,15 do $0,89. A wiec siła nabywcza polskiej rezerwy walutowej spadła o prawie 30%, czyli ok. 15 mld$. – Ostatnie jego posunięcia są wręcz fatalne. Przy prawie zerowej inflacji utrzymywanie stóp na tak wysokim poziomie jest czystym absurdem. W USA w podobnej sytuacji stopy spadły poniżej 2%. – Panu Balcerowiczowi pomyliły się role jaką powinien spełniać pieniądz w gospodarce. Pieniądz ma spełniać służebna rolę względem gospodarki i rozwoju kraju a nie odwrotnie jak to się zdaje panu Leszkowi B. Geniusz Balcerowicz zaciągnął kredy i ulokował w obligach USA – 30 mld Dolarów!!! Przy kursie dolara ponad 4 zł. Na ten cel wyemitowano obligacje – większość na długi okres o stałym procencie – 15% i więcej. Obligacje USA były na 1-2%
Polska na tym straciła na przestrzeni lat ponad 100 mld USD – ukrywanych jako straty NBP.
Tak niestety było! Nazywało się to „kotwica Balcerowicza” To było zaproszenie dla wszystkich tych „inwestorów portfelowych” do robienia „lokat” w naszych bankach. Rezultatem było zdewastowanie polskiego eksportu gdyż mechanizm był następujący: firma zawierała kontrakt w np markach. Szalejąca w Polsce i inspirowana przez mechanizmy wymyślone przez Balcerowicza inflacja rzędu kilkadziesiąt procent powodowała drożenie w takim tempie krajowych surowców np drewna. Polski eksporter nie mógł jednostronnie korygować kontraktowej ceny a koszty produkcji rosły niewyobrażalnie. Rezultatem było bankructwo wielu firm i przejęcie ich za bezcen. Z powstałej w ten sposób armii bezrobotnych Kuroń robił rencistów. Doszło do tego, że z zagranicy opłacało się importować wszystko-nawet wodę dystylowaną. Jaki system na świecie wytrzymałby takie praktyki? A z Balcerowicza zrobiono wybawcę kraju. Ciekawe, że np. Czesi nie mieli takiego tyrana a bezrobocie nie przekroczyło u nich 9% ( u nas wówczas-ponad 20 – i to to oficjalne-nie licząc „rencistów” Kuronia) a inflacja 7%.” Kanadyjscy ekonomiści ocenili, że trzy pierwsze lata reform Balcerowicza przyniosły Polsce straty ekonomiczne porównywalne z poważnym konfliktem zbrojnym.
Plan Balcerowicza jest najczęściej krytykowany za to, że przyczynił się do znacznego spadku stopy życiowej licznych grup ludności, zwłaszcza pracowników przedsiębiorstw państwowych oraz pracowników PGR-ów, tworząc obszary biedy i strukturalnego bezrobocia, które w wielu miejscach trwa do dzisiaj. Niektórzy ekonomiści słusznie zarzucali też planowi Balcerowicza zbyt słabą ochronę rynku wewnętrznego w czasie transformacji oraz dopuszczenie do wieloletniej zapaści całych gałęzi gospodarki na skutek braku państwowej polityki wpływania na jej strukturę. W ogłoszonych na początku stycznia 1990 roku wynikach sondażu, poparcie dla planu Balcerowicza wynosiło ok. 50%. Później z miesiąca na miesiąc poparcie systematycznie malało. Po najboleśniejszym okresie przemian gospodarczo-ustrojowych (lata 1990–1993) i odejściu z rządu Balcerowicza, publiczna ocena jego planu ulegała spadkom, które są dość ściśle związane z pogorszeniem koniunktury w Polsce. Sam Leszek Balcerowicz był też uznawany za źródło problemów, które wiązały się z transformacją, co doprowadziło do powstania sloganu „Balcerowicz musi odejść”.
Jego działalność jako ministra finansów dwukrotnie była przedmiotem sejmowego postępowania w sprawie odpowiedzialności konstytucyjnej w 1993 i 1994 r.
W 1995 powrócił do działalności politycznej, obejmując w kwietniu tego roku stanowisko przewodniczącego Unii Wolności. W wyborach parlamentarnych we wrześniu 1997 z listy tej partii zdobył mandat posła na Sejm III kadencji.
W rządzie Jerzego Buzka objął stanowiska wicepremiera i ministra finansów, zajmując je w okresie od 31 października 1997 do 8 czerwca 2000, tj. do czasu rozpadu koalicji AWS-UW. Kolejny raz udowodnił, że potrafi tylko psuć gospodarkę i niszczyć majątek narodowy. Jednak ta komunistyczna kreatura 22 grudnia roku została wybrana przez Sejm na prezesa Narodowego Banku Polskiego. Pełnił tę funkcję od 10 stycznia 2001 do 10 stycznia 2007 i jako prezes NBP od 1 maja 2004 wchodził z urzędu w skład Rady Ogólnej Europejskiego Banku Centralnego. W 2005 został uhonorowany najwyższym polskim odznaczeniem, Orderem Orła Białego przez Aleksandra Kwaśniewskiego TW Alek - współpracownik SB, komunista, prezydent III RP (PRL II).
To jest przykład jak komunista, nieudacznik i główny winny utraty majątku narodowego stał się „bohaterem“ chlubionym przez partyjnych towarzyszy i obce państwa jako wielki reformator.
Co na to Balcerowicz? A on na to:
Był członkiem PZPR od 1969. W latach 1978-1980 pracował w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR. Kierował zespołem doradców-ekonomistów przy premierze PRL.
W okresie od 12 września 1989 do 12 stycznia 1991 zajmował stanowiska wicepremiera i ministra finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. W tym okresie wraz z grupą w której byli m.in. prof. Jeffrey Sachs sponsorowany przez międzynarodowego spekulanta Georga Sorosa, prof. Stanisław Gomułka, dr Stefan Kawalec i dr Wojciech Misiąg stworzył plan "reform" nazywanych Planem Balcerowicza a 6 października jego zarys przedstawił publicznie.
Na plan składało się 10 ustaw uchwalonych przez Sejm kontraktowy 28 grudnia 1989 r. i podpisanych przez prezydenta Jaruzelskiego 31 grudnia 1989 roku.
Skutkiem powyższych ustaw była likwidacja centralnego rozdzielnictwa materiałów,
bankructwa i likwidacja wielu przedsiębiorstw państwowych oraz redukcja zatrudnienia w tych które przetrwały. Stopa bezrobocia po transformacji ustrojowej osiągnęła poziom rzędu 16,4% w 1993 r. Balcerowicz spowodował osiemnastomiesięczne zamrożenie kursu dolara, przy równoczesnym, sięgającym 90% rocznie , bankowym oprocentowaniu kapitału złotówkowego, co pozwoliło niebieskim ptakom całego globu przywieść nad Wisłę wagony dolarów, a kilkanaście miesięcy później wywieźć znad Wisły dwa i pół raza tyle (prawie 250%!!!). Za ten wymarzony „numer” cwaniacy Wschodu i Zachodu winni solidarnie wznieść panu Balcerowiczowi pomnik o wysokości Wieży Eiffla, i to ze szczerego złota, którego ciężar byłby lichym ułamkiem ich „doli”. Historia ekonomii zna niewiele finansowych „przekrętów”, które miały skalę porównywalną. – Wychładzał gospodarkę podczas gdy należało ją podgrzewać. – Sprzedał polskie złoto (ponad 150 ton) kiedy było w absolutnym dołku cenowym. Polska straciła na tym ok. 2,5 mld dolarów. – Przeszedł w rozliczeniach zagranicznych z rozliczeń dolarowych na euro w momencie wprowadzenia euro, a wiec nieustabilizowanym kursie. Po tym euro spadło z $1,15 do $0,89. A wiec siła nabywcza polskiej rezerwy walutowej spadła o prawie 30%, czyli ok. 15 mld$. – Ostatnie jego posunięcia są wręcz fatalne. Przy prawie zerowej inflacji utrzymywanie stóp na tak wysokim poziomie jest czystym absurdem. W USA w podobnej sytuacji stopy spadły poniżej 2%. – Panu Balcerowiczowi pomyliły się role jaką powinien spełniać pieniądz w gospodarce. Pieniądz ma spełniać służebna rolę względem gospodarki i rozwoju kraju a nie odwrotnie jak to się zdaje panu Leszkowi B. Geniusz Balcerowicz zaciągnął kredy i ulokował w obligach USA – 30 mld Dolarów!!! Przy kursie dolara ponad 4 zł. Na ten cel wyemitowano obligacje – większość na długi okres o stałym procencie – 15% i więcej. Obligacje USA były na 1-2%
Polska na tym straciła na przestrzeni lat ponad 100 mld USD – ukrywanych jako straty NBP.
Tak niestety było! Nazywało się to „kotwica Balcerowicza” To było zaproszenie dla wszystkich tych „inwestorów portfelowych” do robienia „lokat” w naszych bankach. Rezultatem było zdewastowanie polskiego eksportu gdyż mechanizm był następujący: firma zawierała kontrakt w np markach. Szalejąca w Polsce i inspirowana przez mechanizmy wymyślone przez Balcerowicza inflacja rzędu kilkadziesiąt procent powodowała drożenie w takim tempie krajowych surowców np drewna. Polski eksporter nie mógł jednostronnie korygować kontraktowej ceny a koszty produkcji rosły niewyobrażalnie. Rezultatem było bankructwo wielu firm i przejęcie ich za bezcen. Z powstałej w ten sposób armii bezrobotnych Kuroń robił rencistów. Doszło do tego, że z zagranicy opłacało się importować wszystko-nawet wodę dystylowaną. Jaki system na świecie wytrzymałby takie praktyki? A z Balcerowicza zrobiono wybawcę kraju. Ciekawe, że np. Czesi nie mieli takiego tyrana a bezrobocie nie przekroczyło u nich 9% ( u nas wówczas-ponad 20 – i to to oficjalne-nie licząc „rencistów” Kuronia) a inflacja 7%.” Kanadyjscy ekonomiści ocenili, że trzy pierwsze lata reform Balcerowicza przyniosły Polsce straty ekonomiczne porównywalne z poważnym konfliktem zbrojnym.
Plan Balcerowicza jest najczęściej krytykowany za to, że przyczynił się do znacznego spadku stopy życiowej licznych grup ludności, zwłaszcza pracowników przedsiębiorstw państwowych oraz pracowników PGR-ów, tworząc obszary biedy i strukturalnego bezrobocia, które w wielu miejscach trwa do dzisiaj. Niektórzy ekonomiści słusznie zarzucali też planowi Balcerowicza zbyt słabą ochronę rynku wewnętrznego w czasie transformacji oraz dopuszczenie do wieloletniej zapaści całych gałęzi gospodarki na skutek braku państwowej polityki wpływania na jej strukturę. W ogłoszonych na początku stycznia 1990 roku wynikach sondażu, poparcie dla planu Balcerowicza wynosiło ok. 50%. Później z miesiąca na miesiąc poparcie systematycznie malało. Po najboleśniejszym okresie przemian gospodarczo-ustrojowych (lata 1990–1993) i odejściu z rządu Balcerowicza, publiczna ocena jego planu ulegała spadkom, które są dość ściśle związane z pogorszeniem koniunktury w Polsce. Sam Leszek Balcerowicz był też uznawany za źródło problemów, które wiązały się z transformacją, co doprowadziło do powstania sloganu „Balcerowicz musi odejść”.
Jego działalność jako ministra finansów dwukrotnie była przedmiotem sejmowego postępowania w sprawie odpowiedzialności konstytucyjnej w 1993 i 1994 r.
W 1995 powrócił do działalności politycznej, obejmując w kwietniu tego roku stanowisko przewodniczącego Unii Wolności. W wyborach parlamentarnych we wrześniu 1997 z listy tej partii zdobył mandat posła na Sejm III kadencji.
W rządzie Jerzego Buzka objął stanowiska wicepremiera i ministra finansów, zajmując je w okresie od 31 października 1997 do 8 czerwca 2000, tj. do czasu rozpadu koalicji AWS-UW. Kolejny raz udowodnił, że potrafi tylko psuć gospodarkę i niszczyć majątek narodowy. Jednak ta komunistyczna kreatura 22 grudnia roku została wybrana przez Sejm na prezesa Narodowego Banku Polskiego. Pełnił tę funkcję od 10 stycznia 2001 do 10 stycznia 2007 i jako prezes NBP od 1 maja 2004 wchodził z urzędu w skład Rady Ogólnej Europejskiego Banku Centralnego. W 2005 został uhonorowany najwyższym polskim odznaczeniem, Orderem Orła Białego przez Aleksandra Kwaśniewskiego TW Alek - współpracownik SB, komunista, prezydent III RP (PRL II).
To jest przykład jak komunista, nieudacznik i główny winny utraty majątku narodowego stał się „bohaterem“ chlubionym przez partyjnych towarzyszy i obce państwa jako wielki reformator.
Co na to Balcerowicz? A on na to:
czwartek, 6 grudnia 2012
Jan Krzysztof Bielecki
Jan Krzysztof Bielecki (ur. 3 maja 1951 w Bydgoszczy) – polityk, ekonomista. Od stycznia do grudnia 1991 sprawował urząd Prezesa Rady Ministrów, desygnowanego przez Lecha Wałęsę. Znalazł się wśród założycieli Kongresu Liberalno-Demokratycznego, w wyborach do Sejmu w 1991 z list tej partii został ponownie posłem. W rządzie Hanny Suchockiej zajmował stanowisko ministra ds. integracji europejskiej. Od listopada 1993 był dyrektorem i przedstawicielem Polski w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie. Po połączeniu KLD z Unią Demokratyczną należał do Unii Wolności, z której odszedł w 2001 po powstaniu PO.
1 października 2003 objął funkcję prezesa zarządu Banku Pekao S.A. W listopadzie 2009 podał się do dymisji z zajmowanego stanowiska, zakończył urzędowanie w styczniu 2010.
15 stycznia 2010 został przewodniczącym Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
9 marca 2010 został powołany przez premiera Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów.
Rada Gospodarcza przy Prezesie Rady Ministrów, której przewodzi Jan Krzysztof Bielecki powstała jak mówi Janusz Palikot: "Po to właśnie, by ci, którzy mają jakieś interesy do załatwienia, chcą kupić jakąś fabrykę, wziąć udział w prywatyzacji, zdobyć koncesję czy zalobbować za jakimś rozwiązaniem, mieli gdzie przyjść”
W znalezionej przez Marka Balickiego depeszy pochodzącej z ambasady USA i relacjonującej spotkanie amerykańskiego ambasadora Lee Feinsteina z przewodniczącym Rady Gospodarczej dowiadujemy się, że: „Bielecki jest zdania, że dla amerykańskich inwestorów z doświadczeniem w branży służby zdrowia jest wiele obiecujących możliwości, a przywództwo USA mogłoby być pomocne w trwającym już teraz częściowym procesie prywatyzacji”. Tymczasem PO cały czas twierdzi, że celem komercjalizacji szpitali nie jest ich prywatyzacja.
Ale to jest przyszłość. Cofnijmy się w przeszłość aby nikt nie zarzucił mi wróżenia z fusów.
Historia zakładów Malma
Michel Marbot jest Francuzem, urodził się jednak we Włoszech. Przebywając we Włoszech poznał piękną Polkę, w której się zakochał. W 1990 roku, już jako małżeństwo podjęli decyzje, aby zamieszkać w Polsce. Ponieważ pasją Michela było zawsze gotowanie odkrył w Malborku zaniedbane zakłady produkcji makaronu.
Dysponując kapitałem ok 100 tys. dolarów i lewarując to kredytem z francuskiego banku, dokonał w 1991 roku pierwszej w Polsce prywatyzacji. Zaraz po przejęciu zakładu zaczęły się inwestycje, wymieniono sprzęt, postawiono nowe hale. Najważniejszymi decyzjami były te związane z pracownikami. Już w pierwszym miesiącu Michel podniósł pensje wszystkim pracownikom o 100% oraz każdemu z nich obiecał, że jeżeli zostanie zwolniony to dostanie odszkodowanie w wysokości 2 letniego wynagrodzenia. Jako pierwszy pracodawca w Polsce ubezpieczył prywatnie wszystkich swoich pracowników. Z dumą pokazuje polisę ubezpieczeniową z numerem 1. Wtedy ubezpieczało się tylko pracowników elitarnych urzędów, żadna firma nie ubezpieczała robotników.
To On wypuścił pierwsze reklamy telewizyjne w TVP. Wziął w nich udział Wiesław Michnikowski, który zachwalał makrony słowami – „Nie ma jak u Malmy”.
Michel przywiązywał ogromną uwagę do produktu. W tamtych czasach rynek chłonął wszystko.On jednak chciał stworzyć w Polsce najlepszy makaron na świecie. Aby to osiągnąć ściągnął do Polski pierwsze profesjonalne, szwajcarskie linie produkcyjne oraz stał się pierwszym importerem najszlachetniejszego surowca dla makaronu: pszenicy Amber Durum z Kanady.
W Polsce w latach 1990-1991 makarony z pszenicy Durum były prawie całkowicie importowane z Włoch i reprezentowały aż 30% rynku. Michel stworzył znak towarowy Malma, który szybko zdobył 25% rynku zostawiając dla Włochów zaledwie 5%.
Włoski gigant makaronowy Barilla, widząc jak taka mała firma z zacofanego kraju odbiera im rynek próbował nawet odkupić Malmę. Michel jednak nie zgodził się na to i planował dalsze inwestycje. Michel kupił kolejny zakład we Wrocławiu (ratując go przed bankructwem) i ciągle zwiększał sprzedaż.
W 2003 roku Polskie makarony Malma zostały okrzyknięte najlepszymi makaronami na świecie, co wywołało burzę w Neapolu, stolicy makaronu.
W najlepszych restauracjach włoskich, w tym u słynnego Don Alfonso, podawano makarony Malma, a szefowie kuchni tych restauracji głośno o tym mówili. Nawet neapolitańska gwiazda Sophia Loren reklamowała Malmę. To tak jakby jakiś Polski znany aktor głośno mówił, że najlepszą wódką na świecie jest wódka z Włoch. Coś zupełnie niewyobrażalnego. Nic więc dziwnego, że w swojej największej świetności Michel zatrudniał 800 osób i planował kolejne inwestycje.
W 2004 roku Polska przygotowywała się do wstąpienia do Unii Europejskiej. Otwierało to przed Malmą szansę dużego zwiększenia sprzedaży w Europie i nowych krajach członkowskich.
Po wejściu Polski i innych krajów do UE miała pojawić się więc duża, licząca około 25% rynku luka na rynku makaronów ze względu na normy . Wielu przedsiębiorstw nie było stać na sprowadzenie odpowiedniej pszenicy i zamykali produkcję. Zapowiadał się więc pojedynek dużych firm o zagospodarowanie tej luki. Nikt lepiej niż Malma nie był gotowy do przejęcia tego rynku.
W samej tylko Polsce oceniano wartość tej luki na 400 milionów złotych rocznie, a w całej nowej Unii na 1,2 miliarda zł. Z tego Malmie miało przypaść od 10 do 25%, zakładając oczywiście, że ten „nowy rynek” rozłoży się proporcjonalnie do obecnego udziału w rynku.
Malma potrzebowała funduszy, aby przystąpić do „pojedynku”. Trzeba było zwiększyć moce przerobowe, sprowadzić więcej surowca oraz przygotować potężną kampanię promocyjną. Inwestycje oceniono na około 50 milionów złotych. Michel Marbot i jego pracownicy zaczęli szukać pieniędzy.
Wejście Polski do Unii miało także inny ważny dla historii Malmy efekt. Bardzo szybki wzrost cen nieruchomości. Okazuje się, że Michel miał piękne tereny w centrum Wrocławia i Malborka. To dało mu nową szansę i nową siłę. Stało się jednak inaczej.
Kredyt i wprowadzenie Malmy na giełdę
Sytuacja finansowa Malmy w latach 2001-2003 była bardzo dobra, spółka przynosiła wysokie zyski. Pomimo tego, że Michel miał już spłacony w połowie dług wzięty na kupno i inwestycje w zakład, to jednak spółka była nadal bardzo obciążona odsetkami bo właśnie wtedy, NBP (pod naciskami lobby bankowego) prowadził politykę wysokich stóp procentowych (aż 20%) i silnej złotówki (co faworyzowało importerów makaronu).
Skoro wzięcie kolejnych kredytów nie było możliwe, Michel szukał możliwości wejścia na Warszawską giełdę i pozyskania pieniędzy z rynku.
W tym momencie na scenę wszedł bank PeKaO SA (ten z żubrem w logo) z byłym premierem Janem Krzysztofem Bieleckim jako prezesem. Tym samym, który jako premier brał udział w otwarciu zakładów po prywatyzacji w 1991 roku.
Bank zaproponował Malmie takie oto wyjście. W pierwszej fazie zrefinansuje wszystkie kredyty Malmy. Inaczej mówiąc da Malmie, na lepszych warunkach kredyt, który pozwoli spłacić natychmiast wszystkie inne kredyty. Dzięki temu, PeKaO SA będzie jedynym wierzycielem zakładów.
Do tej pory Malmę finansowało 6 banków (w tym PeKaO) współpracowało z Malmą ponad 10 lat. Jest to normalna praktyka, aby rozłożyć ryzyko upadłości firmy na kilka banków.
W drugiej fazie Bank wprowadzi Malmę na giełdę. Zanim jednak Debiut giełdowy byłby możliwy zobowiązał się finansować Malmę. Po wejściu Malmy na giełdę i uzyskaniu kapitału, Malma miała spłacić kredyty do Pekao.
Jest to całkiem normalna praktyka. To tak jakby bank dał młodemu małżeństwu kredyt na 110% wartości nieruchomości, aby nie tylko mogli kupić mieszkanie, ale także wyremontować i podnieść jego wartość, a dzięki podniesieniu wartości kredyt nie będzie stanowił już 110%, a zaledwie 80%.
Sabotaż
Nagle po pół roku pan Jan Krzysztof Bielecki ciągle odraczał wprowadzenie firmy na giełdę. Malmie po wyczerpaniu się karencji na dodatkowy kredyt, przyszło spłacać duże raty, a pieniędzy z debiutu na giełdzie jak nie było, tak nie było. Co gorsza, bank zamiast adaptować koszt finansowania (odsetki, prowizje) do możliwości spółki, jak wymaga tego prawo, stawiał natychmiast odsetki karne. W ten sposób zamknął Malmę w tzw. pułapce kredytowej.
Bank miał zastaw hipoteczny na całej Malmie i wiedział, że wartość zakładu pokrywa, konserwatywnie licząc, tylko połowę wysokości udzielonych kredytów.
Jak się później okazało, aby móc takie kredyty przyznać i nie mieć problemu z Nadzorem Bankowym (NBP), Bank sztucznie dowartościował swoje zabezpieczenie. Na przykład teren w Malborku, który potem ekspert zatrudniony przez Michela oszacował na 3 miliony zł, Bank oszacował, jak się później okazało, w swoich księgach finansowych na 150 milionów!
Wówczas pan Bielecki, zobowiązał Malmę do zatrudnienia wskazanego przez siebie konsultanta, który okazał się Rewidentem Banku PeKaO. Sugeruje to wprost, że Bank „kupił”, za pośrednictwem Malmy łagodny „niezależny” raport roczny aby wprowadzić giełdę i swoich akcjonariuszy w błąd. Po publikacji raportu tych „niezależnych” rewidentów, który był pozytywny, zarząd banku płacił sobie nadzwyczajne premie.
Jednak zarząd Banku zablokował wszystkie inicjatywy, mające na celu oddłużenie Malmy. Działał aby powiększyć koszty (obsługa długu) i blokować funkcjonowania firmy, która była zadłużona na więcej, niż była warta. Był to jednak dług zgodny z planem, gdyż miał zostać spłacony poprzez wejście Malmy na giełdę, które to ciągle się odwlekało w czasie.
Fakt ten był sygnałem dla Michela, że jest on instrumentem nierzetelnego działania Zarządu Banku. Zaczął szukać nowego inwestora, aby zastąpić PeKaO. Poinformował o tym bank.
Dopiero wtedy Bank w ekspresowym tempie wypowiedział umowę kredytu i zażądał natychmiastowej (14 dni) jego spłaty. Wystarczyło okazać nieco dobrej woli i wydłużyć okres kredytowania o kilka lat lub obniżyć odsetki, aby raty były nieco mniejsze. Malma spokojnie by dług uciągnęła nawet nie wchodząc na giełdę, jednak Bank zażądał spłaty całego kredytu z dnia na dzień.
Sytuacja patowa
Bank, z winy własnego zarządu, znalazł się w trudnej sytuacji. Pożyczył spółce Malma więcej pieniędzy, niż ta była warta i doprowadził do niewypłacalności spółki. Mimo tego, Zarząd odrzucał każdą ofertę inwestorów, którzy chcieli odkupić działające przedsiębiorstwo. Najwyższa oferta inwestorów stanowiła równowartość ok 65% długu Malmy.
Po całkowitej blokadzie spółki (zajęcie kont bankowych), zarząd banku myślał sobie, że pracownicy i Michel pójdą do domu. A więc, że Bank przejmie puste nieruchomości.
Jednak historia Malmy się tutaj nie kończy. Pracownicy głosowali, że nie odpuszczą zakładów, będą ich pilnować, mimo braku możliwość zapłaty pensji (skoro bank blokował konta Malmy), i mimo że nie można było zapłacić także za prąd, wodę. Produkcja stanęła.
Bank zdecydował dopiero wtedy, że najlepszym rozwiązaniem będzie, aby jakiś syndyk zlikwidował Malmę i wniósł do sądu wniosek o upadłość. Sąd ustanowił syndyka masy upadłościowej. Zadaniem syndyka jest sprzedaż całego majtku firmy po najlepszej cenie i spłacenie wierzycieli upadłej firmy (w przypadku Malmy tylko bank), a jeżeli po spłaceniu długów coś zostanie, oddać te pieniądze wspólnikom.
Działalność zarządu banku na szkodę Banku
Działaniem banku przy złych kredytach powinno być ograniczenie strat, a więc sprzedaż majątku po najwyższej cenie. Jak wiemy, działająca firma, zatrudniająca ponad 100 osób, która ma 25% udział w rynku polskim jest więcej warta, niż same jej nieruchomości. W zasadzie sam znak towarowy Malmy był wyceniony przez Bank na 42 na miliony zł, czyli znacznie więcej niż wszystkie nieruchomości razem wzięte.
Bank odrzucił inwestora na 65% długu, dążąc do upadłości i zadowoleniem się tylko sprzedażą nieruchomości, których wartość nie wynosiła nawet 20% całego długu. Dlaczego Bank chciał stracić 80% zamiast 35% kwoty kredytu?
Tak samo nie jest zrozumiałe dlaczego bank przez 3 lata po zamknięciu zakładów i przejęcia konta bankowego Malmy nie dbał zupełnie o ochronę i ubezpieczenie majątku wartego według jego ksiąg 300 milionów zl, który stanowił jego zabezpieczenie, czyli de facto jej własności. Wyobraźcie sobie, że przejmujecie od kogoś za długi 12 hektarów pełne hal, budynków, maszyn, aut i nie zatrudniacie tam ani jednego ochroniarza, ani nie wykupujecie ubezpieczenia?
Niezrozumiałe tez jest dlaczego przez dwa lata, od 2005 do 2007 roku, bank nie przejmował całej spółki i jej majątku, skoro zależało to od jednego podpisu – banku – czyli Jana-Krzysztofa Bieleckiego. Jak się okazało majątek miał sobie przez 2 lata gnić i czekać na rozkradzenie.
Wniosek jest taki, że Bank nie chciał doprowadzić do zmniejszenia swojej straty i wyjść z twarzą z tej inwestycji, tylko za wszelką cenę chciał doprowadzić do zamknięcia zakładów, po czym sprzedać tylko jego nieruchomości, które są warte ok. 20% kredytu. Takim zachowaniem prezes banku jawnie działał na niekorzyść swojej firmy. Bo chyba lepiej odzyskać 65% niż 20%?
Tracą akcjonariusze
Bank na giełdę oczywiście Malmy nie wprowadził. Przejął ją za długi i stał się de facto jej właścicielem. Bank PeKaO s.a. jest spółką publiczną, której współwłaścicielami są różnego rodzaju akcjonariusze. Większościowy pakiet ma włoski Bank UniCredit, którego prezesem był wtedy Allesandro Profumo. Kilka procent miał do 2009 roku Skarb Państwa, czyli naród Polski, a resztę stanowią drobni akcjonariusze. Drobni akcjonariusze widząc poczynania prezesa Banku, który za wszelką cenę chce doprowadzić do straty przez bank kilkudziesięciu milionów zł, złożyli do prokuratury serię podejrzeń o popełnieniu przestępstwa działania na szkodę banku.
Wszystkie doniesienia zostają uchylone, gdyż jak się okazuje, były premier, a obecnie doradca premiera jest nietykalny i żaden prokurator nie chce wytoczyć przeciwko niemu sprawy.
O co tak naprawdę chodziło bankowi?
Władze banku jawnie działały na niekorzyść akcjonariuszy na siłę forsując upadłość Malmy, zamiast ograniczenia swojej własnej straty. Chyba lepiej odzyskać 65% inwestycji, niż zaledwie 20%? Trudno uwierzyć, że zarząd tak dużego banku oraz właściciele większościowego pakietu akcji to idioci. Musieli więc mieć swoje własne cele.
Jak się okazuje Pan Aleksandro Profumo (Prezes UniCredit, większościowego udziałowca PeKaO) był też w zarządzie największego włoskiego dewelopera, firmy Pirelli! Ten sam człowiek pełnił też funkcję dyrektora zarządu w największym na świecie potentacie makaronowym – firmie Barilla. Barilla jest także jednym z największych klientów korporacyjnych banku UniCredit, ma w nim zaciągnięte zobowiązania na blisko 500 mln euro.
Interes Pana Profumo, nie był więc tożsamy z interesem banku.
Interes banku PeKaO polegał na sprzedaniu zakładu najdrożej jak się da i odzyskanie jak największej części pożyczonych pieniędzy. Natomiast osobistym interesem Pana Profumo, było doprowadzenie do zamknięcia zakładów pomimo wielkiej straty dla PeKaO. Jego ukrytym celem było odzyskanie terenów Malmy dla włoskich przyjaznych interesów (Pirelli) bez funkcjonującego zakładu, unikając nawet odszkodowania dla pracowników, a przy okazji oddać Włochom znów palmę pierwszeństwa na polskim rynku makaronu. Gdyby Malma była zamknięta (co w ciągu roku stało się faktem) to 25% udział Malmy w rynku zostałby uwolniony i firmy włoskie (w tym głównie Barilla) przejęłaby ten rynek w niemal 100%, gdyż inne polskie firmy produkujące makarony nie potrafiłyby natychmiast zastąpić Malmy w produkcji makaronu z pszenicy Durum.
Udział 25% rynku polskiego makaronu i dodatkowe około 25% związanego z wejściem Polski do UE okazał się dużym kąskiem dla Włochów. Chodzi o rynek warty około 1,2 miliarda złotych.
Działania Pana Profumo i jego interesy zmierzały więc do likwidacji Malmy, sprzedania jej nieruchomości do Pirelli, a rynku oddania Barilli. Co prawda PeKaO straci kilkadziesiąt, może nawet powyżej 100 milionów złotych. Ale inne firmy, z którymi Pan Profumo był powiązany zarobią jeszcze więcej.
Na całej tej transakcji stracą jednak mniejsi udziałowcy banku PeKaO, Polacy posiadający fundusze emerytalne, prywatni inwestorzy i Skarb Państwa. Nie przeszkadza to jednak Bieleckiemu
Warto dodać, że dwa lata później, Pan Alessandro Profumo, który skazał Malmę na śmierć, wypłacił sobie premie i bonusy, mimo że wartość jego Banku Unicredit na giełdzie spadła o 90% (tak 90%!!! z 8 € do 0,8 €!) a wartość Pekao o spadła o 70%.
Umowa Chopin
W ogólnym skrócie, Pirelli oraz UniCredit podpisali z Pekao umowę (tzw. umowa Chopin) na podstawie której Pekao zobowiązało się do ekskluzywnej współpracy z firmą Pirelli na okres 25 lat oddając prawo do własnych nieruchomości i hipotek swoich klientów. Przy okazji za 3/4 akcji akcji Pekao Development - spółki Banku Pekao, włoski deweloper zapłacił 60 mln zł, a następnie wykupił z przejętej spółki-córki 5 najlepszych projektów deweloperskich, które sprzedał za 240 mln złotych. Sęk w tym, że transakcja ta jest owiana aurą tajemniczości, podejrzeń o zaniżenie wyceny polskich aktywów i wyprowadzenie w ten sposób majątku Pekao SA. Umowa Chopin, której zadaniem było wyprowadzenie po cichu kapitału z Polski miała na celu uratowania pozycji UniCredit, wykorzystując ogromny potencjał hossy rynku nieruchomości w Polsce. Ale umowa dotyczy nie tylko tych pięciu ale wszystkich nieruchomości Banku. Umowa narusza interesy prawie każdego klienta kredytowego PeKaO, który posiada nieruchomość.
Gdy, przez 25 lat kredytobiorca nie wywiąże się ze spłaty kredytu (a są to sytuacje, które sam Bank mógłby prowokować), i bank chciał je sprzedać, to Bank musiałby dać najpierw znać firmie Pirelli, która otrzymywała prawo pierwokupu, nawet bez sprawdzenie ofert konkurencji, czyli na bardzo preferencyjnych warunkach.
Przykładowo budynki mieszkalne w centrum Warszawy zostały wycenione na 200 euro / m2, a więc przynajmniej 10 razy niżej niż jej wartość rynkowa. Jest to działalność na niekorzyść akcjonariuszy polskiego banku i wyprowadzanie zysków z Polski do Włoch do większościowego udziałowca.
To w ramach umowy Chopina do włoskiego developera miały powędrować nieruchomości Malmy, tak samo jak powędrowały już inne aktywa. W ramach “Projektu Chopin” 1,4 mld euro (ok 6 miliardów złotych) znikło z Banku Pekao i trafiło do Pirelli.
Michel Marbot podobnie jak inni akcjonariusze mniejszościowi zainteresował się sprawą i złożył doniesienie do prokuratury o możliwość popełnienia przestępstwa działania na niekorzyść banku przez jego zarząd. Sprawa została oddalona. Potem ponownie została skierowana do rozpatrzenia przez rzecznika, jednak prokuratura ponownie oddaliła zarzuty. Teraz sąd rozpatruje sprawy prokuratorskie.
Michel kupił akcje banku Pekao oraz UniCrdit i brał udział w walnych zgromadzeniach akcjonariuszy. Przygotowywał się do składania także pozwu we włoskich sądach. Jednak jego adwokat, który specjalizował się w przestępczości zorganizowanej i był nawet członkiem komisji ds. przestępczości zorganizowanej, został zabity. Nie wiadomo czy miało to związek z zaangażowaniem w sprawę Malmy, umowy Chopina czy w związku z inną sprawą którą prowadził w swoim bujnym życiu prawnika specjalisty od mafii. Fakt jednak pozostaje faktem.
Zmiana prawa przez PeKaO
Michel wraz z żoną był 100% właścicielem Malmy. Dodatkowo cały jego i żony majątek prywatny był zastawiony pod kredyt bankowy. Michel Marbot uważa, że bank działa nieuczciwie i wraz z żoną, jako osoby fizyczne wytaczają proces o 200 milionów zł. odszkodowania. Sąd jednak uznaje, że państwo Marbot nie mają legitymacji, aby w ogóle wytoczyć pozew. Sąd traktuje ich jakby nie byli stroną. Pomimo, że to oni stracili cały majątek.
Prezesem sądu, który wydał taką, sprzyjającą bankowi interpretacje przepisów był Piotr Zimmerman, który pół roku później został prawnikiem banku w sporze PeKaO przeciwko Malmie i rodzinie Marbot.
Zamknięcie Malmy wiązałoby się z wypowiedzeniem umowy dzierżawy, a to skutkowałoby wielomilionowymi odszkodowaniami dla pracowników Malmy.
Bank postanowił więc zmienić prawo upadłościowe tak, aby syndyk mógł wypowiedzieć umowę dzierżawy bez wypłaty odszkodowań pracownikom.
W luty 2009 roku Sejm zmienił ustawę Prawo Upadłościowe i Naprawcze. Pracownicy i rolnicy spadli z pierwszej do drugiej kategorii w kolejność wypłaty pieniędzy wierzycielom wbrew regułom przejęty przez większość Państw europejskich.
Na komisję, która doradzała Rządowi w tej sprawie nie był zaproszony żaden związek zawodowy ani rolniczy! Był jednak zaproszony przedstawiciel lobby bankowego oraz przedstawiciel Syndyków oraz Komorników. Doradcą premiera w tej sprawie był także Piotr Zimmerman, adwokat Banku.
Należy też dodać, że obecny minister finansów Jacek Rostowski był wcześniej doradcą Jana Krzysztofa Bieleckiego w PeKaO.
Dziennikarze wyrzucani z pracy
W czasie, gdy produkcja ustała, a pracownicy pilnowali zakładu, sprawą zainteresowała się Elżbieta Jaworowicz, która nakręciła o tym program. Jak przystało na profesjonalnego dziennikarza, zaprosiła do programu także obrońców banku, którym miał być dziennikarz ekonomiczny Jan Fijor, którego rola jako wolnorynkowego myśliciela miała być taka, aby pozwolić upadłej firmie upaść i bronić prawa banku do zarządzania swoim zastawem kredytu.
Podczas programu okazało się, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i dziennikarz zaczął bronić Malmę, a następnie postanowił zrobić z tej sprawy materiał. Po zbadaniu sprawy umówił się na spotkanie z Janem Krzysztofem Bieleckim, prezesem Pekao.
Kilkadziesiąt minut po spotkaniu z prezesem, do dziennikarza piszącego dla jednego z najważniejszych czasopism w Polsce, zadzwonił jego redaktor naczelny i wyrzucił go z pracy. Taką władzę ma Bank, którego wydatki na reklamy w mediach plasują się w krajowej czołówce. I choć afera i nadużycia związane z Malmą jest kilka razy większa, to nie ma szans na jej nagłośnienie tak jak została nagłośniona sprawa np. Pana Romana Kluski. Mafia urzędnicza nie daje pieniędzy na media. Mafia bankowa, a i owszem. Od tego czasu nikt nie chciał zainteresować się tematem Malmy, ani umową Chopina.
Działanie na szkodę to standard pracy Bieleckiego
Jednym z wyrazistych wątków jest sprawa związana z przywłaszczeniem przez Michela Marbot’a zboża kupionego za blisko 6 milionów zł.
Jak wiemy, syndyk i bank robią wszystko, aby firma upadła. Jednym z takich radykalnych kroków było zamknięcie znajdującej się w spichlerzach pszenicy, kupionej jesienią, zaraz po zbiorach, która ma wystarczyć na ponad roczną produkcję.
Pszenica oczywiście należała do banku, gdyż została przejęta tytułem niespłaconych kredytów. Zmagazynowana była jednak w elewatorach Malmy, a Malma wydzierżawiona zewnętrznej firmie.
Michel kilkanaście razy wysyłał do banku informacje, aby bank zabrał swoją pszenicę, gdyż nie tylko nie będzie on za darmo magazynował w swoich silosach czyjejś pszenicy, ale co więcej pszenica mogła w każdej chwili się popsuć. Bank odpisał Malmie, że tę pszenicę zabierze, jednak skutecznie zwlekał z tym przez blisko rok.
Pojawia się tutaj taka oto logika. Jeżeli magazyny są pełne pszenicy to Dzierżawca nie może w nich magazynować swojej własnej pszenicy, a skoro nie może magazynować, to nie może produkować i jak na ironię, rzeczywiście produkcję blokowały pełne magazyny.
Pszenica jak wiemy, nie może być przechowywana nie wiadomo jak długo. Jest to organizm żywy, potrzebuje odpowiedniej wentylacji. Trzymana w silosach wydziela gaz, który może ulec samozapłonowi. Jest to bardzo kaloryczna substancja, istnieją piece centralnego ogrzewania, które jako paliwo wykorzystują zboże.
Tymczasem bank nie zgodził się nawet na to, aby tę pszenicę przemieszać z jednego silosu do drugiego, aby ją w ten sposób przewentylować i uratować. Magazyny Malmy z wolna stawały się cykającą bombą w centrum Wrocławia. A w razie pożarów, cała odpowiedzialność spadłaby na Michela Marbota, jako prezesa zarządu spółki, która pszenicę dla banku składowała, nie mając nawet do niej dostępu i nie mogąc badać jej stanu.
Wraz z końcem roku kończyło się ubezpieczenie na pszenicę, co zwiększało ryzyko dla dzierżawcy magazynowania pszenicy, a nadchodząca wiosna i wysokie temperatury zwiększały ryzyko samozapłonu i zepsucia. Bank pomimo nalegań dzierżawcy nie udostępnił mu wyników badań jakości pszenicy. Zgodnie z normami pszenica mogła być trzymana w takich warunkach do 2 tygodni, leżała już ponad pół roku, a właściciel magazynów nie wiedział w jakim jest stanie.
Michel Marbot, który pełnił funkcję prezesa zarządu w związku z niemożnością prowadzenia przedsiębiorstwa, zdecydował się sprzedać pszenicę należącą do Banku dzierżawcy przedsiębiorstwa Malma. Jak się okazało sprzedaż nastąpiła w ostatniej możliwej chwili, jeżeli rzeczywiście ktoś miałby tę pszenicę uratować.
Bank mimo wezwań, nie przekazał nowemu właścicielowi pszenicy nawet numeru konta, na który należy przelać zapłatę za pszenicę. W zamian za to złożył doniesienie do prokuratury. Złożył je jednak, dopiero trzy miesiące później.
Ironią losu jest to, że Michel Marbot przywłaszczając pszenicę Banku i sprzedając ją w jego imieniu nie spowodował żadnej straty dla Banku. Tak naprawdę uratował majątek Banku przed zepsuciem. Dzięki tej transakcji, bank nie musiał ponosić kosztów utylizacji, które by musiał ponieść, gdyby pszenica się zepsuła. Kwestia tygodni, bo wiosna była gorąca.
Dodatkowo Malma mogła ruszyć na nowo z produkcją makaronów. Wartość spółki Malma, której właścicielem jest bank, znacząco wzrosła. Jak wiemy działające przedsiębiorstwo jest więcej warte niż jego nieruchomości. Na rynek powrócił znak towarowy Malma, który zyskuje znowu na wartości. Jak było wspomniane Malma obecna to już 1/4 tego co kiedyś.
Każdego dnia Malma zdobywa od nowa rynek i robi to bardzo skutecznie. A ponieważ ciągle jest własnością Banku to im większa jest Malma, tym bank notuje mniejsze straty, ceny akcji banku rosną, zarabiają akcjonariusze.
Za przywłaszczenie pszenicy, które w naszym rozumowaniu należy uznać jako czyn na rzecz banku, Michel Marbot został skazany w pierwszej instancji na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat, zakaz prowadzenia spółek handlowych na lat 10 oraz nakaz zwrotu bankowi blisko 6 mln złotych tytułem utraconej pszenicy.
Sąd apelacyjny we Wrocławiu jednak przyznał więcej racji Malmie i znacznie złagodził wyrok. Zmniejszył zakaz prowadzenia spółek na 3 lata oraz uznał, że pszenica w momencie sprzedaży była warta ok 3 mln (nie 6 mln), i cofnął obowiązek wypłaty jakichkolwiek pieniędzy na rzecz banku.
Wynika z tego, że sprzedając pszenicę Michel Marbot umożliwił produkcję przez spółkę, która wydzierżawiła firmę i uratował Malmę oraz 160 miejsce pracy.
Sprawa posiada więcej wątków i nie jest sprawą prostą.
Warto odnotować z kim walczy Malma. Pan Profumo był odwołany z funkcji prezesa UniCredit przez radę nadzorczą UniCredit we wrześniu 2010 w związku z niejasnościami w księgach banku oraz z powodu burzy wokół wzrostu udziałów strony libijskiej w tym banku.
Adwokat Banku, w sprawie Malmy, stał się doradca rządu by zmienić prawo upadłościowe.
Razi w oczy to, że w naszym kraju do sądu ciągnie się kobietę za nie nabicie paragonu za 20 groszy, a nikt nie chce wszcząć postępowania w sprawie okradzionych na setki milionów złotych akcjonariuszy PeKaO.
Innym przykładem "wybitności" Jana Krzysztofa Bieleckiego jest sprzedaż samego Pekao grupie Unicredit.
Jan Krzysztof Bielecki doradcą premiera Donalda Tuska
W latach 2010-2012 ministerstwo skarbu państwa wynajęło UniCredit CAIB do pomocy przy przeprowadzeniu największych prywatyzacji rządu Donalda Tuska. UniCredit jest właścicielem PEKAO S.A, banku. Powołując się na tajemnicę handlową i brak zgody kontrahenta ministerstwo skarbu państwa odmówiło udzielenia informacji ile zapłaciło UniCredit. Co ciekawe, ministerstwo skarbu przez kilka miesięcy w ogóle nie chciało udzielić odpowiedzi na pytanie o wartość umowy i ignorowało pytania. Zapewne chodziło o to, aby nie można było zaskarżyć odmowy udzielenia odpowiedzi. Prośbę do UniCredit o udzielenie informacji resort skarbu wysłał 1 czerwca 2012 r., 3 miesiące po otrzymaniu pierwszych pytań w tej sprawie. – To świetle tego co obecnie wyrabia rząd odmowa ujawnienia na co wydaje pieniądze podatników, to przysłowiowy „pikuś” – komentuje Marek Suski, poseł PiS, członek komisji skarbu.
Od 2010 r. ministerstwo skarbu państwa rozpoczęło przyznawanie UniCredi zleceń doradztwa przy prywatyzacjach. Takich zleceń było 7. M.in oferowanie i plasowanie akcji ENEA S.A, PGE S.A ( dwie umowy na to samo w odstępie 2 lat), Tauron S.A, PZU S.A i Jastrzębska Spółka Węglowa S.A (umowy m.in o świadczeniu usług finansowych) .
Dla PEKAO S.A, a więc pośrednio dla Unicredit, jak pamietamy przez lata pracował Jan Krzysztof Bielecki i to na stanowisku prezesa, obecnie szef Rady Gospodarczej przy premierze. Bielecki od początków rządów Platformy uważany jest za szarą eminencję. To człowiek, którego Donald Tusk uważa za mentora i jednego z najbliższych politycznych sojuszników. Bielecki w kwietniu 2010 r. odszedł z PEKAO S.A właśnie na funkcję doradcy rządu. Przypadkiem również w tym czasie rozpoczęło się przyznawanie zleceń UniCredit. Kancelaria premiera nie odpowiedziała na wysłane jej 11 czerwca pytania dotyczące prośby o komentarz ws. odmowy ujawnienia wartości zleceń dla UniCredit.
Bielecki to nie jedyny człowiek UniCredit w rządzie. Doradcą w PEKAO S.A był bowiem minister finansów Jacek Rostowski. Wcześniej prezesem PEKAO S.A była Maria Pasło-Wiśniewska, posłanka Platformy Obywatelskiej. Dziś byli pracownicy grupy PEKAO S.A stanowią trzon kadrowej obsady spółek skarbu państwa. Na przykład prezes największego banku PKO BP Zbigniew Jagiełło był szefem Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Pioneer Pekao.
Grupa UniCredit przeżywa ogromne kłopoty finansowe. Unicredit podał 10,6 mld euro straty w III kwartale 2011 r. Unicredit ma 39 mld euro w obligacjach włoskiego rządu. Włoski rząd może mieć problemy ze spłatą tego długu i w każdej chwili może się okazać, że wierzyciele dostaną np. tylko 50 proc. tego, co pożyczyli.
Zlecenia dla firm z Grupy UniCredit na pewno pomagają w trudnej sytuacji. Jeszcze bardziej wyrozumiała była Komisja Nadzoru Finansowego, która mimo szalejącego w Europie kryzysu wydała zgodę, aby PEKAO S.A wypłaciła akcjonariuszom (a więc głównie UniCredit) dywidendę w 2012 r.
Jeśli przyjrzy się ktoś dokładnie postaci Jana Krzysztofa Bieleckiego to stewierdzi, że to wyjątkowa kanalia i hochsztapler. To pewnie m.in. za to został odznaczony Orderem Orła Białego w 2010 roku.
1 października 2003 objął funkcję prezesa zarządu Banku Pekao S.A. W listopadzie 2009 podał się do dymisji z zajmowanego stanowiska, zakończył urzędowanie w styczniu 2010.
15 stycznia 2010 został przewodniczącym Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
9 marca 2010 został powołany przez premiera Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów.
Rada Gospodarcza przy Prezesie Rady Ministrów, której przewodzi Jan Krzysztof Bielecki powstała jak mówi Janusz Palikot: "Po to właśnie, by ci, którzy mają jakieś interesy do załatwienia, chcą kupić jakąś fabrykę, wziąć udział w prywatyzacji, zdobyć koncesję czy zalobbować za jakimś rozwiązaniem, mieli gdzie przyjść”
W znalezionej przez Marka Balickiego depeszy pochodzącej z ambasady USA i relacjonującej spotkanie amerykańskiego ambasadora Lee Feinsteina z przewodniczącym Rady Gospodarczej dowiadujemy się, że: „Bielecki jest zdania, że dla amerykańskich inwestorów z doświadczeniem w branży służby zdrowia jest wiele obiecujących możliwości, a przywództwo USA mogłoby być pomocne w trwającym już teraz częściowym procesie prywatyzacji”. Tymczasem PO cały czas twierdzi, że celem komercjalizacji szpitali nie jest ich prywatyzacja.
Ale to jest przyszłość. Cofnijmy się w przeszłość aby nikt nie zarzucił mi wróżenia z fusów.
Historia zakładów Malma
Michel Marbot jest Francuzem, urodził się jednak we Włoszech. Przebywając we Włoszech poznał piękną Polkę, w której się zakochał. W 1990 roku, już jako małżeństwo podjęli decyzje, aby zamieszkać w Polsce. Ponieważ pasją Michela było zawsze gotowanie odkrył w Malborku zaniedbane zakłady produkcji makaronu.
Dysponując kapitałem ok 100 tys. dolarów i lewarując to kredytem z francuskiego banku, dokonał w 1991 roku pierwszej w Polsce prywatyzacji. Zaraz po przejęciu zakładu zaczęły się inwestycje, wymieniono sprzęt, postawiono nowe hale. Najważniejszymi decyzjami były te związane z pracownikami. Już w pierwszym miesiącu Michel podniósł pensje wszystkim pracownikom o 100% oraz każdemu z nich obiecał, że jeżeli zostanie zwolniony to dostanie odszkodowanie w wysokości 2 letniego wynagrodzenia. Jako pierwszy pracodawca w Polsce ubezpieczył prywatnie wszystkich swoich pracowników. Z dumą pokazuje polisę ubezpieczeniową z numerem 1. Wtedy ubezpieczało się tylko pracowników elitarnych urzędów, żadna firma nie ubezpieczała robotników.
To On wypuścił pierwsze reklamy telewizyjne w TVP. Wziął w nich udział Wiesław Michnikowski, który zachwalał makrony słowami – „Nie ma jak u Malmy”.
Michel przywiązywał ogromną uwagę do produktu. W tamtych czasach rynek chłonął wszystko.On jednak chciał stworzyć w Polsce najlepszy makaron na świecie. Aby to osiągnąć ściągnął do Polski pierwsze profesjonalne, szwajcarskie linie produkcyjne oraz stał się pierwszym importerem najszlachetniejszego surowca dla makaronu: pszenicy Amber Durum z Kanady.
W Polsce w latach 1990-1991 makarony z pszenicy Durum były prawie całkowicie importowane z Włoch i reprezentowały aż 30% rynku. Michel stworzył znak towarowy Malma, który szybko zdobył 25% rynku zostawiając dla Włochów zaledwie 5%.
Włoski gigant makaronowy Barilla, widząc jak taka mała firma z zacofanego kraju odbiera im rynek próbował nawet odkupić Malmę. Michel jednak nie zgodził się na to i planował dalsze inwestycje. Michel kupił kolejny zakład we Wrocławiu (ratując go przed bankructwem) i ciągle zwiększał sprzedaż.
W 2003 roku Polskie makarony Malma zostały okrzyknięte najlepszymi makaronami na świecie, co wywołało burzę w Neapolu, stolicy makaronu.
W najlepszych restauracjach włoskich, w tym u słynnego Don Alfonso, podawano makarony Malma, a szefowie kuchni tych restauracji głośno o tym mówili. Nawet neapolitańska gwiazda Sophia Loren reklamowała Malmę. To tak jakby jakiś Polski znany aktor głośno mówił, że najlepszą wódką na świecie jest wódka z Włoch. Coś zupełnie niewyobrażalnego. Nic więc dziwnego, że w swojej największej świetności Michel zatrudniał 800 osób i planował kolejne inwestycje.
W 2004 roku Polska przygotowywała się do wstąpienia do Unii Europejskiej. Otwierało to przed Malmą szansę dużego zwiększenia sprzedaży w Europie i nowych krajach członkowskich.
Po wejściu Polski i innych krajów do UE miała pojawić się więc duża, licząca około 25% rynku luka na rynku makaronów ze względu na normy . Wielu przedsiębiorstw nie było stać na sprowadzenie odpowiedniej pszenicy i zamykali produkcję. Zapowiadał się więc pojedynek dużych firm o zagospodarowanie tej luki. Nikt lepiej niż Malma nie był gotowy do przejęcia tego rynku.
W samej tylko Polsce oceniano wartość tej luki na 400 milionów złotych rocznie, a w całej nowej Unii na 1,2 miliarda zł. Z tego Malmie miało przypaść od 10 do 25%, zakładając oczywiście, że ten „nowy rynek” rozłoży się proporcjonalnie do obecnego udziału w rynku.
Malma potrzebowała funduszy, aby przystąpić do „pojedynku”. Trzeba było zwiększyć moce przerobowe, sprowadzić więcej surowca oraz przygotować potężną kampanię promocyjną. Inwestycje oceniono na około 50 milionów złotych. Michel Marbot i jego pracownicy zaczęli szukać pieniędzy.
Wejście Polski do Unii miało także inny ważny dla historii Malmy efekt. Bardzo szybki wzrost cen nieruchomości. Okazuje się, że Michel miał piękne tereny w centrum Wrocławia i Malborka. To dało mu nową szansę i nową siłę. Stało się jednak inaczej.
Kredyt i wprowadzenie Malmy na giełdę
Sytuacja finansowa Malmy w latach 2001-2003 była bardzo dobra, spółka przynosiła wysokie zyski. Pomimo tego, że Michel miał już spłacony w połowie dług wzięty na kupno i inwestycje w zakład, to jednak spółka była nadal bardzo obciążona odsetkami bo właśnie wtedy, NBP (pod naciskami lobby bankowego) prowadził politykę wysokich stóp procentowych (aż 20%) i silnej złotówki (co faworyzowało importerów makaronu).
Skoro wzięcie kolejnych kredytów nie było możliwe, Michel szukał możliwości wejścia na Warszawską giełdę i pozyskania pieniędzy z rynku.
W tym momencie na scenę wszedł bank PeKaO SA (ten z żubrem w logo) z byłym premierem Janem Krzysztofem Bieleckim jako prezesem. Tym samym, który jako premier brał udział w otwarciu zakładów po prywatyzacji w 1991 roku.
Bank zaproponował Malmie takie oto wyjście. W pierwszej fazie zrefinansuje wszystkie kredyty Malmy. Inaczej mówiąc da Malmie, na lepszych warunkach kredyt, który pozwoli spłacić natychmiast wszystkie inne kredyty. Dzięki temu, PeKaO SA będzie jedynym wierzycielem zakładów.
Do tej pory Malmę finansowało 6 banków (w tym PeKaO) współpracowało z Malmą ponad 10 lat. Jest to normalna praktyka, aby rozłożyć ryzyko upadłości firmy na kilka banków.
W drugiej fazie Bank wprowadzi Malmę na giełdę. Zanim jednak Debiut giełdowy byłby możliwy zobowiązał się finansować Malmę. Po wejściu Malmy na giełdę i uzyskaniu kapitału, Malma miała spłacić kredyty do Pekao.
Jest to całkiem normalna praktyka. To tak jakby bank dał młodemu małżeństwu kredyt na 110% wartości nieruchomości, aby nie tylko mogli kupić mieszkanie, ale także wyremontować i podnieść jego wartość, a dzięki podniesieniu wartości kredyt nie będzie stanowił już 110%, a zaledwie 80%.
Sabotaż
Nagle po pół roku pan Jan Krzysztof Bielecki ciągle odraczał wprowadzenie firmy na giełdę. Malmie po wyczerpaniu się karencji na dodatkowy kredyt, przyszło spłacać duże raty, a pieniędzy z debiutu na giełdzie jak nie było, tak nie było. Co gorsza, bank zamiast adaptować koszt finansowania (odsetki, prowizje) do możliwości spółki, jak wymaga tego prawo, stawiał natychmiast odsetki karne. W ten sposób zamknął Malmę w tzw. pułapce kredytowej.
Bank miał zastaw hipoteczny na całej Malmie i wiedział, że wartość zakładu pokrywa, konserwatywnie licząc, tylko połowę wysokości udzielonych kredytów.
Jak się później okazało, aby móc takie kredyty przyznać i nie mieć problemu z Nadzorem Bankowym (NBP), Bank sztucznie dowartościował swoje zabezpieczenie. Na przykład teren w Malborku, który potem ekspert zatrudniony przez Michela oszacował na 3 miliony zł, Bank oszacował, jak się później okazało, w swoich księgach finansowych na 150 milionów!
Wówczas pan Bielecki, zobowiązał Malmę do zatrudnienia wskazanego przez siebie konsultanta, który okazał się Rewidentem Banku PeKaO. Sugeruje to wprost, że Bank „kupił”, za pośrednictwem Malmy łagodny „niezależny” raport roczny aby wprowadzić giełdę i swoich akcjonariuszy w błąd. Po publikacji raportu tych „niezależnych” rewidentów, który był pozytywny, zarząd banku płacił sobie nadzwyczajne premie.
Jednak zarząd Banku zablokował wszystkie inicjatywy, mające na celu oddłużenie Malmy. Działał aby powiększyć koszty (obsługa długu) i blokować funkcjonowania firmy, która była zadłużona na więcej, niż była warta. Był to jednak dług zgodny z planem, gdyż miał zostać spłacony poprzez wejście Malmy na giełdę, które to ciągle się odwlekało w czasie.
Fakt ten był sygnałem dla Michela, że jest on instrumentem nierzetelnego działania Zarządu Banku. Zaczął szukać nowego inwestora, aby zastąpić PeKaO. Poinformował o tym bank.
Dopiero wtedy Bank w ekspresowym tempie wypowiedział umowę kredytu i zażądał natychmiastowej (14 dni) jego spłaty. Wystarczyło okazać nieco dobrej woli i wydłużyć okres kredytowania o kilka lat lub obniżyć odsetki, aby raty były nieco mniejsze. Malma spokojnie by dług uciągnęła nawet nie wchodząc na giełdę, jednak Bank zażądał spłaty całego kredytu z dnia na dzień.
Sytuacja patowa
Bank, z winy własnego zarządu, znalazł się w trudnej sytuacji. Pożyczył spółce Malma więcej pieniędzy, niż ta była warta i doprowadził do niewypłacalności spółki. Mimo tego, Zarząd odrzucał każdą ofertę inwestorów, którzy chcieli odkupić działające przedsiębiorstwo. Najwyższa oferta inwestorów stanowiła równowartość ok 65% długu Malmy.
Po całkowitej blokadzie spółki (zajęcie kont bankowych), zarząd banku myślał sobie, że pracownicy i Michel pójdą do domu. A więc, że Bank przejmie puste nieruchomości.
Jednak historia Malmy się tutaj nie kończy. Pracownicy głosowali, że nie odpuszczą zakładów, będą ich pilnować, mimo braku możliwość zapłaty pensji (skoro bank blokował konta Malmy), i mimo że nie można było zapłacić także za prąd, wodę. Produkcja stanęła.
Bank zdecydował dopiero wtedy, że najlepszym rozwiązaniem będzie, aby jakiś syndyk zlikwidował Malmę i wniósł do sądu wniosek o upadłość. Sąd ustanowił syndyka masy upadłościowej. Zadaniem syndyka jest sprzedaż całego majtku firmy po najlepszej cenie i spłacenie wierzycieli upadłej firmy (w przypadku Malmy tylko bank), a jeżeli po spłaceniu długów coś zostanie, oddać te pieniądze wspólnikom.
Działalność zarządu banku na szkodę Banku
Działaniem banku przy złych kredytach powinno być ograniczenie strat, a więc sprzedaż majątku po najwyższej cenie. Jak wiemy, działająca firma, zatrudniająca ponad 100 osób, która ma 25% udział w rynku polskim jest więcej warta, niż same jej nieruchomości. W zasadzie sam znak towarowy Malmy był wyceniony przez Bank na 42 na miliony zł, czyli znacznie więcej niż wszystkie nieruchomości razem wzięte.
Bank odrzucił inwestora na 65% długu, dążąc do upadłości i zadowoleniem się tylko sprzedażą nieruchomości, których wartość nie wynosiła nawet 20% całego długu. Dlaczego Bank chciał stracić 80% zamiast 35% kwoty kredytu?
Tak samo nie jest zrozumiałe dlaczego bank przez 3 lata po zamknięciu zakładów i przejęcia konta bankowego Malmy nie dbał zupełnie o ochronę i ubezpieczenie majątku wartego według jego ksiąg 300 milionów zl, który stanowił jego zabezpieczenie, czyli de facto jej własności. Wyobraźcie sobie, że przejmujecie od kogoś za długi 12 hektarów pełne hal, budynków, maszyn, aut i nie zatrudniacie tam ani jednego ochroniarza, ani nie wykupujecie ubezpieczenia?
Niezrozumiałe tez jest dlaczego przez dwa lata, od 2005 do 2007 roku, bank nie przejmował całej spółki i jej majątku, skoro zależało to od jednego podpisu – banku – czyli Jana-Krzysztofa Bieleckiego. Jak się okazało majątek miał sobie przez 2 lata gnić i czekać na rozkradzenie.
Wniosek jest taki, że Bank nie chciał doprowadzić do zmniejszenia swojej straty i wyjść z twarzą z tej inwestycji, tylko za wszelką cenę chciał doprowadzić do zamknięcia zakładów, po czym sprzedać tylko jego nieruchomości, które są warte ok. 20% kredytu. Takim zachowaniem prezes banku jawnie działał na niekorzyść swojej firmy. Bo chyba lepiej odzyskać 65% niż 20%?
Tracą akcjonariusze
Bank na giełdę oczywiście Malmy nie wprowadził. Przejął ją za długi i stał się de facto jej właścicielem. Bank PeKaO s.a. jest spółką publiczną, której współwłaścicielami są różnego rodzaju akcjonariusze. Większościowy pakiet ma włoski Bank UniCredit, którego prezesem był wtedy Allesandro Profumo. Kilka procent miał do 2009 roku Skarb Państwa, czyli naród Polski, a resztę stanowią drobni akcjonariusze. Drobni akcjonariusze widząc poczynania prezesa Banku, który za wszelką cenę chce doprowadzić do straty przez bank kilkudziesięciu milionów zł, złożyli do prokuratury serię podejrzeń o popełnieniu przestępstwa działania na szkodę banku.
Wszystkie doniesienia zostają uchylone, gdyż jak się okazuje, były premier, a obecnie doradca premiera jest nietykalny i żaden prokurator nie chce wytoczyć przeciwko niemu sprawy.
O co tak naprawdę chodziło bankowi?
Władze banku jawnie działały na niekorzyść akcjonariuszy na siłę forsując upadłość Malmy, zamiast ograniczenia swojej własnej straty. Chyba lepiej odzyskać 65% inwestycji, niż zaledwie 20%? Trudno uwierzyć, że zarząd tak dużego banku oraz właściciele większościowego pakietu akcji to idioci. Musieli więc mieć swoje własne cele.
Jak się okazuje Pan Aleksandro Profumo (Prezes UniCredit, większościowego udziałowca PeKaO) był też w zarządzie największego włoskiego dewelopera, firmy Pirelli! Ten sam człowiek pełnił też funkcję dyrektora zarządu w największym na świecie potentacie makaronowym – firmie Barilla. Barilla jest także jednym z największych klientów korporacyjnych banku UniCredit, ma w nim zaciągnięte zobowiązania na blisko 500 mln euro.
Interes Pana Profumo, nie był więc tożsamy z interesem banku.
Interes banku PeKaO polegał na sprzedaniu zakładu najdrożej jak się da i odzyskanie jak największej części pożyczonych pieniędzy. Natomiast osobistym interesem Pana Profumo, było doprowadzenie do zamknięcia zakładów pomimo wielkiej straty dla PeKaO. Jego ukrytym celem było odzyskanie terenów Malmy dla włoskich przyjaznych interesów (Pirelli) bez funkcjonującego zakładu, unikając nawet odszkodowania dla pracowników, a przy okazji oddać Włochom znów palmę pierwszeństwa na polskim rynku makaronu. Gdyby Malma była zamknięta (co w ciągu roku stało się faktem) to 25% udział Malmy w rynku zostałby uwolniony i firmy włoskie (w tym głównie Barilla) przejęłaby ten rynek w niemal 100%, gdyż inne polskie firmy produkujące makarony nie potrafiłyby natychmiast zastąpić Malmy w produkcji makaronu z pszenicy Durum.
Udział 25% rynku polskiego makaronu i dodatkowe około 25% związanego z wejściem Polski do UE okazał się dużym kąskiem dla Włochów. Chodzi o rynek warty około 1,2 miliarda złotych.
Działania Pana Profumo i jego interesy zmierzały więc do likwidacji Malmy, sprzedania jej nieruchomości do Pirelli, a rynku oddania Barilli. Co prawda PeKaO straci kilkadziesiąt, może nawet powyżej 100 milionów złotych. Ale inne firmy, z którymi Pan Profumo był powiązany zarobią jeszcze więcej.
Na całej tej transakcji stracą jednak mniejsi udziałowcy banku PeKaO, Polacy posiadający fundusze emerytalne, prywatni inwestorzy i Skarb Państwa. Nie przeszkadza to jednak Bieleckiemu
Warto dodać, że dwa lata później, Pan Alessandro Profumo, który skazał Malmę na śmierć, wypłacił sobie premie i bonusy, mimo że wartość jego Banku Unicredit na giełdzie spadła o 90% (tak 90%!!! z 8 € do 0,8 €!) a wartość Pekao o spadła o 70%.
Umowa Chopin
W ogólnym skrócie, Pirelli oraz UniCredit podpisali z Pekao umowę (tzw. umowa Chopin) na podstawie której Pekao zobowiązało się do ekskluzywnej współpracy z firmą Pirelli na okres 25 lat oddając prawo do własnych nieruchomości i hipotek swoich klientów. Przy okazji za 3/4 akcji akcji Pekao Development - spółki Banku Pekao, włoski deweloper zapłacił 60 mln zł, a następnie wykupił z przejętej spółki-córki 5 najlepszych projektów deweloperskich, które sprzedał za 240 mln złotych. Sęk w tym, że transakcja ta jest owiana aurą tajemniczości, podejrzeń o zaniżenie wyceny polskich aktywów i wyprowadzenie w ten sposób majątku Pekao SA. Umowa Chopin, której zadaniem było wyprowadzenie po cichu kapitału z Polski miała na celu uratowania pozycji UniCredit, wykorzystując ogromny potencjał hossy rynku nieruchomości w Polsce. Ale umowa dotyczy nie tylko tych pięciu ale wszystkich nieruchomości Banku. Umowa narusza interesy prawie każdego klienta kredytowego PeKaO, który posiada nieruchomość.
Gdy, przez 25 lat kredytobiorca nie wywiąże się ze spłaty kredytu (a są to sytuacje, które sam Bank mógłby prowokować), i bank chciał je sprzedać, to Bank musiałby dać najpierw znać firmie Pirelli, która otrzymywała prawo pierwokupu, nawet bez sprawdzenie ofert konkurencji, czyli na bardzo preferencyjnych warunkach.
Przykładowo budynki mieszkalne w centrum Warszawy zostały wycenione na 200 euro / m2, a więc przynajmniej 10 razy niżej niż jej wartość rynkowa. Jest to działalność na niekorzyść akcjonariuszy polskiego banku i wyprowadzanie zysków z Polski do Włoch do większościowego udziałowca.
To w ramach umowy Chopina do włoskiego developera miały powędrować nieruchomości Malmy, tak samo jak powędrowały już inne aktywa. W ramach “Projektu Chopin” 1,4 mld euro (ok 6 miliardów złotych) znikło z Banku Pekao i trafiło do Pirelli.
Michel Marbot podobnie jak inni akcjonariusze mniejszościowi zainteresował się sprawą i złożył doniesienie do prokuratury o możliwość popełnienia przestępstwa działania na niekorzyść banku przez jego zarząd. Sprawa została oddalona. Potem ponownie została skierowana do rozpatrzenia przez rzecznika, jednak prokuratura ponownie oddaliła zarzuty. Teraz sąd rozpatruje sprawy prokuratorskie.
Michel kupił akcje banku Pekao oraz UniCrdit i brał udział w walnych zgromadzeniach akcjonariuszy. Przygotowywał się do składania także pozwu we włoskich sądach. Jednak jego adwokat, który specjalizował się w przestępczości zorganizowanej i był nawet członkiem komisji ds. przestępczości zorganizowanej, został zabity. Nie wiadomo czy miało to związek z zaangażowaniem w sprawę Malmy, umowy Chopina czy w związku z inną sprawą którą prowadził w swoim bujnym życiu prawnika specjalisty od mafii. Fakt jednak pozostaje faktem.
Zmiana prawa przez PeKaO
Michel wraz z żoną był 100% właścicielem Malmy. Dodatkowo cały jego i żony majątek prywatny był zastawiony pod kredyt bankowy. Michel Marbot uważa, że bank działa nieuczciwie i wraz z żoną, jako osoby fizyczne wytaczają proces o 200 milionów zł. odszkodowania. Sąd jednak uznaje, że państwo Marbot nie mają legitymacji, aby w ogóle wytoczyć pozew. Sąd traktuje ich jakby nie byli stroną. Pomimo, że to oni stracili cały majątek.
Prezesem sądu, który wydał taką, sprzyjającą bankowi interpretacje przepisów był Piotr Zimmerman, który pół roku później został prawnikiem banku w sporze PeKaO przeciwko Malmie i rodzinie Marbot.
Zamknięcie Malmy wiązałoby się z wypowiedzeniem umowy dzierżawy, a to skutkowałoby wielomilionowymi odszkodowaniami dla pracowników Malmy.
Bank postanowił więc zmienić prawo upadłościowe tak, aby syndyk mógł wypowiedzieć umowę dzierżawy bez wypłaty odszkodowań pracownikom.
W luty 2009 roku Sejm zmienił ustawę Prawo Upadłościowe i Naprawcze. Pracownicy i rolnicy spadli z pierwszej do drugiej kategorii w kolejność wypłaty pieniędzy wierzycielom wbrew regułom przejęty przez większość Państw europejskich.
Na komisję, która doradzała Rządowi w tej sprawie nie był zaproszony żaden związek zawodowy ani rolniczy! Był jednak zaproszony przedstawiciel lobby bankowego oraz przedstawiciel Syndyków oraz Komorników. Doradcą premiera w tej sprawie był także Piotr Zimmerman, adwokat Banku.
Należy też dodać, że obecny minister finansów Jacek Rostowski był wcześniej doradcą Jana Krzysztofa Bieleckiego w PeKaO.
Dziennikarze wyrzucani z pracy
W czasie, gdy produkcja ustała, a pracownicy pilnowali zakładu, sprawą zainteresowała się Elżbieta Jaworowicz, która nakręciła o tym program. Jak przystało na profesjonalnego dziennikarza, zaprosiła do programu także obrońców banku, którym miał być dziennikarz ekonomiczny Jan Fijor, którego rola jako wolnorynkowego myśliciela miała być taka, aby pozwolić upadłej firmie upaść i bronić prawa banku do zarządzania swoim zastawem kredytu.
Podczas programu okazało się, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i dziennikarz zaczął bronić Malmę, a następnie postanowił zrobić z tej sprawy materiał. Po zbadaniu sprawy umówił się na spotkanie z Janem Krzysztofem Bieleckim, prezesem Pekao.
Kilkadziesiąt minut po spotkaniu z prezesem, do dziennikarza piszącego dla jednego z najważniejszych czasopism w Polsce, zadzwonił jego redaktor naczelny i wyrzucił go z pracy. Taką władzę ma Bank, którego wydatki na reklamy w mediach plasują się w krajowej czołówce. I choć afera i nadużycia związane z Malmą jest kilka razy większa, to nie ma szans na jej nagłośnienie tak jak została nagłośniona sprawa np. Pana Romana Kluski. Mafia urzędnicza nie daje pieniędzy na media. Mafia bankowa, a i owszem. Od tego czasu nikt nie chciał zainteresować się tematem Malmy, ani umową Chopina.
Działanie na szkodę to standard pracy Bieleckiego
Jednym z wyrazistych wątków jest sprawa związana z przywłaszczeniem przez Michela Marbot’a zboża kupionego za blisko 6 milionów zł.
Jak wiemy, syndyk i bank robią wszystko, aby firma upadła. Jednym z takich radykalnych kroków było zamknięcie znajdującej się w spichlerzach pszenicy, kupionej jesienią, zaraz po zbiorach, która ma wystarczyć na ponad roczną produkcję.
Pszenica oczywiście należała do banku, gdyż została przejęta tytułem niespłaconych kredytów. Zmagazynowana była jednak w elewatorach Malmy, a Malma wydzierżawiona zewnętrznej firmie.
Michel kilkanaście razy wysyłał do banku informacje, aby bank zabrał swoją pszenicę, gdyż nie tylko nie będzie on za darmo magazynował w swoich silosach czyjejś pszenicy, ale co więcej pszenica mogła w każdej chwili się popsuć. Bank odpisał Malmie, że tę pszenicę zabierze, jednak skutecznie zwlekał z tym przez blisko rok.
Pojawia się tutaj taka oto logika. Jeżeli magazyny są pełne pszenicy to Dzierżawca nie może w nich magazynować swojej własnej pszenicy, a skoro nie może magazynować, to nie może produkować i jak na ironię, rzeczywiście produkcję blokowały pełne magazyny.
Pszenica jak wiemy, nie może być przechowywana nie wiadomo jak długo. Jest to organizm żywy, potrzebuje odpowiedniej wentylacji. Trzymana w silosach wydziela gaz, który może ulec samozapłonowi. Jest to bardzo kaloryczna substancja, istnieją piece centralnego ogrzewania, które jako paliwo wykorzystują zboże.
Tymczasem bank nie zgodził się nawet na to, aby tę pszenicę przemieszać z jednego silosu do drugiego, aby ją w ten sposób przewentylować i uratować. Magazyny Malmy z wolna stawały się cykającą bombą w centrum Wrocławia. A w razie pożarów, cała odpowiedzialność spadłaby na Michela Marbota, jako prezesa zarządu spółki, która pszenicę dla banku składowała, nie mając nawet do niej dostępu i nie mogąc badać jej stanu.
Wraz z końcem roku kończyło się ubezpieczenie na pszenicę, co zwiększało ryzyko dla dzierżawcy magazynowania pszenicy, a nadchodząca wiosna i wysokie temperatury zwiększały ryzyko samozapłonu i zepsucia. Bank pomimo nalegań dzierżawcy nie udostępnił mu wyników badań jakości pszenicy. Zgodnie z normami pszenica mogła być trzymana w takich warunkach do 2 tygodni, leżała już ponad pół roku, a właściciel magazynów nie wiedział w jakim jest stanie.
Michel Marbot, który pełnił funkcję prezesa zarządu w związku z niemożnością prowadzenia przedsiębiorstwa, zdecydował się sprzedać pszenicę należącą do Banku dzierżawcy przedsiębiorstwa Malma. Jak się okazało sprzedaż nastąpiła w ostatniej możliwej chwili, jeżeli rzeczywiście ktoś miałby tę pszenicę uratować.
Bank mimo wezwań, nie przekazał nowemu właścicielowi pszenicy nawet numeru konta, na który należy przelać zapłatę za pszenicę. W zamian za to złożył doniesienie do prokuratury. Złożył je jednak, dopiero trzy miesiące później.
Ironią losu jest to, że Michel Marbot przywłaszczając pszenicę Banku i sprzedając ją w jego imieniu nie spowodował żadnej straty dla Banku. Tak naprawdę uratował majątek Banku przed zepsuciem. Dzięki tej transakcji, bank nie musiał ponosić kosztów utylizacji, które by musiał ponieść, gdyby pszenica się zepsuła. Kwestia tygodni, bo wiosna była gorąca.
Dodatkowo Malma mogła ruszyć na nowo z produkcją makaronów. Wartość spółki Malma, której właścicielem jest bank, znacząco wzrosła. Jak wiemy działające przedsiębiorstwo jest więcej warte niż jego nieruchomości. Na rynek powrócił znak towarowy Malma, który zyskuje znowu na wartości. Jak było wspomniane Malma obecna to już 1/4 tego co kiedyś.
Każdego dnia Malma zdobywa od nowa rynek i robi to bardzo skutecznie. A ponieważ ciągle jest własnością Banku to im większa jest Malma, tym bank notuje mniejsze straty, ceny akcji banku rosną, zarabiają akcjonariusze.
Za przywłaszczenie pszenicy, które w naszym rozumowaniu należy uznać jako czyn na rzecz banku, Michel Marbot został skazany w pierwszej instancji na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat, zakaz prowadzenia spółek handlowych na lat 10 oraz nakaz zwrotu bankowi blisko 6 mln złotych tytułem utraconej pszenicy.
Sąd apelacyjny we Wrocławiu jednak przyznał więcej racji Malmie i znacznie złagodził wyrok. Zmniejszył zakaz prowadzenia spółek na 3 lata oraz uznał, że pszenica w momencie sprzedaży była warta ok 3 mln (nie 6 mln), i cofnął obowiązek wypłaty jakichkolwiek pieniędzy na rzecz banku.
Wynika z tego, że sprzedając pszenicę Michel Marbot umożliwił produkcję przez spółkę, która wydzierżawiła firmę i uratował Malmę oraz 160 miejsce pracy.
Sprawa posiada więcej wątków i nie jest sprawą prostą.
Warto odnotować z kim walczy Malma. Pan Profumo był odwołany z funkcji prezesa UniCredit przez radę nadzorczą UniCredit we wrześniu 2010 w związku z niejasnościami w księgach banku oraz z powodu burzy wokół wzrostu udziałów strony libijskiej w tym banku.
Adwokat Banku, w sprawie Malmy, stał się doradca rządu by zmienić prawo upadłościowe.
Razi w oczy to, że w naszym kraju do sądu ciągnie się kobietę za nie nabicie paragonu za 20 groszy, a nikt nie chce wszcząć postępowania w sprawie okradzionych na setki milionów złotych akcjonariuszy PeKaO.
Innym przykładem "wybitności" Jana Krzysztofa Bieleckiego jest sprzedaż samego Pekao grupie Unicredit.
Jan Krzysztof Bielecki doradcą premiera Donalda Tuska
W latach 2010-2012 ministerstwo skarbu państwa wynajęło UniCredit CAIB do pomocy przy przeprowadzeniu największych prywatyzacji rządu Donalda Tuska. UniCredit jest właścicielem PEKAO S.A, banku. Powołując się na tajemnicę handlową i brak zgody kontrahenta ministerstwo skarbu państwa odmówiło udzielenia informacji ile zapłaciło UniCredit. Co ciekawe, ministerstwo skarbu przez kilka miesięcy w ogóle nie chciało udzielić odpowiedzi na pytanie o wartość umowy i ignorowało pytania. Zapewne chodziło o to, aby nie można było zaskarżyć odmowy udzielenia odpowiedzi. Prośbę do UniCredit o udzielenie informacji resort skarbu wysłał 1 czerwca 2012 r., 3 miesiące po otrzymaniu pierwszych pytań w tej sprawie. – To świetle tego co obecnie wyrabia rząd odmowa ujawnienia na co wydaje pieniądze podatników, to przysłowiowy „pikuś” – komentuje Marek Suski, poseł PiS, członek komisji skarbu.
Od 2010 r. ministerstwo skarbu państwa rozpoczęło przyznawanie UniCredi zleceń doradztwa przy prywatyzacjach. Takich zleceń było 7. M.in oferowanie i plasowanie akcji ENEA S.A, PGE S.A ( dwie umowy na to samo w odstępie 2 lat), Tauron S.A, PZU S.A i Jastrzębska Spółka Węglowa S.A (umowy m.in o świadczeniu usług finansowych) .
Dla PEKAO S.A, a więc pośrednio dla Unicredit, jak pamietamy przez lata pracował Jan Krzysztof Bielecki i to na stanowisku prezesa, obecnie szef Rady Gospodarczej przy premierze. Bielecki od początków rządów Platformy uważany jest za szarą eminencję. To człowiek, którego Donald Tusk uważa za mentora i jednego z najbliższych politycznych sojuszników. Bielecki w kwietniu 2010 r. odszedł z PEKAO S.A właśnie na funkcję doradcy rządu. Przypadkiem również w tym czasie rozpoczęło się przyznawanie zleceń UniCredit. Kancelaria premiera nie odpowiedziała na wysłane jej 11 czerwca pytania dotyczące prośby o komentarz ws. odmowy ujawnienia wartości zleceń dla UniCredit.
Bielecki to nie jedyny człowiek UniCredit w rządzie. Doradcą w PEKAO S.A był bowiem minister finansów Jacek Rostowski. Wcześniej prezesem PEKAO S.A była Maria Pasło-Wiśniewska, posłanka Platformy Obywatelskiej. Dziś byli pracownicy grupy PEKAO S.A stanowią trzon kadrowej obsady spółek skarbu państwa. Na przykład prezes największego banku PKO BP Zbigniew Jagiełło był szefem Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Pioneer Pekao.
Grupa UniCredit przeżywa ogromne kłopoty finansowe. Unicredit podał 10,6 mld euro straty w III kwartale 2011 r. Unicredit ma 39 mld euro w obligacjach włoskiego rządu. Włoski rząd może mieć problemy ze spłatą tego długu i w każdej chwili może się okazać, że wierzyciele dostaną np. tylko 50 proc. tego, co pożyczyli.
Zlecenia dla firm z Grupy UniCredit na pewno pomagają w trudnej sytuacji. Jeszcze bardziej wyrozumiała była Komisja Nadzoru Finansowego, która mimo szalejącego w Europie kryzysu wydała zgodę, aby PEKAO S.A wypłaciła akcjonariuszom (a więc głównie UniCredit) dywidendę w 2012 r.
Jeśli przyjrzy się ktoś dokładnie postaci Jana Krzysztofa Bieleckiego to stewierdzi, że to wyjątkowa kanalia i hochsztapler. To pewnie m.in. za to został odznaczony Orderem Orła Białego w 2010 roku.
niedziela, 11 listopada 2012
TW Karol - Jerzy Buzek odznaczony Orderem Orła Białego
Jerzy Buzek został zwerbowany przez Wywiad Wojskowy PRL w roku 1971 przed wyjazdem na stypendium naukowe do Wielkiej Brytanii (1971-72r). Informacja na ten temat zawarta jest w zachowanych aktach. Pierwszym zadaniem agenta było zdobycie dla Układu Warszawskiego najnowszych technologii utylizacji gazów bojowych. Po powrocie do kraju, w końcu 1972 roku, Jerzy Buzek złożył stosowny raport. Wobec podejrzenia o przewerbowanie agenta przez MI 5 (siostrzane do CIA służby brytyjskie). Wywiad PRL zrezygnował z użycia agenta "na kierunku państw kapitalistycznych". W związku z tym przekazano agenta do dyspozycji Służby Bezpieczeństwa. Użyty przez Służbę Bezpieczeństwa po wydarzeniach 1976 r (protesty na uczelniach) do operacji rozpracowania środowisk akademickich m.in. w ramach sprawy obiektowej "Politechnika". Chodzi o Politechnikę Gliwicką. Działania te koordynował przede wszystkim Wydział III KW MO Katowice. Nagrodą za efektywną pracę było umożliwienie przyznania tytułu naukowego docenta. Jerzy Buzek posiadał minimum 3 "teczki" , pierwszą, gdy był rozpracowywany, drugą założył Wywiad, trzecią Służba Bezpieczeństwa, nadając kryptonim Tajny Współpracownik (TW) "Karol". Natomiast w ramach każdej z wymienionych, występowały m.in. teczka personalna oraz teczka pracy tzw. operacyjna. Po strajkach sierpniowych 1980 roku Jerzego Buzka skierowano do Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność". Najpoważniejszym sukcesem agenta TW "Karol" stały się działania manipulacyjne podczas I-szego Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ "Solidarność" w Gdańsku, gdzie jako współprowadzący obrady m.in. doprowadził do uchwalenia słynnej Odezwy do Narodów Europy Środkowo-Wschodniej. Celem autorów z komunistycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL była prowokacja i uzyskanie bezpośredniej pomocy (z interwencją zbrojną włącznie) od ZSRR, zaniepokojonego rozszerzaniem się wolnościowej "zarazy" na inne kraje socjalistyczne. Agent otrzymał za to zadanie wysoką nagrodę finansową. W 1985 podpisał kolejny ważny dokument złożony w teczce operacyjnej TW "Karol". Charakterystyczną rolę Jerzy Buzek odgrywa w aresztowaniu przywódców Śląskiego podziemia solidarnościowego. Poznaje wyjątkowo lokal, w którym ukrywa się Tadeusz Jedynak. Wkrótce zostaje w nim aresztowany tenże lider władz regionalnych i krajowych. Następnie Jerzy Buzek poznaje mieszkanie, w którym ukrywa się następny szef regionalnych struktur "Solidarności"- Jan Andrzej Górny. Po kilku godzinach lokal okrąża ogromna liczba samochodów SB oraz cywilnych i mundurowych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa PRL. Poszukiwanego przez 7 lat listem gończym Prokuratury Wojskowej czołowego działacza podziemnych struktur, w tym Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" aresztowano... bez rewizji lokalu ! Buzek niezauważony, z torbą pełną związkowych pieniędzy, bez kłopotu opuszcza po kwadransie "kocioł". Nie znany jest w dziejach podziemia przypadek, by przy tak ważnym aresztowaniu Służba Bezpieczeństwa nie dokonywała gruntownej rewizji i "zabezpieczenia" lokalu. Jedynym, który skorzystał na powyższych aresztowaniach był Jerzy Buzek, który jako „doradca" zaczął "nieformalnie" reprezentować Górny Śląsk w pracach krajowego kierownictwa (TKK) "Solidarności". Było to możliwe, gdyż SB nie dopuściła do wyłonienia kolejnego przywódcy regionalnej NSZZ "Solidarność". Dotychczasowa odmowa przesłuchania w procesie lustracyjnym Tadeusza Jedynaka, przywódcy podziemnej "S" przez powołanie się na opinię J.A.Górnego jest kompletnie absurdalne. W tej sprawie nie oceniamy więzi przyjacielskich, czy też jawnych współpracowników Moskwy (Miller, Oleksy itp.), ale utajnionych przed nami (działaczami demokratycznej opozycji), tajnych współpracownikach służb specjalnych. Perfidia systemu totalitarnego polegała na tym, że wśród naszych znajomych i współpracowników umieszczano „przyjaznych" nam agentów służb specjalnych. Akta rozpracowania i aresztowania J.A. Górnego zachowały się i potwierdzają rolę jaką odegrał TW "Karol". Niezbędne jest ich dogłębne zweryfikowanie przez Sąd Lustracyjny na opisaną okoliczność. Za powyższe zasługi oraz przekazanie dokumentów władz podziemnej "Solidarności" agent TW "Karol" otrzymał od Służby Bezpieczeństwa 7000 USD (Równowartość ówczesnych ok. 350 pensji). Co najciekawsze, Jerzy Buzek nigdy nie został aresztowany, czy nawet internowany, choć już od roku 1981 z racji jawnej działalności w legalnej NSZZ "Solidarność", był doskonale znany Służbie Bezpieczeństwa. Mało tego, wielokrotnie (10 razy) wyjeżdżał do krajów kapitalistycznych. Jest to również wypadek wśród działaczy opozycji bez precedensu. Tym bardziej, że na Śląsku szalał największy komunistyczny terror. „Ekstremie" paszport czasami wręczano, owszem, ale z pieczątką: bez prawa powrotu do PRL. TW "Karol" był najwyżej ulokowanym tajnym współpracownikiem służb specjalnych komunistycznego aparatu represji we władzach ruchu "Solidarność". Konfederacja Polski Niepodległej o istnieniu takiej agentury była informowana. Ocena infiltracji struktury tzw. gliwickiej części RKW NSZZ"S", została przekazana kierownictwu podziemnej "Solidarności" przez osobę informowaną przez Wydział Operacyjny „Kontrwywiadowczy" KPN [świadek ujawniony Sądowi zgodnie ze zobowiązaniem posła Michała Janiszewskiego]. Kierownictwo podziemia świadome było penetracji przez służby specjalne. Stąd w wolnej Polsce już po zwycięstwie Przewodniczącego NSZZ "S" Lecha Wałęsy w wyborach prezydenckich doszło, w 1991 roku, na terenie Kancelarii głowy państwa do poufnego spotkania z udziałem członków władz "Solidarności". Przeglądano materiały operacyjne byłej Służby Bezpieczeństwa PRL. W tym również teczkę TW "Karol", "Docent" i "Oris". Zakres podejrzeń ograniczył się do 2 osób. Już wtedy był wśród nich Jerzy Buzek, i z tego najprawdopodobniej powodu nie został on Wojewodą Katowickim. Sprawa wybuchła ponownie podczas Regionalnego Zjazdu "Solidarności" Śląsko-Dąbrowskiej, gdzie Wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Zbigniew Martynowicz zarzucił publicznie Jerzemu Buzkowi współpracę z SB. Jerzy Buzek następnie „znikł" na wiele lat z życia.
W latach 1997–2001 pełnił funkcję premiera rządu koalicji AWS-UW, potem mniejszościowego rządu AWS. W okresie jego rządów Polska przystąpiła do NATO, prowadzono także negocjacje nad członkostwem w Unii Europejskiej. Kierowany przez niego rząd wprowadził tzw. cztery reformy (emerytalną, zdrowia, administracji i oświaty). W 1998 został przewodniczącym Ruchu Społecznego AWS, a w 2000 stanął na czele całej AWS. Akcja Wyborcza Solidarność po 4 latach swoich rządów nie ciszyła się poparciem społecznym. Szacunek i zaufanie stracili i partia i jej lider. I nie ma się czemu dziwić. Cztery szkodliwe reformy, próba likwidacji górnictwa, szalona prywatyzacja, afery, skandale i dziura budżetowa – to tylko niektóre z przewinień rządu Buzka. W latach 1997 – 2001 rząd Buzka sprzedał majątek o wartości ponad 54 mld zł. Ponad połowę tej sumy uzyskał z jednej z najbardziej skandalicznych prywatyzacji, jaką była sprzedaż TP SA konsorcjum France Telecom i Kulczyk Holding, w trakcie której doszło również do sprzedaży wybudowanej za wiele miliardów złotych infrastruktury obronnej państwa, przeznaczonej do kierowania nim na wypadek zagrożenia militarnego, konfliktu zbrojnego i wojny. Było to wydarzenie bezprecedensowe na skalę europejską, mające poważne konsekwencje dla obronności Polski i kompromitujące Polskę wśród członków NATO. W okresie przedwyborczym w 2001 r. z AWS uciekał kto tylko mógł. Na fundamentach Akcji powstały dwie nowe partie – Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Wybory wygrała postkomunistyczna lewica, a AWS jako koalicja kilku ugrupowań z wynikiem 5,5 proc. nie przekroczyła 8-procentowego progu wyborczego. Po wyborach Jerzy Buzek zrzekł się stanowiska szefa Ruchu Społecznego AWS. Buzek na kilka lat zniknął z mediów i świata polityki. Jego nazwiska wymieniano tylko wtedy, gdy komentowano w niezbyt kulturalny sposób efekty buzkowych reform. Te uderzyły w całe społeczeństwo, któremu czkawką odbijają się po dziś dzień.
No, ale przyszedł 13 czerwca 2004 roku i wybory do Europarlamentu. Były premier wystartował z list PO w okręgu śląskim. Otrzymał 73 389 głosów, czyli nie tylko najwięcej spośród wszystkich kandydatów w swoim okręgu, ale i w całej Polsce. Skąd paradoks, że na znienawidzonego byłego szefa rządu tym razem zagłosowano tak tłumnie? Zniknięcie Jerzego Buzka na wiele lat było dobrym rozwiązaniem . Społeczeństwo zapomniało kim był Buzek, Polacy maja dobra pamięć … ale krótką Propaganda PO potrzebowała sprawdzonego towarzysza do dalszej realizacji polityki grabieży Polski.
14 lipca 2009 został wybrany na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Za jego kandydaturą głosowało 555 z 713 biorących udział w wyborze eurodeputowanych. Funkcję tę pełnił do 17 stycznia 2012. W 2010 został członkiem Komitetu Doradczego Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność.
11 listopada 2012 roku, w uznaniu "znamienitych zasług" dla Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności dla przemian demokratycznych w Polsce, za działalność naukową i państwową, za wybitne osiągnięcia w działalności politycznej na arenie międzynarodowej, został odznaczony przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego Orderem Orła Białego.
W latach 1997–2001 pełnił funkcję premiera rządu koalicji AWS-UW, potem mniejszościowego rządu AWS. W okresie jego rządów Polska przystąpiła do NATO, prowadzono także negocjacje nad członkostwem w Unii Europejskiej. Kierowany przez niego rząd wprowadził tzw. cztery reformy (emerytalną, zdrowia, administracji i oświaty). W 1998 został przewodniczącym Ruchu Społecznego AWS, a w 2000 stanął na czele całej AWS. Akcja Wyborcza Solidarność po 4 latach swoich rządów nie ciszyła się poparciem społecznym. Szacunek i zaufanie stracili i partia i jej lider. I nie ma się czemu dziwić. Cztery szkodliwe reformy, próba likwidacji górnictwa, szalona prywatyzacja, afery, skandale i dziura budżetowa – to tylko niektóre z przewinień rządu Buzka. W latach 1997 – 2001 rząd Buzka sprzedał majątek o wartości ponad 54 mld zł. Ponad połowę tej sumy uzyskał z jednej z najbardziej skandalicznych prywatyzacji, jaką była sprzedaż TP SA konsorcjum France Telecom i Kulczyk Holding, w trakcie której doszło również do sprzedaży wybudowanej za wiele miliardów złotych infrastruktury obronnej państwa, przeznaczonej do kierowania nim na wypadek zagrożenia militarnego, konfliktu zbrojnego i wojny. Było to wydarzenie bezprecedensowe na skalę europejską, mające poważne konsekwencje dla obronności Polski i kompromitujące Polskę wśród członków NATO. W okresie przedwyborczym w 2001 r. z AWS uciekał kto tylko mógł. Na fundamentach Akcji powstały dwie nowe partie – Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Wybory wygrała postkomunistyczna lewica, a AWS jako koalicja kilku ugrupowań z wynikiem 5,5 proc. nie przekroczyła 8-procentowego progu wyborczego. Po wyborach Jerzy Buzek zrzekł się stanowiska szefa Ruchu Społecznego AWS. Buzek na kilka lat zniknął z mediów i świata polityki. Jego nazwiska wymieniano tylko wtedy, gdy komentowano w niezbyt kulturalny sposób efekty buzkowych reform. Te uderzyły w całe społeczeństwo, któremu czkawką odbijają się po dziś dzień.
No, ale przyszedł 13 czerwca 2004 roku i wybory do Europarlamentu. Były premier wystartował z list PO w okręgu śląskim. Otrzymał 73 389 głosów, czyli nie tylko najwięcej spośród wszystkich kandydatów w swoim okręgu, ale i w całej Polsce. Skąd paradoks, że na znienawidzonego byłego szefa rządu tym razem zagłosowano tak tłumnie? Zniknięcie Jerzego Buzka na wiele lat było dobrym rozwiązaniem . Społeczeństwo zapomniało kim był Buzek, Polacy maja dobra pamięć … ale krótką Propaganda PO potrzebowała sprawdzonego towarzysza do dalszej realizacji polityki grabieży Polski.
14 lipca 2009 został wybrany na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Za jego kandydaturą głosowało 555 z 713 biorących udział w wyborze eurodeputowanych. Funkcję tę pełnił do 17 stycznia 2012. W 2010 został członkiem Komitetu Doradczego Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność.
11 listopada 2012 roku, w uznaniu "znamienitych zasług" dla Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności dla przemian demokratycznych w Polsce, za działalność naukową i państwową, za wybitne osiągnięcia w działalności politycznej na arenie międzynarodowej, został odznaczony przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego Orderem Orła Białego.
piątek, 9 listopada 2012
Minister przekrętów własnościowych Janusz Lewandowski
Ta nominacja od początku była pewna: nowym przedstawicielem Polski w Komisji Europejskiej będzie Janusz Lewandowski. Nie mogło być inaczej, skoro decyzję o desygnowaniu polskiego komisarza podejmuje premier Donald Tusk, którego łączy z Lewandowskim przyjaźń i polityczna współpraca sięgająca połowy lat 80. Razem redagowali podziemny „Przegląd Polityczny”, z którego kilka lat później wyrosła partia o nazwie Kongres Liberalno-Demokratyczny. Jej pierwszym przewodniczącym był Lewandowski, a drugim i ostatnim – Tusk. Później obaj przeszli do Unii Wolności, a w końcu stworzyli Platformę Obywatelską. Ten duet, a właściwie trio, bo trzecim jest pozostający dziś w cieniu Jan Krzysztof Bielecki, funkcjonuje już blisko ćwierć wieku i nic nie wskazuje na to, by miało się rozpaść.
„Fachowiec” z KLD
O Lewandowskim, mało znanym doktorze ekonomii z Uniwersytetu Gdańskiego, cała Polska usłyszała dopiero w styczniu 1991 r., gdy został ministrem przekształceń własnościowych w rządzie Bieleckiego. Później tę samą funkcję sprawował w gabinecie Hanny Suchockiej. W sumie Janusz Lewandowski kierował prywatyzacją przez 27 miesięcy, a więc z górą dwa lata. I choć niektórzy jego następcy urzędowali dłużej, to właśnie on odcisnął największe piętno na modelu prywatyzacji w Polsce.
Warto przypomnieć charakterystyczny fakt, iż karierę rządową mógł Lewandowski rozpocząć już wcześniej, w ekipie Tadeusza Mazowieckiego i Leszka Balcerowicza. Jak sam wspominał: „Balcerowicz rozmawiał ze mną, szukając Pełnomocnika Rządu ds. Przekształceń Własnościowych. Nie czułem się przygotowany do tej roli, roli de facto organizatora machiny prywatyzacji. Funkcję objął Krzysztof Lis. Było to pod koniec 1989 r. lub na początku 1990 r. Czyżby rok później ten sam Lewandowski okazał się już świetnie przygotowany do roli ministra?
Swoją działalność prywatyzacyjną ówczesny lider KLD rozpoczął od publicznej oferty akcji pięciu przedsiębiorstw (Krośnieńskich Hut Szkła, łódzkiego „Próchnika”, „Tonsilu” z Wrześni, kieleckiego „Exbudu” i Śląskiej Fabryki Kabli), połączonej z debiutem warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych 16 kwietnia 1991 r. Lewandowski do dziś uważa stworzenie rynku giełdowego za swój wielki sukces, nie dodaje jednak, że w czasach jego urzędowania taka forma prywatyzacji stanowiła jedynie margines przekształceń własnościowych. Większość spośród ponad 80 transakcji, jakie zawarło ministerstwo pod jego kierownictwem, stanowiły umowy oparte na rokowaniach z konkretnym inwestorem, najczęściej zagranicznym.
Lista Lewandowskiego
Aby uświadomić sobie skalę tej prywatyzacji, warto przytoczyć suche, ale jakże wymowne fakty. Oto lista przedsiębiorstw, które resort Lewandowskiego sprzedał obcemu kapitałowi:
- Beloit „Fampa” SA w Jeleniej Górze – 16 lutego 1991 r. – nabywca z USA;
- Philips Lighting Poland SA w Pile – 23 maja 1991 r. – nabywca z Holandii;
- Lever Polska SA w Bydgoszczy – 17 czerwca 1991 r. – nabywcy z Holandii i Wielkiej Brytanii;
- Koszalińskie Zakłady Piwowarskie „Brok” SA – 31 lipca 1991 r. – nabywca z Niemiec;
- „E. Wedel” SA w Warszawie – 22 sierpnia 1991 r. – nabywca z USA;
- „Polbaf” SA w Głownie k. Łowicza – 23 sierpnia 1991 r. – nabywca z USA;
- Benckiser SA w Nowym Dworze Mazowieckim – 31 października 1991 r. – nabywca z Niemiec;
- Henkel Polska SA w Raciborzu – 16 grudnia 1991 r. - nabywca z Niemiec;
- Fabryka Papieru „Malta” SA w Poznaniu – 31 lipca 1992 r. - nabywca z Niemiec;
- Zakłady Celulozowo-Papiernicze SA w Kwidzynie – 10 sierpnia 1992 r. – nabywca z USA;
- „Romeo” Sp. z o.o. w Zbąszynie – 27 sierpnia 1992 r. – nabywca z Niemiec;
- „Chifa” Sp. z o.o. w Nowym Tomyślu – 9 października 1992 r. – nabywca z Niemiec;
- „Telfa” SA w Bydgoszczy – 16 listopada 1992 r. – nabywca z USA;
- Bydgoskie Fabryki Mebli SA - 16 listopada 1992 r. – nabywca z Niemiec;
- Wydawnictwo Naukowe PWN Sp. z o.o. w Warszawie – 29 listopada 1992 r. – nabywca z Luksemburga;
- „Wizamet” SA w Łodzi – 8 grudnia 1992 r. – nabywca z USA;
- Zakłady Tłuszczowe „Olmex” w Katowicach Sp. z o.o. – 11 grudnia 1992 r. – nabywca z Holandii;
- AEF Mefta Mikołowska Fabryka Transformatorów Sp. z o.o. – 17 grudnia 1992 r. – nabywcy z Niemiec i Polski (Elektrim SA);
- Foster Wheeler Energy Fakop Sp. z o.o. w Sosnowcu – 21 stycznia 1993 r. – nabywca z Finlandii;
- Zakłady Wyrobów Sanitarnych „Koło” Sp. z o.o. w Kole – 22 stycznia 1993 r. - nabywca z Finlandii;
- „Pollena” Wrocław SA – 19 marca 1993 r. – nabywca z Wielkiej Brytanii;
- „Telkom – PZT” SA w Warszawie – 30 marca 1993 r. – nabywca z Hiszpanii;
- Alcatel „Teletra” SA w Poznaniu – 30 marca 1993 r. – nabywca z Hiszpanii;
- Zakłady Przemysłu Cukierniczego „Olza” SA w Cieszynie – 31 marca 1993 r. – nabywca z USA;
- Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego w Opolu SA – 2 kwietnia 1993 r. – nabywca z Austrii;
- Huta Szkła Biaglass Sp. z o.o. w Białymstoku – 6 kwietnia 1993 r. – nabywcy z Niemiec, Włoch i Liechtensteinu;
- Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Bobo” SA w Piławie Górnej – 26 maja 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- „Hydrotrest” SA w Krakowie – 8 czerwca 1993 r. – nabywca z USA;
- Crak – Koffe SA w Skawinie – 14 czerwca 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- Przedsiębiorstwo Spedycji Międzynarodowej C. Hartwig Sp. z o.o. w Gdańsku – 21 czerwca 1993 r. – nabywcy z Niemiec i Polski (Ciech Sp. z o.o.);
- Szczeciński Przemysł Drzewny SA – 22 czerwca 1993 r. – nabywca z Holandii;
- „Polam – Suwałki” Sp. z o.o. – 28 czerwca 1993 r. – nabywca z Francji;
- Fabryka Wtryskarek „Ponar – Żywiec” SA – 29 czerwca 1993 r. – nabywcy z Hongkongu i Polski (BPH SA);
- Cementownia „Odra” SA w Opolu – 13 lipca 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- „Energoaparatura” SA w Katowicach – 15 lipca 1993 r. – nabywca z USA;
- Cementownia „Strzelce Opolskie” SA – 22 lipca 1993 r. – nabywca z Belgii;
- Zakłady Cementowo-Wapiennicze „Górażdże” SA w Opolu – 22 lipca 1993 r. – nabywca z Belgii;
- Klose – Czerska Fabryka Mebli Sp. z o.o. – 10 sierpnia 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- Huta Szkła „Jarosław” SA – 17 września 1993 r. – nabywca z USA;
- Zakłady Elektroniczne „Elwro” SA, ZWUT SA Warszawa – 23 września 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- Kostrzyńskie Zakłady Papiernicze SA – 7 października 1993 r. – nabywca ze Szwecji;
- Famot–Pleszew SA – 14 października 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- Sanockie Zakłady Przemysłu Gumowego „Stomil Sanok” SA – 14 października 1993 r. – nabywca z USA.
W kontekście tej listy warto przypomnieć stwierdzenie Janusza Lewandowskiego wygłoszone 26 czerwca 1998 r. podczas debaty nad projektem ustawy o powszechnym uwłaszczeniu obywateli RP. Wnioskując w imieniu klubu UW o odrzucenie tego projektu, oświadczył on, iż „w naszym pokoleniu źródłem poprawy losu polskich rodzin będą dochody z pracy, dochody ze świadczeń społecznych, a nie dochody z własności”. Trudno o bardziej brutalne podsumowanie polskiej prywatyzacji: Polacy mają żyć z pracy, a dochody z własności – jak pokazuje praktyka – niech czerpią obcy inwestorzy.
Program dla SLD
Ale sprzedaż poszczególnych zakładów najwyraźniej ministrowi Lewandowskiemu nie wystarczyła, skoro już w pierwszym miesiącu istnienia rządu Suchockiej zdołał przeforsować na Radzie Ministrów projekt ustawy o powszechnej prywatyzacji i Narodowych Funduszach Inwestycyjnych. Projekt, którego autorami byli on sam i jego gdański kolega z KLD Jan Szomburg. Warto przypomnieć, jakie były losy tej ustawy w parlamencie. Otóż 18 marca 1993 r. większość posłów odrzuciła rządową propozycję, a przyczyniły się do tego głosy 10 parlamentarzystów ZChN, czyli partii współrządzącej. Lewandowski nie zrezygnował jednak ze swej koncepcji i już na początku kwietnia pod obrady Sejmu wszedł „nowy” projekt ustawy o Narodowych Funduszach Inwestycyjnych i ich prywatyzacji. 30 kwietnia 1993 r. większość posłów tym razem poparła rządowe rozwiązanie. Stało się tak za sprawą cichego układu między Lewandowskim a „liberalną” częścią klubu SLD i właśnie głosy tej grupy postkomunistów (28 posłów, m.in. Aleksandra Kwaśniewskiego, Marka Borowskiego, Józefa Oleksego) zdecydowały o przyjęciu ustawy.
Dodajmy, że było to na kilka tygodni przed rozwiązaniem Sejmu I kadencji, które zaowocowało zwycięstwem SLD w wyborach. Postkomuniści zapewne nie spodziewali się, że to im przyjdzie realizować pomysł gdańskich liberałów. Tym niemniej to oni najwięcej skorzystali na ustawie o NFI, bo dużą część członków władz Funduszy – przynajmniej w pierwszym „rozdaniu” z 1995 r. – stanowili ludzie z ich środowiska, starannie wytypowani przez kolejnego ministra Wiesława Kaczmarka.
Fiasko NFI
Prezentując w Sejmie założenia swojego projektu, minister Lewandowski przekonywał, iż „jest to program restrukturyzacji kilkuset polskich przedsiębiorstw. Jest to świadomy zamysł zwiększenia zdolności adaptacyjnych polskiej gospodarki. (…) Ten program jest nakierowany na to, żeby zwiększyć zdolność adaptowania się dotychczasowych przedsiębiorstw państwowych do otoczenia rynkowego”. A jakie są rzeczywiste rezultaty tego programu? Według raportu NIK z 2006 r., spośród 512 przedsiębiorstw zarządzanych przez 15 Narodowych Funduszy Inwestycyjnych aż 74 zbankrutowały, a 206 zostało sprzedanych zagranicznym inwestorom, często po zaniżonych cenach. Na całej operacji najlepiej wyszły firmy zarządzające NFI, których zyski wyniosły kilkanaście procent wartości aktywów Funduszy.
Oczywiście większość Polaków, którzy w pierwszym etapie programu odebrali powszechne świadectwa udziałowe, szybko się ich pozbyła, dlatego nawet sam Lewandowski w niedawnej wypowiedzi dla PAP musiał przyznać, że jego pomysł „nie spełnił nadziei na powszechny udział we własności”.
Posady dla kolesiów
Na jeszcze jeden aspekt ministerialnej działalności Lewandowskiego zwrócił uwagę Adam Glapiński: „Bielecki poumieszczał w radach nadzorczych jednoosobowych spółek Skarbu Państwa ludzi z Kongresu i swojego środowiska. (…) W takich spółkach urzędnik ministerstwa jest jednoosobowym, walnym zgromadzeniem akcjonariuszy i pełnią władzy ekonomicznej. Nie musi się nikomu z niczego tłumaczyć, ma przy tym dostęp do finansów przedsiębiorstwa. Czterysta kilkadziesiąt osób usytuowano w tysiącu stu radach nadzorczych skomercjalizowanych firm. Jako, formalnie, członek rządu Bieleckiego – dowiadywałem się o tym z »Rzeczpospolitej«. Decyzja zapadała gdzieś między Bieleckim a Lewandowskim, pewnie w jakimś uzgodnieniu z Balcerowiczem. KLD z kilkunastoosobowej grupy osób siedzących w ostatnim rzędzie podczas jakichś konwentykli i seminariów zachodnich, bez środków finansowych, bez wejść w środowiska prywatnego biznesu, w ciągu roku stał się grupą mocno podbudowaną gospodarczo w strukturach władzy” (J. Kurski, P. Semka, „Lewy czerwcowy”, s. 118-119).
W taki sposób wyglądało „budowanie kapitalizmu” przez gdańskich liberałów. Dziś nagrodą dla Janusza Lewandowskiego za te „zasługi” jest teka komisarza w Brukseli. I chociaż po wieloletnim procesie sąd uniewinnił byłego ministra od zarzutów nieprawidłowej prywatyzacji w 1991 r. dwóch krakowskich spółek skarbu państwa – Techmy i KrakChemii – to z całą pewnością nie można powiedzieć, że w Komisji Europejskiej z ramienia Polski zasiądzie człowiek o czystych rękach. Bo chociaż wszystkie jego działania były "zgodne" z prawem, to na pewno nie miały nic wspólnego z polskim interesem narodowym i z tworzeniem normalnego systemu gospodarczego. Prywatyzacja w wykonaniu Lewandowskiego była jednym wielkim przekrętem.
Paweł Siergiejczyk
NASZA POLSKA NR 26/2009
„Fachowiec” z KLD
O Lewandowskim, mało znanym doktorze ekonomii z Uniwersytetu Gdańskiego, cała Polska usłyszała dopiero w styczniu 1991 r., gdy został ministrem przekształceń własnościowych w rządzie Bieleckiego. Później tę samą funkcję sprawował w gabinecie Hanny Suchockiej. W sumie Janusz Lewandowski kierował prywatyzacją przez 27 miesięcy, a więc z górą dwa lata. I choć niektórzy jego następcy urzędowali dłużej, to właśnie on odcisnął największe piętno na modelu prywatyzacji w Polsce.
Warto przypomnieć charakterystyczny fakt, iż karierę rządową mógł Lewandowski rozpocząć już wcześniej, w ekipie Tadeusza Mazowieckiego i Leszka Balcerowicza. Jak sam wspominał: „Balcerowicz rozmawiał ze mną, szukając Pełnomocnika Rządu ds. Przekształceń Własnościowych. Nie czułem się przygotowany do tej roli, roli de facto organizatora machiny prywatyzacji. Funkcję objął Krzysztof Lis. Było to pod koniec 1989 r. lub na początku 1990 r. Czyżby rok później ten sam Lewandowski okazał się już świetnie przygotowany do roli ministra?
Swoją działalność prywatyzacyjną ówczesny lider KLD rozpoczął od publicznej oferty akcji pięciu przedsiębiorstw (Krośnieńskich Hut Szkła, łódzkiego „Próchnika”, „Tonsilu” z Wrześni, kieleckiego „Exbudu” i Śląskiej Fabryki Kabli), połączonej z debiutem warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych 16 kwietnia 1991 r. Lewandowski do dziś uważa stworzenie rynku giełdowego za swój wielki sukces, nie dodaje jednak, że w czasach jego urzędowania taka forma prywatyzacji stanowiła jedynie margines przekształceń własnościowych. Większość spośród ponad 80 transakcji, jakie zawarło ministerstwo pod jego kierownictwem, stanowiły umowy oparte na rokowaniach z konkretnym inwestorem, najczęściej zagranicznym.
Lista Lewandowskiego
Aby uświadomić sobie skalę tej prywatyzacji, warto przytoczyć suche, ale jakże wymowne fakty. Oto lista przedsiębiorstw, które resort Lewandowskiego sprzedał obcemu kapitałowi:
- Beloit „Fampa” SA w Jeleniej Górze – 16 lutego 1991 r. – nabywca z USA;
- Philips Lighting Poland SA w Pile – 23 maja 1991 r. – nabywca z Holandii;
- Lever Polska SA w Bydgoszczy – 17 czerwca 1991 r. – nabywcy z Holandii i Wielkiej Brytanii;
- Koszalińskie Zakłady Piwowarskie „Brok” SA – 31 lipca 1991 r. – nabywca z Niemiec;
- „E. Wedel” SA w Warszawie – 22 sierpnia 1991 r. – nabywca z USA;
- „Polbaf” SA w Głownie k. Łowicza – 23 sierpnia 1991 r. – nabywca z USA;
- Benckiser SA w Nowym Dworze Mazowieckim – 31 października 1991 r. – nabywca z Niemiec;
- Henkel Polska SA w Raciborzu – 16 grudnia 1991 r. - nabywca z Niemiec;
- Fabryka Papieru „Malta” SA w Poznaniu – 31 lipca 1992 r. - nabywca z Niemiec;
- Zakłady Celulozowo-Papiernicze SA w Kwidzynie – 10 sierpnia 1992 r. – nabywca z USA;
- „Romeo” Sp. z o.o. w Zbąszynie – 27 sierpnia 1992 r. – nabywca z Niemiec;
- „Chifa” Sp. z o.o. w Nowym Tomyślu – 9 października 1992 r. – nabywca z Niemiec;
- „Telfa” SA w Bydgoszczy – 16 listopada 1992 r. – nabywca z USA;
- Bydgoskie Fabryki Mebli SA - 16 listopada 1992 r. – nabywca z Niemiec;
- Wydawnictwo Naukowe PWN Sp. z o.o. w Warszawie – 29 listopada 1992 r. – nabywca z Luksemburga;
- „Wizamet” SA w Łodzi – 8 grudnia 1992 r. – nabywca z USA;
- Zakłady Tłuszczowe „Olmex” w Katowicach Sp. z o.o. – 11 grudnia 1992 r. – nabywca z Holandii;
- AEF Mefta Mikołowska Fabryka Transformatorów Sp. z o.o. – 17 grudnia 1992 r. – nabywcy z Niemiec i Polski (Elektrim SA);
- Foster Wheeler Energy Fakop Sp. z o.o. w Sosnowcu – 21 stycznia 1993 r. – nabywca z Finlandii;
- Zakłady Wyrobów Sanitarnych „Koło” Sp. z o.o. w Kole – 22 stycznia 1993 r. - nabywca z Finlandii;
- „Pollena” Wrocław SA – 19 marca 1993 r. – nabywca z Wielkiej Brytanii;
- „Telkom – PZT” SA w Warszawie – 30 marca 1993 r. – nabywca z Hiszpanii;
- Alcatel „Teletra” SA w Poznaniu – 30 marca 1993 r. – nabywca z Hiszpanii;
- Zakłady Przemysłu Cukierniczego „Olza” SA w Cieszynie – 31 marca 1993 r. – nabywca z USA;
- Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego w Opolu SA – 2 kwietnia 1993 r. – nabywca z Austrii;
- Huta Szkła Biaglass Sp. z o.o. w Białymstoku – 6 kwietnia 1993 r. – nabywcy z Niemiec, Włoch i Liechtensteinu;
- Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Bobo” SA w Piławie Górnej – 26 maja 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- „Hydrotrest” SA w Krakowie – 8 czerwca 1993 r. – nabywca z USA;
- Crak – Koffe SA w Skawinie – 14 czerwca 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- Przedsiębiorstwo Spedycji Międzynarodowej C. Hartwig Sp. z o.o. w Gdańsku – 21 czerwca 1993 r. – nabywcy z Niemiec i Polski (Ciech Sp. z o.o.);
- Szczeciński Przemysł Drzewny SA – 22 czerwca 1993 r. – nabywca z Holandii;
- „Polam – Suwałki” Sp. z o.o. – 28 czerwca 1993 r. – nabywca z Francji;
- Fabryka Wtryskarek „Ponar – Żywiec” SA – 29 czerwca 1993 r. – nabywcy z Hongkongu i Polski (BPH SA);
- Cementownia „Odra” SA w Opolu – 13 lipca 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- „Energoaparatura” SA w Katowicach – 15 lipca 1993 r. – nabywca z USA;
- Cementownia „Strzelce Opolskie” SA – 22 lipca 1993 r. – nabywca z Belgii;
- Zakłady Cementowo-Wapiennicze „Górażdże” SA w Opolu – 22 lipca 1993 r. – nabywca z Belgii;
- Klose – Czerska Fabryka Mebli Sp. z o.o. – 10 sierpnia 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- Huta Szkła „Jarosław” SA – 17 września 1993 r. – nabywca z USA;
- Zakłady Elektroniczne „Elwro” SA, ZWUT SA Warszawa – 23 września 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- Kostrzyńskie Zakłady Papiernicze SA – 7 października 1993 r. – nabywca ze Szwecji;
- Famot–Pleszew SA – 14 października 1993 r. – nabywca z Niemiec;
- Sanockie Zakłady Przemysłu Gumowego „Stomil Sanok” SA – 14 października 1993 r. – nabywca z USA.
W kontekście tej listy warto przypomnieć stwierdzenie Janusza Lewandowskiego wygłoszone 26 czerwca 1998 r. podczas debaty nad projektem ustawy o powszechnym uwłaszczeniu obywateli RP. Wnioskując w imieniu klubu UW o odrzucenie tego projektu, oświadczył on, iż „w naszym pokoleniu źródłem poprawy losu polskich rodzin będą dochody z pracy, dochody ze świadczeń społecznych, a nie dochody z własności”. Trudno o bardziej brutalne podsumowanie polskiej prywatyzacji: Polacy mają żyć z pracy, a dochody z własności – jak pokazuje praktyka – niech czerpią obcy inwestorzy.
Program dla SLD
Ale sprzedaż poszczególnych zakładów najwyraźniej ministrowi Lewandowskiemu nie wystarczyła, skoro już w pierwszym miesiącu istnienia rządu Suchockiej zdołał przeforsować na Radzie Ministrów projekt ustawy o powszechnej prywatyzacji i Narodowych Funduszach Inwestycyjnych. Projekt, którego autorami byli on sam i jego gdański kolega z KLD Jan Szomburg. Warto przypomnieć, jakie były losy tej ustawy w parlamencie. Otóż 18 marca 1993 r. większość posłów odrzuciła rządową propozycję, a przyczyniły się do tego głosy 10 parlamentarzystów ZChN, czyli partii współrządzącej. Lewandowski nie zrezygnował jednak ze swej koncepcji i już na początku kwietnia pod obrady Sejmu wszedł „nowy” projekt ustawy o Narodowych Funduszach Inwestycyjnych i ich prywatyzacji. 30 kwietnia 1993 r. większość posłów tym razem poparła rządowe rozwiązanie. Stało się tak za sprawą cichego układu między Lewandowskim a „liberalną” częścią klubu SLD i właśnie głosy tej grupy postkomunistów (28 posłów, m.in. Aleksandra Kwaśniewskiego, Marka Borowskiego, Józefa Oleksego) zdecydowały o przyjęciu ustawy.
Dodajmy, że było to na kilka tygodni przed rozwiązaniem Sejmu I kadencji, które zaowocowało zwycięstwem SLD w wyborach. Postkomuniści zapewne nie spodziewali się, że to im przyjdzie realizować pomysł gdańskich liberałów. Tym niemniej to oni najwięcej skorzystali na ustawie o NFI, bo dużą część członków władz Funduszy – przynajmniej w pierwszym „rozdaniu” z 1995 r. – stanowili ludzie z ich środowiska, starannie wytypowani przez kolejnego ministra Wiesława Kaczmarka.
Fiasko NFI
Prezentując w Sejmie założenia swojego projektu, minister Lewandowski przekonywał, iż „jest to program restrukturyzacji kilkuset polskich przedsiębiorstw. Jest to świadomy zamysł zwiększenia zdolności adaptacyjnych polskiej gospodarki. (…) Ten program jest nakierowany na to, żeby zwiększyć zdolność adaptowania się dotychczasowych przedsiębiorstw państwowych do otoczenia rynkowego”. A jakie są rzeczywiste rezultaty tego programu? Według raportu NIK z 2006 r., spośród 512 przedsiębiorstw zarządzanych przez 15 Narodowych Funduszy Inwestycyjnych aż 74 zbankrutowały, a 206 zostało sprzedanych zagranicznym inwestorom, często po zaniżonych cenach. Na całej operacji najlepiej wyszły firmy zarządzające NFI, których zyski wyniosły kilkanaście procent wartości aktywów Funduszy.
Oczywiście większość Polaków, którzy w pierwszym etapie programu odebrali powszechne świadectwa udziałowe, szybko się ich pozbyła, dlatego nawet sam Lewandowski w niedawnej wypowiedzi dla PAP musiał przyznać, że jego pomysł „nie spełnił nadziei na powszechny udział we własności”.
Posady dla kolesiów
Na jeszcze jeden aspekt ministerialnej działalności Lewandowskiego zwrócił uwagę Adam Glapiński: „Bielecki poumieszczał w radach nadzorczych jednoosobowych spółek Skarbu Państwa ludzi z Kongresu i swojego środowiska. (…) W takich spółkach urzędnik ministerstwa jest jednoosobowym, walnym zgromadzeniem akcjonariuszy i pełnią władzy ekonomicznej. Nie musi się nikomu z niczego tłumaczyć, ma przy tym dostęp do finansów przedsiębiorstwa. Czterysta kilkadziesiąt osób usytuowano w tysiącu stu radach nadzorczych skomercjalizowanych firm. Jako, formalnie, członek rządu Bieleckiego – dowiadywałem się o tym z »Rzeczpospolitej«. Decyzja zapadała gdzieś między Bieleckim a Lewandowskim, pewnie w jakimś uzgodnieniu z Balcerowiczem. KLD z kilkunastoosobowej grupy osób siedzących w ostatnim rzędzie podczas jakichś konwentykli i seminariów zachodnich, bez środków finansowych, bez wejść w środowiska prywatnego biznesu, w ciągu roku stał się grupą mocno podbudowaną gospodarczo w strukturach władzy” (J. Kurski, P. Semka, „Lewy czerwcowy”, s. 118-119).
W taki sposób wyglądało „budowanie kapitalizmu” przez gdańskich liberałów. Dziś nagrodą dla Janusza Lewandowskiego za te „zasługi” jest teka komisarza w Brukseli. I chociaż po wieloletnim procesie sąd uniewinnił byłego ministra od zarzutów nieprawidłowej prywatyzacji w 1991 r. dwóch krakowskich spółek skarbu państwa – Techmy i KrakChemii – to z całą pewnością nie można powiedzieć, że w Komisji Europejskiej z ramienia Polski zasiądzie człowiek o czystych rękach. Bo chociaż wszystkie jego działania były "zgodne" z prawem, to na pewno nie miały nic wspólnego z polskim interesem narodowym i z tworzeniem normalnego systemu gospodarczego. Prywatyzacja w wykonaniu Lewandowskiego była jednym wielkim przekrętem.
Paweł Siergiejczyk
NASZA POLSKA NR 26/2009
środa, 7 listopada 2012
Prywatyzacja polskich banków po 1989 roku
W lutym 1989 r. z Narodowego Banku Polskiego wydzielono dziewięć banków: Bank Przemysłowo-Handlowy, Powszechny Bank Kredytowy, Bank Zachodni, Wielkopolski Bank Kredytowy, Bank Gdański, Powszechny Bank Gospodarczy w Łodzi (PBG), Bank Depozytowo-Kredytowy w Lublinie (BDK), Pomorski Bank Kredytowy w Szczecinie (PBKS) i Bank Śląski.
Oto chronologia prywatyzacji polskich banków oraz analiza ich kadr zarządzających.
- W październiku 1992 r. (za rządów Hanny Suchockiej) na giełdę trafiły akcje BRE Banku. Dwa lata później partnerem strategicznym banku został niemiecki Commerzbank, który w 2000 r. posiadał już połowę udziałów, a od 2003 r. kontroluje ponad 70 proc. akcji. Prezesem BRE Banku jest dziś Cezary Stypułkowski (były prezes Banku Handlowego i PZU), Radą Nadzorczą kieruje Maciej Leśny (były wiceminister współpracy gospodarczej z zagranicą, gospodarki i infrastruktury w rządach SLD), a w jej składzie zasiada m.in. Jan Szomburg (prezes gdańskiego Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, niegdyś jeden z głównych ideologów KLD). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Niemcy.
- W styczniu 1994 r. (za rządów Waldemara Pawlaka) na giełdzie zadebiutowały akcje Banku Śląskiego. 25,9 proc. akcji kupił wówczas holenderski ING, który dwa lata później kontrolował już ponad połowę udziałów, a od 2001 r. posiada ponad 70 proc. akcji. Prezesem banku, noszącego dziś nazwę ING Bank Śląski, jest Małgorzata Kołakowska, na czele Rady Nadzorczej stoi Anna Fornalczyk (w latach 1990-1995 prezes Urzędu Antymonopolowego, później szefowa gabinetu politycznego wicepremiera Balcerowicza), a w jej składzie zasiada m.in. Brunon Bartkiewicz (dyrektor i prezes Banku Śląskiego w latach 90.). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Holendrzy.
- W marcu 1995 r. (na przełomie rządów Waldemara Pawlaka i Józefa Oleksego) w Wielkopolskim Banku Kredytowym inwestorem został irlandzki Allied Irish Bank, kupując 16,3 proc. akcji. Dwa lata Irlandczycy posiadali już ponad połowę udziałów, a we wrześniu 1999 r. (za rządów Jerzego Buzka) kupili 80 proc. akcji Banku Zachodniego i w czerwcu 2001 r. doszło do połączenia obu banków w jeden Bank Zachodni WBK, kontrolowany w ponad 70 proc. przez AIB. Jednak we wrześniu 2010 r. z powodu kryzysu Irlandczycy postanowili sprzedać BZ WBK hiszpańskiemu bankowi Santander (obecnie transakcja jest finalizowana). Prezesem WBK jest Mateusz Morawiecki (należy również do Rady Gospodarczej przy premierze Tusku), a w Radzie Nadzorczej zasiada m.in. Aleksander Galos (były dyrektor gabinetu Jana Rokity jako szefa URM w rządzie Suchockiej). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Irlandczycy. - W 1995 r. (za rządów Józefa Oleksego) pierwszą transzę akcji prywatyzowanego Banku Gdańskiego kupił prywatny Bank Inicjatyw Gospodarczych, który powstał w 1989 r. w środowisku komunistycznej nomenklatury. W 1997 r. oba banki zostały połączone w jeden BIG Bank Gdański, od 2003 r. noszący nazwę Bank Millennium. Obecnie ponad 65 proc. akcji posiada portugalski Banco Comercial Portugues. Prezesem Banku Millenium jest Bogusław Kott (wieloletni pracownik PRL-owskiego Ministerstwa Finansów, od 1989 r. prezes BIG), Radą Nadzorczą kieruje Maciej Bednarkiewicz (znany adwokat i były poseł OKP), wiceprzewodniczącym RN jest Ryszard Pospieszyński (w czasach PRL sekretarz CRZZ, ambasador w Pakistanie i wiceminister gospodarki morskiej), a w jej składzie zasiadają m.in. prof. Marek Rocki (były rektor SGH, obecnie senator PO) i prof. Dariusz Rosati (były minister spraw zagranicznych, członek Rady Polityki Pieniężnej i eurodeputowany). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Portugalczycy.
- W styczniu 1995 r. (za rządów Waldemara Pawlaka) zadebiutowały na giełdzie akcje Banku Przemysłowo-Handlowego. W październiku 1997 r. (za rządów Włodzimierza Cimoszewicza) na parkiet trafiły akcje Powszechnego Banku Kredytowego. Od 1998 r. (za rządów Jerzego Buzka) inwestorem strategicznym w BPH był niemiecki Bayerische Hypo- und Vereinsbank (HVB), a w PBK austriacki Bank Austria Creditanstalt. W grudniu 2001 r. zagraniczni akcjonariusze obu banków połączyli się, czego skutkiem było również połączenie BPH i PBK. Od lipca 2004 r. bank nosił nazwę BPH, a w listopadzie 2005 r. jego właściciel, HVB, został przejęty przez włoską grupę UniCredit i dwa lata później większość BPH (285 spośród 485 oddziałów) została włączona do kontrolowanego przez Włochów Pekao SA. Pozostałe 200 oddziałów zostało sprzedanych w czerwcu 2008 r. amerykańskiemu koncernowi General Electric, a 31 grudnia 2009 r. nastąpiła fuzja BPH z GE Money Bank. Obowiązki prezesa banku pełni obecnie Brytyjczyk Richard Gaskin, a przewodniczącym Rady Nadzorczej jest Wiesław Rozłucki (twórca i pierwszy prezes Giełdy Papierów Wartościowych w latach 1991-2006). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Amerykanie.
- W czerwcu 1998 r. (za rządów Jerzego Buzka) na giełdę trafiły akcje banku Pekao SA. W sierpniu 1999 r. 52,09 proc. akcji Pekao SA kupiło włosko-niemieckie konsorcjum UniCredit i Allianz, przy czym bank faktycznie stał się częścią włoskiej grupy UniCredit. Obecnie Włosi posiadają ponad 59 proc. akcji. Od roku prezesem Pekao SA jest Alicja Kornasiewicz (była wiceminister skarbu w rządzie Buzka, która finalizowała prywatyzację tego banku), na czele Rady Nadzorczej stoi prof. Jerzy Woźnicki (były rektor Politechniki Warszawskiej, wcześniej członek KLD i Unii Wolności), a w jej składzie zasiadają m.in. prof. Leszek Pawłowicz (wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową) i Krzysztof Pawłowski (były senator OKP, później związany z PO). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Włosi.
- Latem 1997 r. (za rządów Włodzimierza Cimoszewicza) na giełdzie zadebiutowały akcje Banku Handlowego, a w 2000 r. (za rządów Jerzego Buzka) jego większościowym akcjonariuszem został amerykański Citibank, który obecnie posiada 75 proc. udziałów. W 2001 r. działający już w Polsce Citibank i BH zostały połączone i w jeden Citi Handlowy. Prezesem banku jest Sławomir Sikora (w latach 1990-1994 dyrektor Departamentu Systemu Bankowego i Instytucji Finansowych w Ministerstwie Finansów, później wiceprezes banku PBK i prezes AmerBanku), Radą Nadzorczą kieruje prof. Stanisław Sołtysiński (prawnik, były szef RN spółki Agora – wydawcy “Gazety Wyborczej”), wiceprzewodniczącym RN jest Andrzej Olechowski (były minister finansów i spraw zagranicznych oraz dwukrotny kandydat na prezydenta), a w jej składzie zasiada m.in. Igor Chalupec (były wiceminister finansów w rządzie SLD, później prezes PKN Orlen). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Amerykanie.
- W grudniu 2004 r. (za rządów Marka Belki) udziałowcami kontrolowanego dotąd przez państwo Banku Gospodarki Żywnościowej zostały: holenderski Rabobank (13,76 proc. akcji) oraz Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (15 proc.). Już miesiąc później Holendrzy zwiększyli swój udział do ponad 35 proc., w 2007 r. mieli ponad 44 proc. akcji, a w 2008 r., dzięki przejęciu udziałów EBOiR, posiadali już ponad 59 proc. Skarb państwa jest jeszcze właścicielem ponad 37 proc. akcji. Prezesem banku jest Jacek Bartkiewicz (w latach 2001-2002 wiceminister finansów w rządzie SLD, wcześniej wiceprezes Banku Śląskiego), a w Radzie Nadzorczej zasiada m.in. Andrzej Zdebski (wiceminister gospodarki oraz prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych za rządów SLD). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Holendrzy.
- Ostatnim prywatyzowanym bankiem był PKO BP. W listopadzie 2004 r. (za rządów Marka Belki) akcje PKO BP zadebiutowały na giełdzie. Ale tu większościowym udziałowcem nadal jest skarb państwa, posiadający bezpośrednio prawie 41 proc. akcji, a poprzez ostatni całkowicie państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego – dalsze ponad 10 proc.
Udział kapitału zagranicznego w polskim sektorze bankowym wynosi prawie 75 proc. Takich proporcji nie ma żaden z krajów zachodniej Europy. W Polsce jest to skutkiem działań prywatyzacyjnych kolejnych rządów: od Suchockiej do Belki, przy czym warto pamiętać, że najwięcej banków obcy kapitał przejął w okresie urzędowania ekipy Jerzego Buzka i Leszka Balcerowicza (1998-2000). Nic dziwnego, że to właśnie ci politycy są obsypywani zagranicznymi zaszczytami…
Paweł Siergiejczyk Artykuł ukazał sie w tygodniku 'Nasza Polska' nr 9 (799) z 29 lutego 2011 r.
Krótkie podsumowanie prywatyzacji:
W historii ostatnich dwudziestu lat rządem, który sprywatyzował majątek największej wartości, był rząd Jerzego Buzka. W latach 1997 – 2001 rząd Buzka sprzedał majątek o wartości ponad 54 mld zł. Ponad połowę tej sumy uzyskał z jednej z najbardziej skandalicznych prywatyzacji, jaką była sprzedaż TP SA konsorcjum France Telecom i Kulczyk Holding, w trakcie której doszło również do sprzedaży wybudowanej za wiele miliardów złotych infrastruktury obronnej państwa, przeznaczonej do kierowania nim na wypadek zagrożenia militarnego, konfliktu zbrojnego i wojny. Było to wydarzenie bezprecedensowe na skalę europejską, mające poważne konsekwencje dla obronności Polski i kompromitujące Polskę wśród członków NATO. Drugim rządem pod względem wielkości sprywatyzowanego majątku narodowego jest rząd Donalda Tuska. Poprzedni minister skarbu Aleksander Grad o mały włos nie pobił rekordu Buzka, sprzedając polski majątek, warty 44 mld zł. Rządy Leszka Millera i Marka Belki sprywatyzowały polskie firmy warte około 20 mld zł. Rządy PiS są w tym towarzystwie zupełnie trzecią ligą, bo w ciągu dwóch lat sprywatyzowały firmy o wartości zaledwie 2,6 mld zł.
Polskie społeczeństwo zostało pozbawione całego swojego dorobku z wielu pokoleń. Należy wspomnieć również złodziejstwo, nazywane prywatyzacją, pod kierownictwem specjalisty Janusza Lewandowskiego, zaufanego człowieka Mariana Krzaklewskiego i Jerzego Buzka. Janusz Lewandowski zaopatrzony we wszelkie przywileje i upoważnienia rządowe bez przeszkód realizował sprzedaż polskiego majątku narodowego. Był poza wszelką kontrolą. Kto mógł i kogo dopuścili Bielecki, Krzaklewski, Buzek i inni premierzy ten się uwłaszczał i natychmiast spieniężał swoją własność czekającemu już bogatemu finansiście czy kapitaliście z zachodu. Bielecki także się załapał na ten tort, przejmując zakłady produkcji żarówek „POLAM” wraz z całym zapasem wyprodukowanych żarówek. Oczywiście zarobił na tym miliony sprzedając cały ten majątek zachodnioniemieckiej firmie PHILIPS. Jako premier miał czas i możliwość zatuszowania tej afery i wyjścia z niej czysty. Można by wyliczać w nieskończoność prominentów związkowych typu Wrzodaka, który zniszczył cały przemysł produkcyjny polskich traktorów URSUS.
I jak tu nie "podziwiać" naszych liderów zasiadających w Parlamencie Europejskim - Jerzego Buzka, Janusza Lewandowskiego i innych, którzy oddali Polskę za kilka srebrników.
Oto chronologia prywatyzacji polskich banków oraz analiza ich kadr zarządzających.
- W październiku 1992 r. (za rządów Hanny Suchockiej) na giełdę trafiły akcje BRE Banku. Dwa lata później partnerem strategicznym banku został niemiecki Commerzbank, który w 2000 r. posiadał już połowę udziałów, a od 2003 r. kontroluje ponad 70 proc. akcji. Prezesem BRE Banku jest dziś Cezary Stypułkowski (były prezes Banku Handlowego i PZU), Radą Nadzorczą kieruje Maciej Leśny (były wiceminister współpracy gospodarczej z zagranicą, gospodarki i infrastruktury w rządach SLD), a w jej składzie zasiada m.in. Jan Szomburg (prezes gdańskiego Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, niegdyś jeden z głównych ideologów KLD). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Niemcy.
- W styczniu 1994 r. (za rządów Waldemara Pawlaka) na giełdzie zadebiutowały akcje Banku Śląskiego. 25,9 proc. akcji kupił wówczas holenderski ING, który dwa lata później kontrolował już ponad połowę udziałów, a od 2001 r. posiada ponad 70 proc. akcji. Prezesem banku, noszącego dziś nazwę ING Bank Śląski, jest Małgorzata Kołakowska, na czele Rady Nadzorczej stoi Anna Fornalczyk (w latach 1990-1995 prezes Urzędu Antymonopolowego, później szefowa gabinetu politycznego wicepremiera Balcerowicza), a w jej składzie zasiada m.in. Brunon Bartkiewicz (dyrektor i prezes Banku Śląskiego w latach 90.). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Holendrzy.
- W marcu 1995 r. (na przełomie rządów Waldemara Pawlaka i Józefa Oleksego) w Wielkopolskim Banku Kredytowym inwestorem został irlandzki Allied Irish Bank, kupując 16,3 proc. akcji. Dwa lata Irlandczycy posiadali już ponad połowę udziałów, a we wrześniu 1999 r. (za rządów Jerzego Buzka) kupili 80 proc. akcji Banku Zachodniego i w czerwcu 2001 r. doszło do połączenia obu banków w jeden Bank Zachodni WBK, kontrolowany w ponad 70 proc. przez AIB. Jednak we wrześniu 2010 r. z powodu kryzysu Irlandczycy postanowili sprzedać BZ WBK hiszpańskiemu bankowi Santander (obecnie transakcja jest finalizowana). Prezesem WBK jest Mateusz Morawiecki (należy również do Rady Gospodarczej przy premierze Tusku), a w Radzie Nadzorczej zasiada m.in. Aleksander Galos (były dyrektor gabinetu Jana Rokity jako szefa URM w rządzie Suchockiej). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Irlandczycy. - W 1995 r. (za rządów Józefa Oleksego) pierwszą transzę akcji prywatyzowanego Banku Gdańskiego kupił prywatny Bank Inicjatyw Gospodarczych, który powstał w 1989 r. w środowisku komunistycznej nomenklatury. W 1997 r. oba banki zostały połączone w jeden BIG Bank Gdański, od 2003 r. noszący nazwę Bank Millennium. Obecnie ponad 65 proc. akcji posiada portugalski Banco Comercial Portugues. Prezesem Banku Millenium jest Bogusław Kott (wieloletni pracownik PRL-owskiego Ministerstwa Finansów, od 1989 r. prezes BIG), Radą Nadzorczą kieruje Maciej Bednarkiewicz (znany adwokat i były poseł OKP), wiceprzewodniczącym RN jest Ryszard Pospieszyński (w czasach PRL sekretarz CRZZ, ambasador w Pakistanie i wiceminister gospodarki morskiej), a w jej składzie zasiadają m.in. prof. Marek Rocki (były rektor SGH, obecnie senator PO) i prof. Dariusz Rosati (były minister spraw zagranicznych, członek Rady Polityki Pieniężnej i eurodeputowany). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Portugalczycy.
- W styczniu 1995 r. (za rządów Waldemara Pawlaka) zadebiutowały na giełdzie akcje Banku Przemysłowo-Handlowego. W październiku 1997 r. (za rządów Włodzimierza Cimoszewicza) na parkiet trafiły akcje Powszechnego Banku Kredytowego. Od 1998 r. (za rządów Jerzego Buzka) inwestorem strategicznym w BPH był niemiecki Bayerische Hypo- und Vereinsbank (HVB), a w PBK austriacki Bank Austria Creditanstalt. W grudniu 2001 r. zagraniczni akcjonariusze obu banków połączyli się, czego skutkiem było również połączenie BPH i PBK. Od lipca 2004 r. bank nosił nazwę BPH, a w listopadzie 2005 r. jego właściciel, HVB, został przejęty przez włoską grupę UniCredit i dwa lata później większość BPH (285 spośród 485 oddziałów) została włączona do kontrolowanego przez Włochów Pekao SA. Pozostałe 200 oddziałów zostało sprzedanych w czerwcu 2008 r. amerykańskiemu koncernowi General Electric, a 31 grudnia 2009 r. nastąpiła fuzja BPH z GE Money Bank. Obowiązki prezesa banku pełni obecnie Brytyjczyk Richard Gaskin, a przewodniczącym Rady Nadzorczej jest Wiesław Rozłucki (twórca i pierwszy prezes Giełdy Papierów Wartościowych w latach 1991-2006). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Amerykanie.
- W czerwcu 1998 r. (za rządów Jerzego Buzka) na giełdę trafiły akcje banku Pekao SA. W sierpniu 1999 r. 52,09 proc. akcji Pekao SA kupiło włosko-niemieckie konsorcjum UniCredit i Allianz, przy czym bank faktycznie stał się częścią włoskiej grupy UniCredit. Obecnie Włosi posiadają ponad 59 proc. akcji. Od roku prezesem Pekao SA jest Alicja Kornasiewicz (była wiceminister skarbu w rządzie Buzka, która finalizowała prywatyzację tego banku), na czele Rady Nadzorczej stoi prof. Jerzy Woźnicki (były rektor Politechniki Warszawskiej, wcześniej członek KLD i Unii Wolności), a w jej składzie zasiadają m.in. prof. Leszek Pawłowicz (wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową) i Krzysztof Pawłowski (były senator OKP, później związany z PO). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Włosi.
- Latem 1997 r. (za rządów Włodzimierza Cimoszewicza) na giełdzie zadebiutowały akcje Banku Handlowego, a w 2000 r. (za rządów Jerzego Buzka) jego większościowym akcjonariuszem został amerykański Citibank, który obecnie posiada 75 proc. udziałów. W 2001 r. działający już w Polsce Citibank i BH zostały połączone i w jeden Citi Handlowy. Prezesem banku jest Sławomir Sikora (w latach 1990-1994 dyrektor Departamentu Systemu Bankowego i Instytucji Finansowych w Ministerstwie Finansów, później wiceprezes banku PBK i prezes AmerBanku), Radą Nadzorczą kieruje prof. Stanisław Sołtysiński (prawnik, były szef RN spółki Agora – wydawcy “Gazety Wyborczej”), wiceprzewodniczącym RN jest Andrzej Olechowski (były minister finansów i spraw zagranicznych oraz dwukrotny kandydat na prezydenta), a w jej składzie zasiada m.in. Igor Chalupec (były wiceminister finansów w rządzie SLD, później prezes PKN Orlen). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Amerykanie.
- W grudniu 2004 r. (za rządów Marka Belki) udziałowcami kontrolowanego dotąd przez państwo Banku Gospodarki Żywnościowej zostały: holenderski Rabobank (13,76 proc. akcji) oraz Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (15 proc.). Już miesiąc później Holendrzy zwiększyli swój udział do ponad 35 proc., w 2007 r. mieli ponad 44 proc. akcji, a w 2008 r., dzięki przejęciu udziałów EBOiR, posiadali już ponad 59 proc. Skarb państwa jest jeszcze właścicielem ponad 37 proc. akcji. Prezesem banku jest Jacek Bartkiewicz (w latach 2001-2002 wiceminister finansów w rządzie SLD, wcześniej wiceprezes Banku Śląskiego), a w Radzie Nadzorczej zasiada m.in. Andrzej Zdebski (wiceminister gospodarki oraz prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych za rządów SLD). Kluczowe stanowiska we władzach banku zajmują jednak Holendrzy.
- Ostatnim prywatyzowanym bankiem był PKO BP. W listopadzie 2004 r. (za rządów Marka Belki) akcje PKO BP zadebiutowały na giełdzie. Ale tu większościowym udziałowcem nadal jest skarb państwa, posiadający bezpośrednio prawie 41 proc. akcji, a poprzez ostatni całkowicie państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego – dalsze ponad 10 proc.
Udział kapitału zagranicznego w polskim sektorze bankowym wynosi prawie 75 proc. Takich proporcji nie ma żaden z krajów zachodniej Europy. W Polsce jest to skutkiem działań prywatyzacyjnych kolejnych rządów: od Suchockiej do Belki, przy czym warto pamiętać, że najwięcej banków obcy kapitał przejął w okresie urzędowania ekipy Jerzego Buzka i Leszka Balcerowicza (1998-2000). Nic dziwnego, że to właśnie ci politycy są obsypywani zagranicznymi zaszczytami…
Paweł Siergiejczyk Artykuł ukazał sie w tygodniku 'Nasza Polska' nr 9 (799) z 29 lutego 2011 r.
Krótkie podsumowanie prywatyzacji:
W historii ostatnich dwudziestu lat rządem, który sprywatyzował majątek największej wartości, był rząd Jerzego Buzka. W latach 1997 – 2001 rząd Buzka sprzedał majątek o wartości ponad 54 mld zł. Ponad połowę tej sumy uzyskał z jednej z najbardziej skandalicznych prywatyzacji, jaką była sprzedaż TP SA konsorcjum France Telecom i Kulczyk Holding, w trakcie której doszło również do sprzedaży wybudowanej za wiele miliardów złotych infrastruktury obronnej państwa, przeznaczonej do kierowania nim na wypadek zagrożenia militarnego, konfliktu zbrojnego i wojny. Było to wydarzenie bezprecedensowe na skalę europejską, mające poważne konsekwencje dla obronności Polski i kompromitujące Polskę wśród członków NATO. Drugim rządem pod względem wielkości sprywatyzowanego majątku narodowego jest rząd Donalda Tuska. Poprzedni minister skarbu Aleksander Grad o mały włos nie pobił rekordu Buzka, sprzedając polski majątek, warty 44 mld zł. Rządy Leszka Millera i Marka Belki sprywatyzowały polskie firmy warte około 20 mld zł. Rządy PiS są w tym towarzystwie zupełnie trzecią ligą, bo w ciągu dwóch lat sprywatyzowały firmy o wartości zaledwie 2,6 mld zł.
Polskie społeczeństwo zostało pozbawione całego swojego dorobku z wielu pokoleń. Należy wspomnieć również złodziejstwo, nazywane prywatyzacją, pod kierownictwem specjalisty Janusza Lewandowskiego, zaufanego człowieka Mariana Krzaklewskiego i Jerzego Buzka. Janusz Lewandowski zaopatrzony we wszelkie przywileje i upoważnienia rządowe bez przeszkód realizował sprzedaż polskiego majątku narodowego. Był poza wszelką kontrolą. Kto mógł i kogo dopuścili Bielecki, Krzaklewski, Buzek i inni premierzy ten się uwłaszczał i natychmiast spieniężał swoją własność czekającemu już bogatemu finansiście czy kapitaliście z zachodu. Bielecki także się załapał na ten tort, przejmując zakłady produkcji żarówek „POLAM” wraz z całym zapasem wyprodukowanych żarówek. Oczywiście zarobił na tym miliony sprzedając cały ten majątek zachodnioniemieckiej firmie PHILIPS. Jako premier miał czas i możliwość zatuszowania tej afery i wyjścia z niej czysty. Można by wyliczać w nieskończoność prominentów związkowych typu Wrzodaka, który zniszczył cały przemysł produkcyjny polskich traktorów URSUS.
I jak tu nie "podziwiać" naszych liderów zasiadających w Parlamencie Europejskim - Jerzego Buzka, Janusza Lewandowskiego i innych, którzy oddali Polskę za kilka srebrników.
poniedziałek, 5 listopada 2012
Via Bank i FOZZ - o rabunku finansów Polski
Via Bank i FOZZ - o rabunku finansów Polski - Mirosław Dakowski, Jerzy Przystawa.
Fragmenty książki
Powiadomienie o przestępstwie
2 czerwca 1991, w gabinecie Ministra Sprawiedliwości RP złożone zostało następujące doniesienie:
Prof. dr hab. Wiesław Chrzanowski
Minister Sprawiedliwości
Prokurator Generalny R P
Warszawa
Przesyłamy do dyspozycji Pana Prokuratora Generalnego zgromadzone przez nas dokumenty i materiały, w ilości 290 stron ręcznie ponumerowanych, z których wynika, że :
Na terenie Rzeczypospolitej Polskiej i poza jej granicami działają zorganizowane grupy przestępcze dokonujące systematycznej grabieży pieniądza, w szczególności dewiz wymienialnych, na szkodę Państwa Polskiego, a także innych podmiotów gospodarczych, krajowych i zagranicznych.
Na podstawie przedstawionych dokumentów można wnioskować, że grabież ta ma rozmiary osiągające kwoty wielu miliardów dolarów USA. Nie jest naszym zadaniem imienne wskazywanie osób odpowiedzialnych za ten proceder. Sadzimy, że jest to obowiązkiem Urzędu Prokuratorskiego. Z przedstawionych dokumentów wynika jednak niezbicie, że znaczny współudział w tym rozkradaniu Polski chociażby tylko poprzez brak właściwej kontroli i nadzoru - ma Ministerstwo Finansów R P. Jako obywatele tego kraju, którzy mają świadomość, że kradzież na ogromne skalę, dokonywana przez lata, może na dziesięciolecia rozstrzygnąć o losie Polski, czujemy się w obowiązku uczynić wszystko, aby było niemożliwym dalsze tuszowanie i przemilczanie tych spraw, aby fakt grabieży został ujawniony, a sprawcy i współwinni pociągnięci do odpowiedzialności. Oczekujemy poinformowania nas i opinii publicznej o krokach jakie w tej sprawie zostały, lub zostanę, podjęte przez Urząd Prokuratorski.
Mirosław Dakowski, WARSZAWA
Jerzy Przystawa WROCŁAW
Do wiadomości:
1. Prezydent RP, Lech Wałęsa
2. Prymas Polski, Kard. Józef Glemp
3. Premier, Jan K.Bielecki
4. Marszałek Sejmu, Prof.M.Kozakiewicz
5. Marszałek Senatu, Prof. A. Stelmachowski
6. Prezes NIK, Prof.W.Pańko
7. Przewodniczący Klubów Parlamentarnych
Jak widać z powyższego rozdzielnika kopie pisma doręczone zostały prawie wszystkim osobom i instytucjom, na których spoczywa bezpośrednia odpowiedzialność za losy kraju. Większość doręczonych dokumentów, z odpowiednimi listami, została również przesłana za granicę, do Watykanu oraz do Redaktora Kultury w Maisons-Lafitte we Francji. Przeważająca część owych 290 stron załączonych materiałów dotyczyła Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Nasze doniesienie zbiegło się w czasie z opublikowaniem w tygodniku Spotkania (nr. 20 z 29.05.1991 r.) artykułu Andrzeja Krasnowolskiego Komunistyczny skok na kasę, czyli kto zarobił na polskich długach? Artykuł ten zapoczątkował - najpierw bardzo nieśmiała, lecz stopniowo zataczająca coraz szersze kręgi - dyskusję na temat "Afery FOZZ" czy "FOZZ-gate". Sprawa stała się na tyle publiczna, że nie można jej już było dłużej ukrywać w zaciszu gabinetów, co w konsekwencji wymusiło opublikowanie raportu Najwyższej Izby Kontroli i przedstawienie go Sejmowi.
Chodzi nie tylko o FOZZ
Warto od razu zaznaczyć, że w odróżnieniu od artykułu w Spotkaniach, w naszym doniesieniu do Prokuratora Generalnego nie wymieniamy nazwy "FOZZ," ale poruszamy sprawę dużo szersza, mówimy o grabieży polskich pieniędzy na skalę wielu miliardów dolarów USA. Naszym zdaniem przedstawione Prokuratorowi Generalnemu dokumenty wskazywały na fakt zagrabienia wyprowadzenia za granicę kwot wielokrotnie, (co najmniej o rząd wielkości) wyższych od tych, które zostały oddane do dyspozycji FOZZ i których rozliczenia żądały kontrole NIK i innych instytucji (Urząd Ochrony Państwa, Prokuratura Generalna). Jak dzisiaj powszechnie wiadomo kontrole te domagają się rozliczenia kwoty ok. l miliarda dolarów. My natomiast usiłujemy zwrócić uwagę nie tylko społeczeństwa polskiego, ale przede wszystkim ludzi za Polskę odpowiedzialnych na fakt, że przepadły nam w tajemniczych okolicznościach sumy dziesiątki razy większe! O ile "Sprawa FOZZ", a więc jak się to enigmatycznie określa "nieprawidłowości" w funkcjonowaniu Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i związanych z nim nierozliczonych kwot, z trudem bo z trudem, ale jednak przedostała się do mass-mediów i stała się przedmiotem jakiejś debaty, o tyle ta dużo większa sprawa, która określamy jako rabunek finansów Polski, pomimo naszych wysiłków, nadal zamknięta jest niczym Dżin w butelce i czeka na dzień, w którym zostanie uwolniona.
Gdzie są nasze oszczędności dewizowe?
Zwiastunem nadchodzącego uwolnienia może być fakt, że na początku stycznia 1992 r. Jan Krzysztof Bielecki, już jako ex-premier, podczas podróży do USA oświadczył publicznie, że zarówno Bank Handlowy S A jak i Bank PKO S A zagrożone są. bankructwem, gdyż zdeponowana w nich kwota około 6 miliardów USA, stanowiąca oszczędności dewizowe obywateli polskich, zużyta została na obsługę zadłużenia zagranicznego i że jeśli Skarb Państwa nie przyjdzie im z pomocą, to będ§ musiały ogłosić upadłość. Jest to pierwszy wypadek, kiedy opinia publiczna - nota bene nie polska, tylko amerykańska - dowiaduje się, że pieniądze, które Polacy zawierzyli swemu rządowi "dostały nóg" i nie ma ich w polskich bankach. Informacja ta została podana w uspokajającym tonie przez Gazetę Wyborcza nr 9 z 11-12 stycznia 1992 r. pod wymownym tytułem Nie ma strachu o dolary, a sama notatka dezawuowała wypowiedź byłego premiera.
Dług wewnętrzny
Jednakże strach pozostał: w przekazywanym nowemu premierowi "Raporcie o stanie państwa" figuruje pozycja pt. "Dług wewnętrzny państwa". Ten dług wewnętrzny oszacowany jest na 111 bilionów zł., przy czym od razu zaznaczono, że jest to kwota prawie na pewno zaniżona. Po paru tygodniach oceniono ja już na 160 bln zł. W tej sumie zawarty jest przede wszystkim dług wewnętrzny wobec tych, którzy swoje dewizy ulokowali w Banku PKO S A w kwocie ok. 6 miliardów dolarów USA. Obywatele jednak mogą spać spokojnie, bo zamiast dolarów Państwo Polskie ma już dla nich przygotowane .... obligacje dolarowe!! Ani z zagranicznych enuncjacji byłego premiera, ani z jego raportu o stanie państwa nie dowiadujemy się, jaka część tego długu wewnętrznego powstała, kiedy u steru władzy państwowej stali jego znakomici poprzednicy, a jakiej wielkości dług zaciągnął jego liberalny rząd. Mówi nam on tylko, że zadłużenie to powstało "w latach osiemdziesiątych". Możemy jedynie skonstatować smutny fakt, że premier nie odważył się poinformować o tej sytuacji wierzycieli wewnętrznych, a więc obywateli polskich, tak jakby sprawa ta nie ich dotyczyła. Oraz że prawdę tę również zataił przed społeczeństwem "pierwszy niekomunistyczny premier w Europie Wschodniej" Tadeusz Mazowiecki. "Wewnętrzny dług dewizowy" jest tylko fragmentem całości wewnętrznego zadłużenia państwa, które raport oszacowuje na ok. 10 - 11 miliardów dolarów.
Dolary poszły w las...
W połowie stycznia 1991 r. Polska była widownia fali strajków ogłoszonych przez Związki Zawodowe. Strajki te elita polityczna kraju komentowała w różny sposób. Rzadko jednak podawany był motyw zasadniczy: oto strajkowali wierzyciele rządu polskiego, którzy domagali się po prostu, aby były płacone weksle dłużne, aby uroczyste zobowiązania, były regulowane w jakimkolwiek rozsądnym terminie. I nie chodzi tu o to, że my wszyscy za mało zarabiamy, że zarabiamy dziesięciokrotnie mniej niż pracujący w innych krajach. Chodziło raczej o to, że domagamy się tego, co się nam należy w ramach spisanych i podpisanych różnego rodzaju umów o pracę, emerytalnych, o dostawy towarów itd, itp. Komuniści zredukowali wynagrodzenia za pracę do poziomu niespotykanego w krajach cywilizowanych, tymczasem nasze - jak się to mówi - "postkomunistyczne" rządy okazały się niezdolne do wypłacania nawet tych żałosnych zasiłków. Jednakże dług wewnętrzny w stosunku do tych, którzy powierzyli bankom państwowym swoje dewizy, posiada inny charakter i wymaga innej kwalifikacji moralnej. Jeżeli bowiem pracuję w fabryce, która wyprodukowała np. śmigłowce, agendy rządowe gdzieś tam te śmigłowce wyeksportowały a fabryce nie zapłacono za ten produkt ani grosza, to choć jest to rzeczywiście oburzające, skandaliczne i zasługujące na protest, a nawet strajk, zachodzi tu jednak wiele okoliczności łagodzących. Produkt mojej fabryki nie jest wyłącznie moją własnością, moje wynagrodzenie to zaledwie drobna część wartości wyprodukowanego towaru, w pozostałych kosztach ma przecież udział państwo i ono - jeśli za towar z jakichś względów nie zapłacono - ponosi stratę na równi ze mną. Kiedy jednak przynoszę do banku 1000 dolarów, które otrzymałem w spadku po cioci w Kanadzie, to sytuacja jest zupełnie inna: każdy dolar i każdy cent z tego tysiąca jest wyłącznie moją własnością i nikt nie ma do niego żadnego prawa. Państwo polskie w żaden sposób do powstania tych walorów się nie przyczyniło. Jeśli teraz ten bank (państwo), bez mojej wiedzy i zgody, przekaże gdzieś moje pieniądze i stanie się niewypłacalny, będzie to nadużycie zaufania, oszustwo czyli zwykłe przestępstwo. Oczywiście, ktoś może zauważyć, że posiadanie dewiz było kiedyś w ogóle zakazane, a więc, że posunęliśmy się daleko na drodze do cywilizacji. Zapewne tak. Ale przecież tamto państwo było państwem przestępczym, komunistycznym, które na każdym kroku gwałciło prawa człowieka i obywatela, a teraz chcemy mówić o innym państwie - obywatelskim, demokratycznym i cywilizowanym.
Niekompetencja czy metoda
Można, rzecz jasna, przypuścić, że nasi "postkomunistyczni" premierzy, Tadeusz Mazowiecki i Jan Krzysztof Bielecki, a w szczególności ich prawa ręka - Leszek Balcerowicz, przyjęli tę komunistyczną spuściznę nie zdając sobie sprawy z prawdziwego stanu rzeczy. W takim wypadku musielibyśmy im zarzucić całkowity niekompetencję i ignorancję w sprawach o podstawowym dla państwa znaczeniu. Niepodobna wprost uwierzyć, żeby kandydat do Nagrody Nobla w ekonomii, uczony z Harvardu, główny finansista Rzeczypospolitej mógł być aż tak niekompetentny. Jednakże alternatywa też nie jest porywająca: musielibyśmy przyjąć, że społeczeństwo zostało świadomie wprowadzone w błąd, że prawda o stanie finansów państwa została przed nim zatajona. I że dokonali tego ludzie, którzy wielokrotnie obiecywali nam, że teraz już będzie się społeczeństwu mówiło tylko prawdę. Istnieje przecież uzasadnione podejrzenie "błądzenia w nieświadomości". Nowy premier, Jan Ferdynand Olszewski, wyraził się na początku nowego roku, że gdyby zdawał sobie sprawę z tego, jak katastrofalny jest stan finansów państwa, to chyba by się nie zdecydował był, na przyjęcie tej zaszczytnej posady. Obiecał nam też, że niebawem przedstawi swój raport o stanie państwa. Wynika z tego, że premier Olszewski nie przecenia bynajmniej kompetencji albo prawdomówności swego poprzednika i nie jest wykluczone, że obraz jaki nam zaprezentuje będzie jeszcze czarniejszy niż w raporcie Bieleckiego.
Tajne przez poufne
W książce niniejszej przedstawiamy parę dokumentów, które posiadały oznaczenie: "tajne" albo "poufne". Rzecz jasna państwo obywatelskie, państwo demokratyczne też musi strzec swoich interesów i nie wszystkie sprawy, fakty i dane mogą być podawane do wiadomości publicznej. O tym, co ma być jawne, a co powinno zostać poufne, decydować musi wzgląd na bezpieczeństwo państwa. Obywatele identyfikują się z państwem wtedy, kiedy to państwo chroni ich interesy. Państwo komunistyczne niewiele przejmowało się interesem obywateli. Również nowe "postkomunistyczne" państwo zdaje się realizować jakieś inne cele, które przed społeczeństwem polskim są zatajane. Jakże inaczej można zrozumieć fakt, że pan Bielecki dopiero po opuszczeniu premierowskiego stołka i na dodatek za oceanem, dzieli się wiedza, że banki polskie są bankrutami, a oszczędności ludności już dawno Polskę opuściły? Jakże inaczej można zrozumieć fakt, że nikt z adresatów naszego "Powiadomienia o Przestępstwie" nie podziękował nam nawet za włożony trud i zwrócenie uwagi na to, co się dzieje z finansami państwa? Z milczenia wszystkich Wysoko Postawionych Czynników wyciągamy wniosek, że już prawie rok zastanawiają się, jak przełknąć tę żabę i nie nabawić się przy tym niestrawności.
Współwinni
W tej sytuacji uważamy, że interes społeczeństwa polskiego polega na tym, żeby wszystkie okoliczności rabunku finansów Polski zostały ujawnione, żeby społeczeństwo zdobyło się na wysiłek:
1. odsunięcia od władzy wszystkich, którzy czy to z głupoty i niekompetencji, czy ze złej woli, bądź brali udział w rabunku Polski, bądź swoimi działaniami, kłamstwami, zaniedbaniem swoich obowiązków do tego rabunku się przyczynili;
2. wymusiło na tych, którzy przy władzy pozostaną, podjęcie działań, które przynajmniej dalszy rabunek uniemożliwia.
Uważamy, że każdy, kto w tej sprawie milczy i ukrywa swoja wiedzę o faktach, staje się w istocie wspólnikiem tych "zorganizowanych grup przestępczych", o których piszemy w naszym doniesieniu do Prokuratora Generalnego RP.
(...)
Państwo bez księgowości
Michał Falzmann był dobrze przygotowany do podjęcia tematu "FOZZ". Prawie codziennie na biurku jego szefa. Anatola Lawiny, ładowały kolejne, obszerne Notatki służbowe, w których Michał referował wyniki swoich dochodzeń, wnioski i wskazywał kierunki dalszego śledztwa. Już w pierwszych dniach pracy odkrył chaos w dokumentacji finansowej państwa - to wszystko, co później Tygodnik Gdański ujawnił w artykułach Państwo bez księgowości (TG z 16 czerwca 1991) i Rekiny finansjery (TG z 23 czerwca 1991). Falzmann od początku nie wahał się wskazywać, kto jest odpowiedzialny za ten stan rzeczy. W Notatce służbowej nr l z 5 kwietnia 1991 r. czytamy:
Odpowiedzialnymi za dokumentację dotycząca zadłużenia Polski byli lub są nadal rzeczywiści wiceministrowie Ministerstwa Finansów: Sawicki, Kawalec, Gadomski, Boniuk, Rejent, Link, Napiórkowski, Wróblewski, Balcerowicz, Podsiadło. Osoby wymienione powyżej i inne, odpowiedzialne za prowadzenie spraw związanych z wojskiem, a w szczególności z wywiadem i kontrwywiadem (m.in. z Departamentu Obrony Ministerstwa Finansów), osobiście mi nie znane, doprowadziły z rozmysłem i celowo do bałaganu w Ministerstwie Finansów tak, aby usunąć odpowiedzialność za brak dokumentacji w prowadzeniu operacji finansowych zadłużających Polskę (...)
Potem następują informacje, gdzie są lub gdzie należy szukać dowodów potwierdzających postawione zarzuty. W dalszej części Notatki Falzmann zapisał:
Istnieje trwały błąd w konstrukcji tworzenia statystyki państwa i finansów pozwalający na wielokrotne ewidencjonowanie tych samych wielkości kosztów i sprzedaży, a to w ten sposób, że zysk zamieniany jest w statystyce państwa w koszt. Błąd ten umożliwia łatwe fałszowanie ksiąg przedsiębiorstw handlu zagranicznego (dowód - kontrola prowadzona przez podpisanego z ramienia Izby Skarbowej w Warszawie w CHZ Budimex). Sfałszowane księgi są wielokrotnie (rok po roku) uznawane za rzetelne przez biegłych księgowych (...)
Notatkę kończy wskazanie osób i instytucji, z którymi należy odbyć rozmowy. Następnego dnia Michał Falzmann przeprowadził rozmowę z prezesem Narodowego Banku Polskiego, Grzegorzem Wójtowiczem. W Notatce służbowej nr 2 dostarczonej 8 kwietnia przedstawił m.in. następujące wnioski z tej rozmowy:
(...) Nie były przeprowadzane kontrole NBP nad prawidłowością rejestrowania w BH lub w innych bankach, zaciąganych i spłaconych długów i stad z kwoty 11 mld USD (Klub Londyński) część mogła być skupiona po 46 centów za 1 dolara długu, co powodowało zanikanie wierzytelności z ksiąg kontrahentów zagranicznych lub ich przesunięcie w ciężar rezerw, a w księgach polskich nadal pozostają jako nie spłacone zobowiązania (...) Praktycznie nie istnieje nadzór bankowy ani kontrola banków przez NBP. Całość dokumentacji dotyczącej zadłużenia, jego obsługi, spłaty miał przejąć FOZZ, ale nigdy to się nie stało (...)
Jak się obsługuje polski dług?
Z notatek służbowych i z zapisków prywatnych Michała Falzmanna można wyciągnąć wniosek, że jego pojawienie się w Najwyższej Izbie Kontroli i szybkość, z jaką się posuwał, musiała być czymś w rodzaju "tornado", że w instytucjach, w których przeprowadzał badania: w Ministerstwie Finansów, w Narodowym Banku Polskim, Banku Handlowym S A, Banku PKO S.A., w FOZZ, w firmach z nimi powiązanych jeszcze się z czymś podobnym nie zetknięto. W ciągu kilku dni Falzmann przeprowadził dziesiątki rozmów, poczynając od prezesów NBP czy BH, poprzez dyrektorów departamentu w Ministerstwie Finansów, po księgowych i pracowników Urzędu Ochrony Państwa, z których wyłania się dokumentacja i potwierdzenie precyzyjnego rabunku państwa polskiego, o którym pisał w swoich artykułach w CDN. Jak to się dzieje, że istnieje taka instytucja jak Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, a dług polski lawinowo wręcz powiększa się? W Notatce służbowej nr 3 z 9 kwietnia zapisał, iż od dyrektorów Departamentu Współpracy z Zagranicy i ich doradców otrzymał informację, że:
Dług polski wynosi 46 mld USD, z czego 12 mld dla Klubu Londyńskiego jest nie spłacane od 1981 roku (wierzytelność sprzed 26.03.1981 r.), natomiast Klub Paryski jest nie spłacany od 1.01.1984 r. Nic nie jest rejestrowane w zakresie spłat. Przychodzą potwierdzenia o dokonaniu cesji, ale z punktu widzenia formalno-prawnego dług nie jest spłacany (...).
Dalej Michał Falzmann zwraca uwagę swoich przełożonych, że dług polski, który powinien być rejestrowany prawie w całości w Banku Handlowym został stamtąd wyksięgowany:
Bank Handlowy S A dlatego obciążył długiem Skarb Państwa (rejestracja na kontach pozabilansowych), bo stracił wiarygodność w EWG i USA.
Michał Falzmann na razie pisze o utracie wiarygodności. W pierwszych dniach swojej pracy jeszcze nie odkrył, że Bank Handlowy jest bankrutem, a fakt ten pozostaje od lat ukrywany. Dotrze do tego później. W tej chwili odkrywa tropy prostych i wyrafinowanych metod rabunku Polski. W tej samej notatce (nr 3) podaje liczne przykłady procedur, w wyniku których rósł dług polski ( Banku Handlowego), a korzyści odnosili ludzie manipulujący tymi procedurami. Na szczególna uwagę zasługuje następujący fragment, opisujący takie oto piętrowe kombinacje:
(...) handel z filią Polimex-Cekop poprzez wywóz nie sprzedanych maszyn do filii za granica (eksport), kupno tych samych maszyn przez PC centrala, eksport do filii, i tak trzy r a z y, co generuje dług kupiecki do spłaty przez BH, a poprawia wyniki Polimex-Cekop. Jest to możliwe przy zdegenerowanej statystyce, księgowości i niskim morale pracowników bojących się utracić pracę w handlu zagranicznym.
Sposoby utraty pieniędzy przez społeczeństwo
Zdobyte w trakcie dochodzenia dowody i materiały, bogate doświadczenie z poprzednich kontaktów z takimi firmami jak: Universal, Budimex czy Elpol, rozmowy z dziesiątkami wysokich urzędników finansowych państwa - pozwoliły Michałowi Falzmannowi już 11 kwietnia 1991 r. sformułować i przedstawić w obszernej Notatce służbowej nr 4, gruntowny obraz grabieży Polski. Notatkę tę zatytułował:
W sprawie źródeł utraty pieniędzy, w wysokości około 46 mld USD, przez społeczeństwo polskie w ramach tzw. zadłużenia zagranicznego
Notatka ta zaczynała się od stwierdzenia:
W latach 1939-1991 na terytorium polskim działają organizacje związane z finansowaniem wojska, służb specjalnych i gospodarki, która im służy. Wynikiem działania tych organizacji są następujące efekty:
1. wielokrotne zapłacenie zaciągniętych w imieniu Polski długów,
2. rozbicie statystyki Państwa i statystyki finansów Państwa,
3. korupcja i kradzież przy obsłudze wyżej wymienionej gospodarki.
Potem Falzmann rozwinął to stwierdzenie przedstawiając schematy wytwarzania dochodów (1), technik ich wydatkowania (2) oraz sposobów ukrywania marnotrawstwa i kradzieży (3). Michał Falzmann wskazywał na trzy podstawowe schematy "uzyskiwania dochodów w walutach wymienialnych":
umowy o kredyty,
umowy o dostawy,
umowy o sprzedaż polskich dostaw do filii zagranicznych.
Umowy o kredyty
Bank Handlowy S A zawierał różnego rodzaju umowy kredytowe z bankami zagranicznymi: jedna z form były tzw. akredytywy, czyli blokowanie w banku zagranicznym określonych kont ze wskazaniem przedsiębiorstwa zagranicznego, któremu należało zapłacić za dostawę dla określonego polskiego nabywcy. Jeżeli taka umowa została zawarta wadliwie, to wtedy powodowała lawinowa utratę pieniędzy. Wadliwość umowy mogła polegać na tym, że zgodzono się na wyższe oprocentowanie kredytu niż to, jakie można było realnie uzyskać na rynku; że uzyskano krótszy okres karencji, krótszy okres spłaty; że jako biorcę pieniędzy wskazywano firmy bankrutujące (np. Fergusson) albo jakaś firmę "obozu socjalistycznego". Za każdą taką wadliwą umową kredytową, która sama w sobie była powodem strat finansowych, szły łapówki dla pośredników przy jej zawieraniu.
Umowy o dostawy
Centrala Handlu Zagranicznego wspólnie z przedsiębiorstwami krajowymi, zawierała rozliczne umowy o dostawy z przedsiębiorstwami zagranicznymi. Schemat działania: pracownicy CHZ zawierali kontrakt w ten sposób, żeby przy realnej wartości dostawy, wynoszącej na rynku zachodnim np. 5 mln USD, otrzymać od przedsiębiorstwa fakturę na 10 mln USD. Wówczas zasadnicza część nadwyżki fakturowej osadzano za granica, dzieląc to odpowiednio pomiędzy dostawcę i CHZ, a drobne sumy w przedsiębiorstwie krajowym (orientującym się przecież w realnej wartości dostaw), dla zamknięcia ust decydentom i trwałego ich związania z uczestnikami przestępstwa.
Umowy o sprzedaż dostaw
Odrębny proceder był stosowany przy sprzedaży towarów do filii zagranicznych. Wówczas PHZ-y uzyskiwały faktury na kwoty dużo niższe od realnej wartości towaru, a różnica lokowana była za granica. Do szczególnie wyrafinowanych sposobów rabunku państwa należały takie, jak np. opisany w Notatce służbowej nr 3 przykład "Polimex-Cekop", gdzie operacja import - eksport do filii oraz re-export powtarza się trzykrotnie. Nie trzeba dodawać, że przy tego rodzaju operacjach importowo-eksportowych same dostawy towarów były całkowicie zbędne: wystarczył ruch papierów i .... pieniędzy. Te "procedury" albo raczej ten proceder - należy o tym pamiętać - uprawiane były systematycznie i przez dziesiątki lat. W ten sposób narastał, kumulował się dług polski, gdyż - by użyć zwrotu Falzmanna - tempo osiągania dewiz było niższe od tempa ich wydawania
Maskowanie strat
Fakt ten był skutecznie maskowany i ukrywany zarówno przed opinia publiczna jak i nie wtajemniczona częścią elit władzy. Do tego celu stosowane były różne techniki i procedury.
1. Spłacanie wydatków dewizowych oderwane było od źródła, jakim są wpływy, poprzez wyrafinowany system "przeliczników" i przechodzenie w rozliczeniach ze złotówek na wyimaginowane "złote dewizowe"; te z kolei przeliczane były na dolary. Przy czym stosowano system przeliczników zarówno zmiennych, jak i różnych, w zależności od tego, w która stronę przeliczenia były wykonywane.
2. Instytucje takie jak NBP, MF czy MHZ każdorazowo udzielały tzw. zgody na zakup, lub kredyt, przyznając limity korzystania z kont dolarowych, gmatwając się w efekcie w umyślnie stworzonym systemie wskaźników, przez co rozmyślnie utraciły (Falzmann to podkreślał) kontrolę nad strumieniem pieniądza.
3. Umów o kredyt i jego zwrot nie zawierano tak, żeby przedsiębiorstwo, które otrzymało dostawy, musiało je spłacić. Z reguły zadłużenia spłacały inne przedsiębiorstwa, które akurat były w posiadaniu dewiz. Działo się to tak, że odbierano im dewizy, a w zamian wypłacano fikcyjne sumy limitów złotych dewizowych czy złotówkowych. W ten sposób następowało dalsze oderwanie źródła wpływów od wydatków i gmatwanie rozliczeń.
4. Fabrykowano wreszcie zbędne dowody i przepisy, a także instytucje, których zadaniem było wykorzystanie chaosu informacyjnego. Przykładem takiej instytucji był, wg Falzmanna, właśnie Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
5. Wydatkowano ogromne sumy na opłacanie łańcucha pośredników i agentów, na zakupy zbędnych towarów i usług, które, aczkolwiek kupowane w celach handlowych lub produkcyjnych, nigdy się nie zamortyzowały lub nie zrównoważyły wydatków.
Cui prodest?
W kolejnej części tej Notatki służbowej, która jest de facto memoriałem o metodach i technikach grabieży kraju, Michał Falzmann wskazuje beneficjentów tych przestępczych działań:
(...) Pierwsza grupa, to wysocy urzędnicy państwa z Ministerstwa Handlu Zagranicznego (MHZ), Finansów (MF), Narodowego Banku Polskiego (NBP) i, pomocniczo, z Komisji Planowania przy Radzie Ministrów, technicznie decydujących zawarciu obu typów transakcji: o kredyt i o dostawy. Ta grupa przechwytywała prawie wszystkie "korzyści" z transakcji poprzez zawłaszczenie nieewidencjonowanych sum w statystyce Państwa. "Korzyści" te, prawdopodobnie, były w 80% konsumowane jeszcze przed zawarciem umów o transakcję (!). Druga grupa to decydenci z przedsiębiorstw, CHZ-ów i drugoplanowi decydenci z MHZ, MF i NBP technicznie wykonujący oba typy transakcji. Często ich podpisy będą figurować na umowach o kredyt czy dostawy, ale tu skala zawłaszczonych sum prawdopodobnie mieści się w granicach marży pośrednika od 3% do 20% wartości transakcji. Trzecia grupa to pracownicy zachodnich przedsiębiorstw i banków, którzy otrzymali tzw. "prowizję" za pomyślne załatwienie nieuczciwych transakcji. Czwarta grupa to banki i przedsiębiorstwa zachodnie, które otrzymały ok. 50% "korzyści" z transakcji. Piąta grupa to podmioty gospodarczo-urzędnicze z obozu państw związanych z ZSRR i samego ZSRR, które trzeba traktować jako głównych kredytobiorców, kredytów zaciągniętych w ich interesie przez stronę polska, bez umów wymaganych prawem. Szósta grupa to polskie organizacje militarne, które były konsumentem wielu dóbr, usług i pieniądza.
Co należy zrobić
Notatkę-memoriał kończy rozdział 4:
(...) Podsumowanie i wnioski:
Kradzież i marnotrawstwo dały między innymi ten efekt, że dług polski wynosi na 1991.03.31 około 46 mld USD. Korzyści osiągnęły trzy grupy instytucji: a) w Polsce, b) w krajach Zachodu, c) w krajach związanych z ZSRR i samym ZSRR. Równolegle z instytucjami korzyści osiągnęli pracownicy obsługujący te transakcje. Należy wszcząć dochodzenie w sprawie o zorganizowana kradzież pieniądza na szkodę:
Skarbu Państwa reprezentowanego przez MF, NBP, HWzZ,
Banku Handlowego SA,
Przedsiębiorstw eksportujących do EWG, USA,
Kanady, Japonii, Podmiotów zagranicznych,
Skarbów Państw w zakresie tzw. długu wobec Klubu Paryskiego,
Banków skupionych w tzw. Klubie Londyńskim,
Społeczeństw tzw. ZSRR.
Należy usunąć natychmiast ze stanowisk w MF, MWzZ, NBP, BH, Przedsiębiorstwach HZ osoby, które podejmowały decyzje w sprawach importu lub kredytów. Należy natychmiast przystąpić do rozliczenia i weryfikowania wszystkich umów (nawet tych, które zostały spłacone) o udostępnienie Polsce kredytu, obojętnie w jakiej formie. Należy natychmiast uruchomić jeden ośrodek obliczeniowy, w którym zostaną zarejestrowane wszystkie transakcje wiążące się z przekazywaniem dóbr, usług i pieniądza poza granice kraju lub z zagranicy. Po wykonaniu prac z punktów poprzednich należy wystąpić na drogę wiodącą do arbitrażu międzynarodowego o zwrot niesłusznie osiągniętych korzyści przez ZSRR i kraje satelickie, kraje EWG, USA, Kanadę, Japonię. Należy, po wykonaniu wymienionych prac, zwrócić się o współdziałanie do międzynarodowych organizacji ścigających złodziei lub egzekwujących zwrot zagrabionego mienia. W celu zsynchronizowania pracy wielu agend rządowych, prokuratur, sądów, wojska, policji, należy zwrócić się, z pominięciem obecnego parlamentu, o wydanie dekretu w sprawie tzw. polskiego długu, trybu i form ustalenia powstania zadłużenia oraz osób i instytucji odpowiedzialnych za ten stan; sposobów likwidacji zadłużenia i odzyskania utraconego mienia.
Rekiny finansjery
Notatniki Michała Falzmanna pełne są nazwisk osób czynnie zaangażowanych w operacje finansowe państwa. Rzuca się w oczy "karuzela stanowisk", a więc, że jak to wielokrotnie podkreśla - osoby odpowiedzialne z Banku Handlowego S A, Narodowego Banku Polskiego, Ministerstwa Finansów stale przemieszczają się pomiędzy tymi instytucjami. Te same osoby w różnych układach i kombinacjach - zawierają kontrakty, wydają dyspozycje, następnie zasiadają w instytucjach kontrolnych, radach nadzorczych, a nawet zagranicznych firmach, audytorskich którym zleca się kontrole ksiąg finansowych państwa i banków. Z inspiracji Michała Falzmanna, w kilka miesięcy później, sprawę tę opisał Adam Derewicz w Tygodniku Gdańskim (nr 25 z 23.06.1991 r.) w artykule pt. Rekiny finansjery:
(...) Co najmniej od dwóch dziesięcioleci polskimi finansami zarządza ta sama grupa ludzi. Panowie ci (panie są tu w zdecydowanej mniejszości) zmieniają tylko biurka i gabinety w Ministerstwie Finansów, w starych i nowo tworzonych bankach, w zagranicznych przedsiębiorstwach handlowych i bankowych. Czasem, na krótko, ładuję w takich firmach jak PZU, Państwowy Monopol Loteryjny, czy Warta. Zasiadają w zarządach, radach nadzorczych dyrektoruję i prezesuję. Tu rok, tam dwa i zmiana. Karuzela stanowisk kręci się... Ostatnio grupa żadnych wiedzy bankowców udała się do USA pod kierownictwem Mariana Krzaka - do "wczoraj" szefa PKO BP, poprzednio ambasadora PRL w Wiedniu, a jeszcze wcześniej (1981-83) wiceministra i ministra finansów (...) Poprzednicy i następcy Mariana Krzaka, ci z lat 70-tych (Jędrychowski, Kisiel), wypadli już dawno z karuzeli, ci z 80-tych nadal reprezentuję polskie interesy za granica: Stanisław Nieckarz w Biurze Radcy Handlowego w Budapeszcie, Bazyli Samojlik w Waszyngtonie, Andrzej Wróblewski, as partyjnego zespołu naprawiaczy u sekretarza KC Gorywody (dodajmy: poprzednik Balcerowicza na stanowisku Ministra Finansów), prezesuje spółce Nywig, której powiązania z FOZZ-em wyjaśni, miejmy nadzieję, prokuratorskie dochodzenie. Nie gorzej radzę sobie dyrektorzy departamentu zagranicznego Ministerstwa Finansów. Obecny dyrektor Jan Boniuk już się chyba na wyjazdy nie załapie - ów "wojenny" I sekretarz egzekutywy w MF zaliczył zresztą 5 lat Waszyngtonu (Członek Rady Nadzorczej FOZZ). Ale jego poprzednicy Zawadzki, Karcz, zmęczeni pracę ministerialne, a poprzednio prezesowaniem w Warszawie zarządzają dzisiaj filiami zagranicznymi naszych banków: pierwszy we Frankfurcie, drugi w Tel Avivie. Swoje firmy w kraju zostawili zresztą w dobrych rękach: nowemu szefowi Banku Handlowego S A Cezaremu Stypułkowskiemu sekunduje wiernie Antoni Sala, były sekretarz bankowej POP. Marian Kanton, ostatni I sekretarz "z przydziału" prezesuje PKO S A w Warszawie, mając w swoich zagranicznych filiach - oprócz pana Karcza równie zasłużonych dla partii i finansów kolegów: Szewczyka w Nowym Jorku i pana Dachmana (też byłego "pierwszego") w Chicago. Stara wypróbowana kadra tworzy nowe banki. Bogusław Kott, były dyrektor nie istniejącego już departamentu handlu zagranicznego Ministerstwa Finansów, to twórca BIG Banku S A, pan Gawłowski (były pracownik dep. rolnictwa MF, KC PZPR i Komisji Planowania) dowodzi Bankiem Gospodarstwa Krajowego a towarzysz Szwarc, były dyrektor Impexmetalu, prezesuje Bankowi Rozwoju Eksportu. Przykład idzie z góry. Czegóż wymagać od innych, skoro w pokojach na Świętokrzyskiej obok Balcerowicza nadal zasiada Andrzej Podsiadło, minister "z klucza" PZPR. Nad bankami opiekuńcze skrzydła roztacza Narodowy Bank Polski z wieloletnim członkiem przeróżnych rad nadzorczych m.in. Banku Handlowego S.A. oraz FOZZ Grzegorzem Wójtowiczem na czele. Doradza mu też nie byle kto, bo Jan Wołoszyn, były wiceprezes wiecznie splajtowanego BH S A, również członek Rady Nadzorczej nieszczęsnego FOZZ...
P S. Listę zasłużonych dla finansów państwa można by ciągnąć długo. Ograniczamy się tutaj tylko i wyłącznie do grupy luminarzy związanej z obrotem finansowym z zagranica, "FOZZ gate" ich pierwszych wywoła do tablicy.(...)
Podkreślamy raz jeszcze: nazwisko Michała Falzmanna, które po jego śmierci zaczęło się pojawiać w środkach masowego przekazu, wiąże się stale z "afera "FOZZ "czy "FOZZ-gate". Zwróćmy więc uwagę na fakt, że w jego Memoriale - Notatce nr 4 - sprawa FOZZ pojawia się tylko raz jeden, natomiast sam Memoriał traktuje sprawę całościowo, mówi o zjawisku długu polskiego, o rabunku finansów państwa. W tym Zjawisku słowa FOZZ, rzecz jasna pominąć niepodobna.
O nadzwyczajne śledztwo
W dniu 16 kwietnia 1991 r. Michał Falzmann kieruje do Anatola Lawiny pismo:
Notatka służbowa w sprawie informacji udzielonych przez likwidatora Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
W dniu 3.01.1991 r. Minister Finansów wręczył Ob. Jerzemu Dzierżyńskiemu powołanie do pełnienia funkcji likwidatora Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Na podstawie art. W ust. 1 pkt 2 Ustawy z 14 grudnia 1990 r. o zniesieniu i likwidacji niektórych Funduszy (Dz.U.Nr 87 poz. 517) obowiązkiem likwidatora było sporządzenie bilansu otwarcia likwidacji. W dniu 1991.04.15 przeprowadziłem rozmowę z likwidatorem i główny księgowa FOZZ w likwidacji i uzyskałem informacje:
1) ustalony przez komisję Ministerstwa Finansów, plan kont nie został zatwierdzony i wprowadzony do stosowania w jednostce,
2) spisy z natury rozrachunków i stanu majątkowego są niepełne,
3) są luki w dokumentacji.
Powyższe oznacza, że po upływie 3,5 miesiąca działania likwidatora nadal nie został wypełniony przez niego ustawowy obowiązek sporządzenia bilansu otwarcia likwidacji.. Ponadto likwidator poinformował , że umieszczono poza granica 300 mln USD oraz spowodowano 2,5 bln zł zobowiązań Skarbu Państwa. Z rozmowy wynikało, że naruszono: prawo bankowe, dewizowe i kodeks cywilny poprzez niezgodne z prawem przesyłanie pieniędzy za granicę oraz lokowanie ich w celu zakupu długów polskich poza umowami o restrukturyzacji polskiego zadłużenia. Likwidator uważa, że fakt naruszeń prawa powinna wykryć kontrola NIK i powiadomić organy ścigania. Wniosek: Należy powiadomić Prokuraturę Generalna i Prezesa Rady Ministrów o braku nadzoru nad działalnością likwidatora przez Ministra Finansów oraz o spowodowanie strat w znacznym wymiarze w majątku Skarbu Państwa.
(...)
Falzmann akt drugi
Główny specjalista w Zespole Analiz Systemowych NIK - Michał Tadeusz Falzmann nie miał wątpliwości co do ogromu i niebezpieczeństwa zadania, którego się podjął. W Notatce służbowej nr 9, dostarczonej szefowi 28 kwietnia 1991 r. informował m.in.:
(...) W dniu 1991.04.18 przeprowadziłem rozmowę z dyrektorem Departamentu Kontroli Skarbu Ministerstwa Finansów - i uzyskałem informacje, że:
O wyrzuceniu mnie z Izby Skarbowej w związku z kontrola w Przedsiębiorstwie Handlu Zagranicznego Universal, która ujawniła operacje polegające na bezzasadnym przekazywaniu pieniędzy na prywatne konta w Szwajcarii, a jednocześnie z tworzeniem dużej ilości dokumentów dezinformujących o faktycznych źródłach pieniędzy, które przeprowadzałem wespół z komisarzem Linsenmannem, zadecydowali razem lub oddzielnie albo wiceminister Sawicki albo wiceminister Napiórkowski (...) ( W marcu 1992 Napiórkowski aresztowany został wraz ze wspólnikami przez tajne służby niemieckie oraz CIA i FBI pod zarzutem próby przemytu broni do Iraku - w tym zapalników do bomb jądrowych, na sumę 96 milionów dolarów - Operacja "Żądło" - przyp. red.). Według posiadanych przeze mnie informacji, których źródła nie mogę ujawnić, jak również nie mogę kwestionować wiarygodności tej informacji jak i informatorów wynika, że D. Przywieczerski jest rezydentem KGB, a Universal praktycznie w całości służy tej rosyjskiej organizacji.
Białe myszki
Z notatek Falzmanna:
(...) W dniu 1991.04.19 uzyskałem informację od dyrektora Biura Interwencji Senatu, pani Zofii Romaszewskiej, że należy wątpić czy kraje EWG poprą polskie wysiłki zmierzające do ujawnienia winnych kradzieży pieniędzy w ramach zadłużenia Polski. W swoim poufnym sprawozdaniu z pracy w NIK pisze więcej: (...) 19 kwietnia 199J dyrektor Biura Interwencji Senatu Zofia Romaszewska, w obecności pracowników: (...) oświadcza, że nie podejmie żadnych działań w tej sprawie. 17 kwietnia 1991 r. dyrektor Zespołu Analiz Kancelarii Prezydenta RP, Dorn, oświadcza w obecności świadka, że jeśli Polska nawet nielegalnie skupiła dług, to jest to w porządku. Stawiam wniosek do dyr. Lawiny o konieczności powiadomienia Prokuratury Generalnej i prezesa Rady Ministrów o braku nadzoru nad działalnością likwidatora FOZZ, a co za tym Idzie spowodowanie strat w znacznym rozmiarze w majątku Skarbu Państwa z winy ministra finansów. Dyr. Lawina wzywa mnie do prywatnego mieszkania pracownika NIK (...) i publicznie mi wymyśla. 21 kwietnia 1991 dowiaduję się, że zastępca dyrektora Lawiny - Bratkowski Andrzej pracuje jako doradca wicepremiera Balcerowicza ... 23 kwietnia 1991 uzyskuję informację, że Janina Chim prowadzi tę same działalność we własnej spółce "TRAST" w siedzibie Universalu. Gdy to mówię, Lawina oświadcza mi, że widzę białe myszki i żebym mu głowy nie zawracał.
(...)
Dolary, kantory
Notatnik Falzmanna pęcznieje od nazwisk, numerów, dat, liczb i faktów. Znajduje to odbicie w kolejnych notatkach służbowych.
Z data 9 maja sporządza Notatkę służbową nr 11:
(...) W dniu 1991.05.07 uzyskałem informację od prezesa PKO S. A. Ob. Kantona: Operacje własne banków dewizowych są praktycznie nie kontrolowane przez Państwo, dowodem może być fakt przekazania 2 mld USD do Banku Handlowego S.A., będących depozytem ludności na skutek decyzji b. wiceministra finansów ob. Dorosza bez żadnych zabezpieczeń zwrotu tych pieniędzy. Kantory są zasilane przez państwowe banki w dolary, każdy może wykupić dolary, wpłacić na konto A do banku dewizowego i przesłać za granicę. Zasilania w dolary banków dokonuje NBP. Dyrektorowi nie jest znany system zabezpieczenia strumieni dewiz wysyłanych za granicę przez różne podmioty. Dokładny opis braku zabezpieczenia i kontroli Państwa nad strumieniami wychodzących z kraju dewiz wykonał por. Krutki z MSW prowadzący sprawę defraudacji popełnionej w 1984 r. przez ob. M. (...) w Banku Handlowym S.A. Załącznik nr 19 części analitycznej protokółu z kontroli nr ZAEiF Najwyższej Izby Kontroli 41009-2-88 zawiera stwierdzenie, że rozrachunki krajowe banków dewizowych przebiegają bez kontroli i są wadliwe - pismo Prezesa BH S.A. Bartłowskiego do w/w ob. Dorosza z dnia 1988.04.18 Na str. 19 protokółu stwierdzono, że 3 XII 1988 zadłużenie wynosiło blisko 37 mld USD, co odpowiadało (wtedy, dop.nasz) kwocie 15 bln zł. a z informacji uzyskanych w Min. Fin. w 1991 w marcu zadłużenie wynosi około 49 mld USD, co odpowiada wartości 500 bln zł. Oznacza to, że Państwo nie panuje nad lawinowo narastającym zadłużeniem jak i nad lawinowo narastająca inflację.
Ministrowie, prezesi
l czerwca Michał Falzmann sporządził następujący Notatkę służbową Nr 18:
W dniu 1991.05.31 wraz z głównym specjalista NIK Jerzym Zbiegniewskim przeprowadziłem rozmowy z niżej wymienionymi osobami, od których uzyskałem informacje:
A) Od prezesa Narodowego Banku Polskiego Grzegorza Wójtowicza
- nie jest możliwe do dnia 31 maja br. uzyskanie przez kontrolujących z NIK wglądu w procedurę deponowania do Skarbca Emisyjnego 10-ciu polskich skryptów dłużnych wystawionych na rzecz Wielostronnej Agencji Gwarancji Inwestycyjnych (MIGA);
- nie jest możliwe sprawdzenie, czy w Skarbcu Emisyjnym znajdują się wyżej wymienione skrypty dłużne, wystawione na kwotę 864 tys. dolarów USA, nie wystawiono not wewnętrznych NBP, co spowodowało nie ujawnienie w księgach NBP złożenia do depozytu skryptów;
B) od wiceministrów Ministerstwa Finansów Wojciecha Misiąga i Janusza Sawickiego.
- minister finansów nie zabezpieczył windykacji polskich należności, jakie powstały w związku z tak zwanym "zadłużeniem polskim ";
- nie istnieje kontrola strumienia kapitału wpływającego i wypływającego z Polski. Częściowy ślad ruchu kapitału pochodzenia niepolskiego widać w postaci różnicy pomiędzy strumieniem pieniędzy z tytułu zapłat za wyeksportowane towary i usługi, a strumieniem pieniądza, jaki wpłynął do systemu polskich banków: szacowany, w 1990 roku na 2 lub 3 mld USD;
- urząd ministra finansów nie kontroluje całości obrotów dewizowych;
- nie jest sporządzany bilans Państwa;
- nadzór nad Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ograniczył minister finansów do wniosku z maja 1990 o zmianę ustawy o likwidacji FOZZ i decyzji o odwołaniu Ob. Żemka z funkcji dyrektora;
- nie istnieje inne wytłumaczenie, poza błędami systemu rządów z ostatnich 45 lat, braku zgodności kwot zadłużenia wyrażonych w złotówkach - circa 442 biliony złotych a kwot przeliczonych na USD - circa 48,5 miliardów zarejestrowanych w różnych organach Państwa na dzień 31 grudnia 1990 r.; - obecne działania rządu zmierzają do przejęcia przez Skarb Państwa, czyli w ciężar pracy obecnego i przyszłych pokoleń, długów zagranicznych, bo na przykład przedsiębiorstwa będące ostatecznym biorcą kredytów obecnie nie dopłacą po 11 000 złotych do każdego dolara długu, jaki wykorzystały w latach 1970 czy 1980.
Wnioski:
Prezes NBP utrudnia działania Najwyższej Izby Kontroli,
- wiceministrowie Wojciech Misiąg i Janusz Sawicki nie zapanowali nad powierzonym ich pieczy narastaniem zadłużenia (tylko w 1990 roku wzrost o 7,7 miliarda USD).
Tajemnicze trzy miliardy dolarów
Warto zwrócić uwagę na zawarty w przytoczonej powyżej notatce informację, że w roku 1990 do banków polskich wpłynęło o 2 do 3 miliardów dolarów więcej niż należałoby się spodziewać z tytułu opłat za wyeksportowane towary i usługi! Cóż to za tajemnicze pieniądze i w jakim celu dostały się do polskich banków? Jak wynika z interesującej nas notatki dotarcie do informacji bankowych jest trudne nawet dla inspektora NIK. Możemy więc tylko spekulować. Nie istnieję wielkie inwestycje w Polsce, dla których realizacji potrzebne byłyby te miliardy dolarów, ani też nie słychać, aby banki polskie oferowały jakieś nadzwyczajne oprocentowanie lokat dewizowych, przeciwnie: dolary ulegają tu systematycznej dewaluacji, w żaden sposób nie opłaca się trzymać dewiz w polskim banku. Już w pierwszej połowie 1990 roku otrzymywaliśmy sygnały ze strony Polaków związanych z finansjerę amerykańska, że do Polski "wchodzi" nieprawdopodobnie wiele kapitału spekulacyjnego z banków Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych oraz tzw. brudnych pieniędzy (np. z handlu narkotykami, pieniędzy mafijnych czy związanych z terroryzmem). Ten kapitał wchodzi bez żadnych utrudnień ze strony polskiego Ministerstwa Finansów. Wykorzystuje się szokującą różnicę między oprocentowaniem na Zachodzie, które wynosi w bankach zachodnich 10-11% a oprocentowaniem w Polsce w złotówkach, które wtedy wynosiło w skali rocznej około 100%. Postaraliśmy się w tej sytuacji o opinię wysokich urzędników NBP i Ministerstwa Finansów, co oni sadzą o takiej możliwości. Uzyskane tą droga informacje można by podsumować następująco: Wiemy, że takie wejście kapitału spekulacyjnego do Polski ma miejsce, oceniamy, że jest ono rzędu 2 do 3 miliardów dolarów, jednakże "europejskie podejście do bankowości" powoduje, że nie możemy ujawnić, które firmy, lub też które banki taki kapitał wprowadzają. Na pytanie, czy ujawniliby to, gdybyśmy spowodowali powołanie nadzwyczajnej komisji sejmowej do zbadania sprawy - otrzymaliśmy odpowiedź: "nie; im również moglibyśmy tylko podać liczby zbiorcze, a nie adresy czy też nazwy firm, które w ten sposób kapitał do Polski wprowadziły".
Kapitał spekulacyjny
Dotyczy to sprowadzenia do Polski kapitału, który jest najpierw zamieniany na złotówki spekulanci czekają rok lub trochę dłużej, w zależności od skorumpowania urzędników polskich, następnie inkasują dwukrotna wartość tego kapitału, który włożyli w złotówkach, i wreszcie zamieniają złotówki na dolary po nie zmienionym kursie. Dlaczego nazywamy to rabunkiem? Jeśliby w ten sposób Polak, który musi na życie zużyć dolary zamienił je na złotówki i tą droga uzyskał dwukrotna ilość złotówek, to w roku 1990 i tak by na tym stracił, ponieważ stopa inflacji w złotówkach była o wiele wyższa niż stopa procentowa, która dawały banki. Także lokujący w ten sposób pieniądze ciułacze z Zachodu czy jakiś mały bank ryzykowaliby, że kurs dolara ulegnie zmianie, a wtedy na całej operacji stracą lub niewiele zarobią. Natomiast dysponenci wielkiego kapitału spekulacyjnego, którzy wiedzieli, że kurs jest gwarantowany przez rząd, nic nie ryzykowali. Ze strony tych banków jest to rabunek, a ze strony najwyższych urzędników w Polsce jest to zbrodnia stanu. To my, społeczeństwo, musimy wypracować tę podwójna ilość dolarów. Nie ma co się dziwić, że przy takim wypływie dolarów z Polski biedniejemy coraz bardziej. Istnieje (bardzo wiele) banków, banczków czy prywatnych osób, które widząc taka okazję "musiały" (w sensie ekonomicznym) powtórzyć ten sposób zarabiania. Znamy człowieka, który był w podziemiu i mieszka teraz na Zachodzie, który mówi: "Ja również dałem swoje oszczędności (ok.100 tys. dolarów) do banku polskiego, bo jak można z takiej możliwości nie skorzystać?" Ale to jest margines. Największa fala rabunku była dokonana przez wielkie firmy zachodnie. Na alarmy tego typu w ogóle nie reagowało Ministerstwo Finansów ani Komisja Finansów w Sejmie. A przy pomocy szybko wydanych przepisów można było wstrzymać ten straszliwy upływ krwi. Trzeba podkreślić, że Polska od początku, podobnie jak inne kraje postkomunistyczne była tak łasa na dolary, że nie stwarzała żadnych barier przeciwko napływowi kapitałów spekulacyjnych ani kapitałów "brudnych". Wydawało się rzeczą naturalna, że kraj tak zadłużony jak Polska był otwarty na wszelkie pieniądze z Zachodu, bez względu na to, skąd przychodzą. Dopiero teraz staje się jasne, że oprócz tej oczywistej-zdawałoby się "otwartości" funkcjonowała zupełnie nieoczywista i skrzętnie zakamuflowana "otwartość" w stronę dokładnie przeciwną, umożliwiająca praktycznie nieograniczony transfer kapitału uzyskanego droga spekulacyjna, oparta przede wszystkim na arbitralnie ustalonym i zamrożonym na lata kursie dolara w Polsce. I że te dwie "otwartości" razem stanowiły najwydajniejszy sposób rabunku finansów Polski.
Szczególna rola FOZZ
To właśnie ten przerażająco prosty mechanizm stanowił podstawę rabunku poprzez FOZZ i pod osłony FOZZ. FOZZ skupywał od związanych z nim firm (Universal, Impexmetal, etc) dewizy, które transferował za granicę. Płacił za nie w złotówkach. Firmy te lokowały uzyskane w ten sposób złotówki na wysokooprocentowanych kontach, skupowały za nie dolary i ... transferowały za granicę. Wszystko działo się najzupełniej legalnie, pod osłona prawa i Ministerstwa Finansów. Jaki był w tych operacjach udział wspomnianego kapitału spekulacyjnego z Zachodu? Odpowiedzi zapewne nigdy nie poznamy. Prawie wszystkie te firmy posiadały za granicą spółki powiązane z nimi personalnie, częstokroć po prostu utworzone przez te firmy. Mogły one w sposób banalny pośredniczyć w transferowaniu do Polski kapitału spekulacyjnego. Przy operacji odwrotnej, służyły najczęściej jako "lejek", przez który pieniądze były rozdzielane na różne adresy i konta bankowe.
Falzmann u premiera Bieleckiego
Informacja dla premiera
2 czerwca 1991 w dniu, w którym Mirosław Dakowski składał u Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego nasze "Powiadomienie o przestępstwie", Michał Falzmann przygotował następujący dokument:
Do Dyrektora
Zespołu Analiz Systemowych
Najwyższej Izby Kontroli
Pana Anatola Lawiny
Notatka służbowa nr 19
w sprawie udzielenia informacji panom: premierowi Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu i prezesowi NIK Walerianowi Pańko o stanie spraw dotyczących Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
Fakty i ich źródła
I. Narodowy Bank Polski szacuje dochód narodowy podzielony za rok 1990 na 570 bilionów zł (9500 zł za 1USD) = 60 miliardów USD - tabela na str. 8 sprawozdania z realizacji polityki pieniężnej w 1990 r. NBP przedłożonego Radzie Ministrów.
II. Zadłużenie wobec państw zachodnich za rok 1990 wynosi 48,5 miliarda USD (x 9500zł) 1USD = 460 bilionów zł, - strona 2-ga załącznika numer 30 do protokółu z kontroli NIK w NBP z maja 1991 r.
III. Dług ten "zawisł w próżni" w zakresie jego rejestracji, bo:
a) Bank Handlowy S.A. wyksięgował go w kwietniu 1990 r. ze swoich ksiąg, twierdząc, że przeniósł zapisy do Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego - przepisy na stronach 64 i 65 wyżej wymienionego sprawozdania NBP (mowa jest tam o 320 bilionach zł);
b) FOZZ z dniem 1-go stycznia został postawiony w stan likwidacji, a likwidator FOZZ złożył wielokrotnie oświadczenia pisemne o tym, że zapisy księgowe FOZZ są niekompletne, a księgi rachunkowe nie kwalifikuję się do weryfikacji sprawozdanie likwidatora z 11 kwietnia 1991 adresowane do wicepremiera Balcerowicza, sprawozdanie likwidatora z 25 kwietnia 1991 adresowane do podsekretarza stanu Ministerstwa Finansów Janusza Sawickiego, pismo likwidatora z 24 maja 1991 nr RBB (258)91 do wicedyrektora departamentu zagranicznego Min. Fin. Włodzimierza Kasprzaka;
IV. Zadłużenie w 1989 wzrosło o 1.6 miliarda USD a w 1990 o 7,7 miliarda USD str 38 wyżej wymienionego protokółu NIK i na str 25 tabela pt. Zadłużenie Zagraniczne w walutach wymienialnych w opracowaniu: Bilans Płatniczy RP za rok 1990, Warszawa 1991 NBP, znak Z2-pf-248(650)91.
Interpretacja
A) Minister finansów nie zadbał o wiarygodną dokumentację dotyczącą obrotów i stanów zadłużenia tzw. "polskiego", pomimo że rząd wielkości tego zadłużenia zbliża się do jednorocznego dochodu narodowego Polski (zadłużenie 48,5 mld USD, a dochód narodowy 60 mld USD).
B) Istnieją olbrzymie różnice w czasie i w wielkości kwot rejestrowanych w instytucjach powołanych ustawami do pomiaru zjawiska zwanego zadłużeniem świadczące o tym, że aparat państwowy stracił kontrolę nad rejestrację zadłużenia.
C) Materiał złożony przez podsekretarza stanu Sawickiego w dniu 27 maja 1991 r. RM 122-65-91 członkom Rady Ministrów do rozpatrzenia, a zawierający sprawozdanie z bieżące) obsługi zadłużenia i należności państwa w 1990 r. podpisane przez likwidatora FOZZ Jerzego Dzierżyńskiego i pełnomocnika likwidatora Henryka Lubańskiego z dnia 25 maja 1991, w którym omawiany jest:
(1) wpływ do FOZZ rzędu 10 bilionów 869 miliardów zł, w tym do uzgodnienia z Bankiem Handlowym S A kwota 723 miliardów zł.
(2) wydatek z FOZZ rzędu 13 bilionów 403 miliardów, w tym do uzgodnienia z BH S A kwota 1 bilion 121 miliardów zł, korygowana pismem z 27 maja do kwot wpływu 10 bilionów 872 miliardy, a wydatki do kwoty 13 bilionów 406 miliardów zł, przy stwierdzeniu, że brak uzgodnionych materiałów dotyczących pozycji "środki zaangażowane w operacje własne FOZZ" w kwocie 2 biliony 172 miliardy zł (nielegalny skup długu przez podstawionych pośredników) jest kompromitacją prac rządu.
Wnioski
1. Należy powołać maksymalnie 7 osobowy, zespół złożony z przedstawicieli: UOP, Prokuratury, NIK, Sejmu i Senatu wyposażony w kompetencje do przeprowadzenia śledztwa w sprawie o zaniedbania rejestracji zadłużenia Polski i wywołanie przez to utraty kontroli nad finansami państwa.
(...)
Bez remanentu
Być może więc w "Magdalenkach" o pieniądzach nie było mowy. Tadeusz Mazowiecki przejął ster rządów bez sprawdzenia stanu państwowej kasy, bez remanentu. To samo uczynił jego znakomity sukcesor Jan Krzysztof Bielecki. Na niestosowność tego rodzaju "przejęcia" nie zwrócił im uwagi nowo odkryty geniusz finansowy Rzeczypospolitej, Leszek Balcerowicz, ulubieniec salonów finansowych świata. Za to natychmiast przystąpił on do uzdrawiania finansów Polski i wprowadzania swojej genialnej reformy.
Geniusz czy pilny uczeń?
Być może jednak Leszek Balcerowicz nie był aż tak genialny i nie odkrył niczego nowego. Może po prostu był pilnym uczniem i zastosował sposoby już gdzie indziej sprawdzone? Oto fragmenty artykułu Dariusza Witolda Kulczyńskiego, inżyniera kanadyjskiego. Opublikowano go w piśmie Nowy Kurier w Kanadzie, na przełomie maja i czerwca 1991, pt.
Nie szukaj mnie w Argentynie, czyli nasza apokalipsa
W latach siedemdziesiątych w Argentynie rządziła junta militar. Rządy pułkowników były gorąco wspierane przez Stany Zjednoczone, rzekomo z powodów politycznych tj. aby nie powtórzył się tam jakiś nowy Allende - marksista. Poza kilkudziesięcioma lub kilkuset tysiącami "disaparecidos" (tych, którzy zniknęli tj. osób zamordowanych w więzieniach politycznych) z Argentyny zniknęło 25 miliardów dolarów USA - tyle właśnie wynosił dług Argentyny po zakończeniu "rządów pułkowników". Mimo wysiłków Alfonsina, a potem Menema, dług Argentyny wzrósł do 40 miliardów na skutek hiperinflacji i niemożności spłacenia odsetek. Dlaczego Argentyna, w latach pięćdziesiątych jeden z zamożniejszych krajów świata, nie była w stanie spłacić długu? Przede wszystkim dlatego, że w latach siedemdziesiątych stanęło mnóstwo fabryk i produkcja rodzima została zastąpiona importem. Zbankrutowała fabryka argentyńskiego fiata 125, bo taniej było sprzedawać fordy i mercedesy. Na wolnym rynku wymiany walut w Argentynie, na skutek ogromnej podaży, dolar amerykański osiągnął bardzo niska cenę. Było to wynikiem bardzo wysokiego procentu bankowego (rzędu 30-40% w skali rocznej) na argentyńskie PESO w bankach argentyńskich. Tak wysoki procent uniemożliwiał firmom argentyńskim zaciąganie kredytu inwestycyjnego. Wysoki procent bankowy, który miał ograniczyć szalejąca inflację zamiast normalnej działalności inwestycyjnej i produkcyjnej pobudził zupełnie inny rodzaj aktywności gospodarczej. Całymi wagonami (w przenośni, oczywiście) przywożono do Argentyny dolary, wymieniano na PESO, wpłacano do banku, po pewnym czasie podejmowano wkład i zarobione odsetki, kupowano dolary i wywożono z Argentyny. Był to "wspaniały okres". Rynek argentyński był otwarty dla "inwestorów" zza granicy. W warunkach silnej recesji każdy, kto chciał założyć firmę w Argentynie, był witany jak przysłowiowy król. Powstało więc szereg firm, których jedyna działalnością była spekulacja i jej legalizacja. Legalizacja polegała na zwolnieniu zysku bankowego od podatku, który i tak był niski, oraz załatwieniu transferu zysku za granicę. Często zysk dolarowy był za granica wymieniany na towary, których cena wskutek wysokiej inflacji połączonej ze stałą wartością dolara, była w Argentynie kilkakrotnie wyższa. Zysk dolarowy również "inwestowano" w Argentynie, kupując za dolary nieruchomości od tych, którzy wiedzieli, że jak najbardziej wolnorynkowa cena dolara jest sytuacją sztuczną, spowodowaną przejściowo wysokim oprocentowaniem Peso. Ludzie ci wiedzieli, że kiedy zacznie się obniżać procent bankowy, aby umożliwić zaciąganie normalnych kredytów na cele inwestycyjne przez przedsiębiorstwa, to spadnie podaż dolara i jego cena gwałtownie wzrośnie, i wszystko się sprawdziło. Kiedy obniżono procent bankowy, Argentyna była całkowicie "odciągnięta" z dewiz, nastąpił ogromny skok wartości dolara, co w gospodarce tak bardzo uzależnionej od importu spowodowało z kolei hiperinflację. 40 miliardów dolarów długu przypomina Argentynie do dziś o latach siedemdziesiątych. Peso zastąpiono nową walutą Australem (Austral-południowy), lecz inflacja postępuje nadal. Warto zauważyć, że powyższy "przypadek Argentyny" wydarzył się w normalnej, niegdyś kwitnącej gospodarce kapitalistycznej.
A w Polsce ...?
Według Planu Balcerowicza cena dolara wynosi od stycznia 1990 około 10 000 zł. Procent bankowy wahał się od 40% do 80% rocznie w różnych okresach. Pytania, które chcielibyśmy postawić ministrowi finansów;
l. Ile złotych wypłaciły polskie banki jako procent od stycznia 1990 do chwili obecnej? (Suma ta podzielona przez 10 000 wyznaczy górna granicę ilości dolarów, które Polska straciła w tym okresie i która odzwierciedli się w postaci wzrostu zadłużenia, wzrostu ceny dolara i wzrostu stopy inflacji po zakończeniu utrzymywania wysokiego procentu bankowego).
2. Jaka będzie stopa opodatkowania zysku bankowego? (Wysoka stopa podatkowa na dochód bankowy z procentu mogłaby zapobiec "scenariuszowi argentyńskiemu").
3. Jaka była kontrola graniczna (Która mogłaby ograniczyć wywóz dolarów "wprost" przez prymitywnych "drobnych inwestorów" lub "turystów" z Zachodu)? Co miało zapobiec potencjalnemu wywozowi pieniędzy? Kto mógł zarobić na wysokim procencie bankowym i niskim kursie dolara?
Odpowiedź brzmi: absolutnie każdy, w praktyce ten, kto miał pieniądze. Najbardziej zaś zarobić mogli ci, którzy wiedzieli, że procent w bankach polskich w danym okresie pozostanie wysoki. Gdyby na przykład taki pan Jeffrey Sachs nie miał skrupułów, to przyjeżdżając do Polski i inwestując na wysoki procent w złotówce, a potem realizując zysk w dolarach mógłby stać się milionerem. Ja nie mam podstaw, żeby twierdzić, że ktoś o znanym nazwisku zarobił w Polsce na spekulacji walutowej, ale pytania do ministra finansów, które podałem powyżej pozwolą ustalić rozmiar ewentualnej straty oraz mechanizmy, które takiej stracie miały zapobiec.
Scenariusz argentyński udoskonalony
Oczywiście, nie możemy podejrzewać, żeby dr Leszek Balcerowicz, uczony z Harvardu, i jego jeszcze bardziej uczony kolega, prof. Jeffrey Sachs nie wiedzieli o "scenariuszu argentyńskim"! Oni go tylko nieco udoskonalili, aby rabunek Polski był szybszy i bardziej efektywny. Jak pisze p. Kulczyński, w Argentynie procent bankowy wahał się od 30 - 40%. W znowelizowanej metodzie Balcerowicz - Sachs procent ten podniesiono do 80%, a nawet więcej. Nie wiemy też niczego o tym, żeby istniała w Argentynie równie "poręczna" instytucja jak FOZZ. Dlatego dopóki nie odkryjemy jakiegoś zagranicznego pierwowzoru FOZZ, to będziemy uważali, że jest to oryginalny "polski" wkład do znanych gdzie indziej technik zorganizowanego ograbiania bezbronnych społeczeństw i krajów. W wolnym polskim parlamencie, przy trzecim już naszym niekomunistycznym rządzie, nie toczy się debata nad katastrofalnymi skutkami zastosowania Scenariusza argentyńskiego w warunkach polskich. Sprawy, które dla zwykłego przechodnia na ulicy są widoczne gołym okiem, jakoś umykają uwadze naszych posłów i senatorów. Zadajemy sobie pytanie: Wiedza? Zdają sobie sprawę? Czy też zajęci walką o e t o s nie maja o niczym pojęcia? Jako prawdziwi humaniści nie maja głowy do rachunków?
Niech nam nie mówią, że nie wiedzieli
W tej książce wymieniliśmy wiele nazwisk członków naszej elity, do których zwracaliśmy się bezskutecznie o pomoc. Pan Dariusz Kulczyński uzupełnia te nasze doświadczenia nazwiskami innych osób z narodowego piedestału, których pominąć nie powinniśmy. Swój artykuł, którego fragment zamieściliśmy, skierował razem z listem otwartym redakcji Nowego Kuriera do posłów i senatorów Rzeczypospolitej, których wybrała Polonia Kanadyjska: p. Andrzeja Łapickiego, p. Anny Radziwiłł, rektora Politechniki Warszawskiej prof. Władysława Findeisena, oraz prof. Witolda Trzeciakowskiego. Redakcja Nowego Kuriera domagała się od nich wystąpienia z interpelacją parlamentarną. Oczywiście nikt z nich takiej interpelacji nie zgłosił, ani nie zaszczycił żadną odpowiedzią ani autora artykułu, ani redakcji.
Władze Funduszu:
Funduszem kierował zarząd w składzie:
Grzegorz Żemek – dyrektor generalny,
Janina Chim – zastępca dyrektora.
Rada Nadzorcza – powołana przez Ministra Finansów Andrzeja Wróblewskiego w marcu 1989 roku:
Janusz Sawicki – przewodniczący (od 14 marca 1989 do 31 grudnia 1990) – był jednocześnie wiceministrem finansów odpowiedzialnym za obsługę polskiego zadłużenia zagranicznego i nadzór nad działalnością FOZZ),
Jan Boniuk – dyrektor Departamentu Zagranicznego Ministerstwa Finansów i sekretarz Rady Nadzorczej FOZZ,
Grzegorz Wójtowicz (ekonomista) – dyrektor Departamentu Zagranicznego Narodowego Banku Polskiego,
Dariusz Rosati,
Zdzisław Sadowski,
Jan Wołoszyn,
Sławomir Marczuk – od maja 1989,
Wojciech Misiąg – od października 1989.
Według aktu oskarżenia Skarb Państwa stracił z powodu afery FOZZ: 119,5 mln USD, 9,6 mln DEM, 16,8 mln FRF, 125 mln BEF oraz 35,9 mld starych zł polskich (3,59 mln PLN). Łączne straty wynosiły 334 mln nowych zł (po kursie z 31 grudnia 1995 – 2,4680 PLN za 1 USD).
Osoby odgrywające kluczową rolę w ujawnieniu nadużyć w FOZZ zmarły – Michał Falzmann oraz Walerian Pańko. M. Falzmann "zmarł" na zawał, W. Pańko – "zginął" w wypadku samochodowym. W przeciągu kilku miesięcy od wypadku kierowca służbowej lancii Jan Budziński, który przeżył wypadek, "zmarł" – za przyczynę zgonu uznano zawał. Dwaj policjanci z drogówki, którzy pierwsi przyjechali na miejsce wypadku, również "zmarli" – za przyczynę zgonu uznano utonięcie (na rybach).
Fragmenty książki
Powiadomienie o przestępstwie
2 czerwca 1991, w gabinecie Ministra Sprawiedliwości RP złożone zostało następujące doniesienie:
Prof. dr hab. Wiesław Chrzanowski
Minister Sprawiedliwości
Prokurator Generalny R P
Warszawa
Przesyłamy do dyspozycji Pana Prokuratora Generalnego zgromadzone przez nas dokumenty i materiały, w ilości 290 stron ręcznie ponumerowanych, z których wynika, że :
Na terenie Rzeczypospolitej Polskiej i poza jej granicami działają zorganizowane grupy przestępcze dokonujące systematycznej grabieży pieniądza, w szczególności dewiz wymienialnych, na szkodę Państwa Polskiego, a także innych podmiotów gospodarczych, krajowych i zagranicznych.
Na podstawie przedstawionych dokumentów można wnioskować, że grabież ta ma rozmiary osiągające kwoty wielu miliardów dolarów USA. Nie jest naszym zadaniem imienne wskazywanie osób odpowiedzialnych za ten proceder. Sadzimy, że jest to obowiązkiem Urzędu Prokuratorskiego. Z przedstawionych dokumentów wynika jednak niezbicie, że znaczny współudział w tym rozkradaniu Polski chociażby tylko poprzez brak właściwej kontroli i nadzoru - ma Ministerstwo Finansów R P. Jako obywatele tego kraju, którzy mają świadomość, że kradzież na ogromne skalę, dokonywana przez lata, może na dziesięciolecia rozstrzygnąć o losie Polski, czujemy się w obowiązku uczynić wszystko, aby było niemożliwym dalsze tuszowanie i przemilczanie tych spraw, aby fakt grabieży został ujawniony, a sprawcy i współwinni pociągnięci do odpowiedzialności. Oczekujemy poinformowania nas i opinii publicznej o krokach jakie w tej sprawie zostały, lub zostanę, podjęte przez Urząd Prokuratorski.
Mirosław Dakowski, WARSZAWA
Jerzy Przystawa WROCŁAW
Do wiadomości:
1. Prezydent RP, Lech Wałęsa
2. Prymas Polski, Kard. Józef Glemp
3. Premier, Jan K.Bielecki
4. Marszałek Sejmu, Prof.M.Kozakiewicz
5. Marszałek Senatu, Prof. A. Stelmachowski
6. Prezes NIK, Prof.W.Pańko
7. Przewodniczący Klubów Parlamentarnych
Jak widać z powyższego rozdzielnika kopie pisma doręczone zostały prawie wszystkim osobom i instytucjom, na których spoczywa bezpośrednia odpowiedzialność za losy kraju. Większość doręczonych dokumentów, z odpowiednimi listami, została również przesłana za granicę, do Watykanu oraz do Redaktora Kultury w Maisons-Lafitte we Francji. Przeważająca część owych 290 stron załączonych materiałów dotyczyła Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Nasze doniesienie zbiegło się w czasie z opublikowaniem w tygodniku Spotkania (nr. 20 z 29.05.1991 r.) artykułu Andrzeja Krasnowolskiego Komunistyczny skok na kasę, czyli kto zarobił na polskich długach? Artykuł ten zapoczątkował - najpierw bardzo nieśmiała, lecz stopniowo zataczająca coraz szersze kręgi - dyskusję na temat "Afery FOZZ" czy "FOZZ-gate". Sprawa stała się na tyle publiczna, że nie można jej już było dłużej ukrywać w zaciszu gabinetów, co w konsekwencji wymusiło opublikowanie raportu Najwyższej Izby Kontroli i przedstawienie go Sejmowi.
Chodzi nie tylko o FOZZ
Warto od razu zaznaczyć, że w odróżnieniu od artykułu w Spotkaniach, w naszym doniesieniu do Prokuratora Generalnego nie wymieniamy nazwy "FOZZ," ale poruszamy sprawę dużo szersza, mówimy o grabieży polskich pieniędzy na skalę wielu miliardów dolarów USA. Naszym zdaniem przedstawione Prokuratorowi Generalnemu dokumenty wskazywały na fakt zagrabienia wyprowadzenia za granicę kwot wielokrotnie, (co najmniej o rząd wielkości) wyższych od tych, które zostały oddane do dyspozycji FOZZ i których rozliczenia żądały kontrole NIK i innych instytucji (Urząd Ochrony Państwa, Prokuratura Generalna). Jak dzisiaj powszechnie wiadomo kontrole te domagają się rozliczenia kwoty ok. l miliarda dolarów. My natomiast usiłujemy zwrócić uwagę nie tylko społeczeństwa polskiego, ale przede wszystkim ludzi za Polskę odpowiedzialnych na fakt, że przepadły nam w tajemniczych okolicznościach sumy dziesiątki razy większe! O ile "Sprawa FOZZ", a więc jak się to enigmatycznie określa "nieprawidłowości" w funkcjonowaniu Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i związanych z nim nierozliczonych kwot, z trudem bo z trudem, ale jednak przedostała się do mass-mediów i stała się przedmiotem jakiejś debaty, o tyle ta dużo większa sprawa, która określamy jako rabunek finansów Polski, pomimo naszych wysiłków, nadal zamknięta jest niczym Dżin w butelce i czeka na dzień, w którym zostanie uwolniona.
Gdzie są nasze oszczędności dewizowe?
Zwiastunem nadchodzącego uwolnienia może być fakt, że na początku stycznia 1992 r. Jan Krzysztof Bielecki, już jako ex-premier, podczas podróży do USA oświadczył publicznie, że zarówno Bank Handlowy S A jak i Bank PKO S A zagrożone są. bankructwem, gdyż zdeponowana w nich kwota około 6 miliardów USA, stanowiąca oszczędności dewizowe obywateli polskich, zużyta została na obsługę zadłużenia zagranicznego i że jeśli Skarb Państwa nie przyjdzie im z pomocą, to będ§ musiały ogłosić upadłość. Jest to pierwszy wypadek, kiedy opinia publiczna - nota bene nie polska, tylko amerykańska - dowiaduje się, że pieniądze, które Polacy zawierzyli swemu rządowi "dostały nóg" i nie ma ich w polskich bankach. Informacja ta została podana w uspokajającym tonie przez Gazetę Wyborcza nr 9 z 11-12 stycznia 1992 r. pod wymownym tytułem Nie ma strachu o dolary, a sama notatka dezawuowała wypowiedź byłego premiera.
Dług wewnętrzny
Jednakże strach pozostał: w przekazywanym nowemu premierowi "Raporcie o stanie państwa" figuruje pozycja pt. "Dług wewnętrzny państwa". Ten dług wewnętrzny oszacowany jest na 111 bilionów zł., przy czym od razu zaznaczono, że jest to kwota prawie na pewno zaniżona. Po paru tygodniach oceniono ja już na 160 bln zł. W tej sumie zawarty jest przede wszystkim dług wewnętrzny wobec tych, którzy swoje dewizy ulokowali w Banku PKO S A w kwocie ok. 6 miliardów dolarów USA. Obywatele jednak mogą spać spokojnie, bo zamiast dolarów Państwo Polskie ma już dla nich przygotowane .... obligacje dolarowe!! Ani z zagranicznych enuncjacji byłego premiera, ani z jego raportu o stanie państwa nie dowiadujemy się, jaka część tego długu wewnętrznego powstała, kiedy u steru władzy państwowej stali jego znakomici poprzednicy, a jakiej wielkości dług zaciągnął jego liberalny rząd. Mówi nam on tylko, że zadłużenie to powstało "w latach osiemdziesiątych". Możemy jedynie skonstatować smutny fakt, że premier nie odważył się poinformować o tej sytuacji wierzycieli wewnętrznych, a więc obywateli polskich, tak jakby sprawa ta nie ich dotyczyła. Oraz że prawdę tę również zataił przed społeczeństwem "pierwszy niekomunistyczny premier w Europie Wschodniej" Tadeusz Mazowiecki. "Wewnętrzny dług dewizowy" jest tylko fragmentem całości wewnętrznego zadłużenia państwa, które raport oszacowuje na ok. 10 - 11 miliardów dolarów.
Dolary poszły w las...
W połowie stycznia 1991 r. Polska była widownia fali strajków ogłoszonych przez Związki Zawodowe. Strajki te elita polityczna kraju komentowała w różny sposób. Rzadko jednak podawany był motyw zasadniczy: oto strajkowali wierzyciele rządu polskiego, którzy domagali się po prostu, aby były płacone weksle dłużne, aby uroczyste zobowiązania, były regulowane w jakimkolwiek rozsądnym terminie. I nie chodzi tu o to, że my wszyscy za mało zarabiamy, że zarabiamy dziesięciokrotnie mniej niż pracujący w innych krajach. Chodziło raczej o to, że domagamy się tego, co się nam należy w ramach spisanych i podpisanych różnego rodzaju umów o pracę, emerytalnych, o dostawy towarów itd, itp. Komuniści zredukowali wynagrodzenia za pracę do poziomu niespotykanego w krajach cywilizowanych, tymczasem nasze - jak się to mówi - "postkomunistyczne" rządy okazały się niezdolne do wypłacania nawet tych żałosnych zasiłków. Jednakże dług wewnętrzny w stosunku do tych, którzy powierzyli bankom państwowym swoje dewizy, posiada inny charakter i wymaga innej kwalifikacji moralnej. Jeżeli bowiem pracuję w fabryce, która wyprodukowała np. śmigłowce, agendy rządowe gdzieś tam te śmigłowce wyeksportowały a fabryce nie zapłacono za ten produkt ani grosza, to choć jest to rzeczywiście oburzające, skandaliczne i zasługujące na protest, a nawet strajk, zachodzi tu jednak wiele okoliczności łagodzących. Produkt mojej fabryki nie jest wyłącznie moją własnością, moje wynagrodzenie to zaledwie drobna część wartości wyprodukowanego towaru, w pozostałych kosztach ma przecież udział państwo i ono - jeśli za towar z jakichś względów nie zapłacono - ponosi stratę na równi ze mną. Kiedy jednak przynoszę do banku 1000 dolarów, które otrzymałem w spadku po cioci w Kanadzie, to sytuacja jest zupełnie inna: każdy dolar i każdy cent z tego tysiąca jest wyłącznie moją własnością i nikt nie ma do niego żadnego prawa. Państwo polskie w żaden sposób do powstania tych walorów się nie przyczyniło. Jeśli teraz ten bank (państwo), bez mojej wiedzy i zgody, przekaże gdzieś moje pieniądze i stanie się niewypłacalny, będzie to nadużycie zaufania, oszustwo czyli zwykłe przestępstwo. Oczywiście, ktoś może zauważyć, że posiadanie dewiz było kiedyś w ogóle zakazane, a więc, że posunęliśmy się daleko na drodze do cywilizacji. Zapewne tak. Ale przecież tamto państwo było państwem przestępczym, komunistycznym, które na każdym kroku gwałciło prawa człowieka i obywatela, a teraz chcemy mówić o innym państwie - obywatelskim, demokratycznym i cywilizowanym.
Niekompetencja czy metoda
Można, rzecz jasna, przypuścić, że nasi "postkomunistyczni" premierzy, Tadeusz Mazowiecki i Jan Krzysztof Bielecki, a w szczególności ich prawa ręka - Leszek Balcerowicz, przyjęli tę komunistyczną spuściznę nie zdając sobie sprawy z prawdziwego stanu rzeczy. W takim wypadku musielibyśmy im zarzucić całkowity niekompetencję i ignorancję w sprawach o podstawowym dla państwa znaczeniu. Niepodobna wprost uwierzyć, żeby kandydat do Nagrody Nobla w ekonomii, uczony z Harvardu, główny finansista Rzeczypospolitej mógł być aż tak niekompetentny. Jednakże alternatywa też nie jest porywająca: musielibyśmy przyjąć, że społeczeństwo zostało świadomie wprowadzone w błąd, że prawda o stanie finansów państwa została przed nim zatajona. I że dokonali tego ludzie, którzy wielokrotnie obiecywali nam, że teraz już będzie się społeczeństwu mówiło tylko prawdę. Istnieje przecież uzasadnione podejrzenie "błądzenia w nieświadomości". Nowy premier, Jan Ferdynand Olszewski, wyraził się na początku nowego roku, że gdyby zdawał sobie sprawę z tego, jak katastrofalny jest stan finansów państwa, to chyba by się nie zdecydował był, na przyjęcie tej zaszczytnej posady. Obiecał nam też, że niebawem przedstawi swój raport o stanie państwa. Wynika z tego, że premier Olszewski nie przecenia bynajmniej kompetencji albo prawdomówności swego poprzednika i nie jest wykluczone, że obraz jaki nam zaprezentuje będzie jeszcze czarniejszy niż w raporcie Bieleckiego.
Tajne przez poufne
W książce niniejszej przedstawiamy parę dokumentów, które posiadały oznaczenie: "tajne" albo "poufne". Rzecz jasna państwo obywatelskie, państwo demokratyczne też musi strzec swoich interesów i nie wszystkie sprawy, fakty i dane mogą być podawane do wiadomości publicznej. O tym, co ma być jawne, a co powinno zostać poufne, decydować musi wzgląd na bezpieczeństwo państwa. Obywatele identyfikują się z państwem wtedy, kiedy to państwo chroni ich interesy. Państwo komunistyczne niewiele przejmowało się interesem obywateli. Również nowe "postkomunistyczne" państwo zdaje się realizować jakieś inne cele, które przed społeczeństwem polskim są zatajane. Jakże inaczej można zrozumieć fakt, że pan Bielecki dopiero po opuszczeniu premierowskiego stołka i na dodatek za oceanem, dzieli się wiedza, że banki polskie są bankrutami, a oszczędności ludności już dawno Polskę opuściły? Jakże inaczej można zrozumieć fakt, że nikt z adresatów naszego "Powiadomienia o Przestępstwie" nie podziękował nam nawet za włożony trud i zwrócenie uwagi na to, co się dzieje z finansami państwa? Z milczenia wszystkich Wysoko Postawionych Czynników wyciągamy wniosek, że już prawie rok zastanawiają się, jak przełknąć tę żabę i nie nabawić się przy tym niestrawności.
Współwinni
W tej sytuacji uważamy, że interes społeczeństwa polskiego polega na tym, żeby wszystkie okoliczności rabunku finansów Polski zostały ujawnione, żeby społeczeństwo zdobyło się na wysiłek:
1. odsunięcia od władzy wszystkich, którzy czy to z głupoty i niekompetencji, czy ze złej woli, bądź brali udział w rabunku Polski, bądź swoimi działaniami, kłamstwami, zaniedbaniem swoich obowiązków do tego rabunku się przyczynili;
2. wymusiło na tych, którzy przy władzy pozostaną, podjęcie działań, które przynajmniej dalszy rabunek uniemożliwia.
Uważamy, że każdy, kto w tej sprawie milczy i ukrywa swoja wiedzę o faktach, staje się w istocie wspólnikiem tych "zorganizowanych grup przestępczych", o których piszemy w naszym doniesieniu do Prokuratora Generalnego RP.
(...)
Państwo bez księgowości
Michał Falzmann był dobrze przygotowany do podjęcia tematu "FOZZ". Prawie codziennie na biurku jego szefa. Anatola Lawiny, ładowały kolejne, obszerne Notatki służbowe, w których Michał referował wyniki swoich dochodzeń, wnioski i wskazywał kierunki dalszego śledztwa. Już w pierwszych dniach pracy odkrył chaos w dokumentacji finansowej państwa - to wszystko, co później Tygodnik Gdański ujawnił w artykułach Państwo bez księgowości (TG z 16 czerwca 1991) i Rekiny finansjery (TG z 23 czerwca 1991). Falzmann od początku nie wahał się wskazywać, kto jest odpowiedzialny za ten stan rzeczy. W Notatce służbowej nr l z 5 kwietnia 1991 r. czytamy:
Odpowiedzialnymi za dokumentację dotycząca zadłużenia Polski byli lub są nadal rzeczywiści wiceministrowie Ministerstwa Finansów: Sawicki, Kawalec, Gadomski, Boniuk, Rejent, Link, Napiórkowski, Wróblewski, Balcerowicz, Podsiadło. Osoby wymienione powyżej i inne, odpowiedzialne za prowadzenie spraw związanych z wojskiem, a w szczególności z wywiadem i kontrwywiadem (m.in. z Departamentu Obrony Ministerstwa Finansów), osobiście mi nie znane, doprowadziły z rozmysłem i celowo do bałaganu w Ministerstwie Finansów tak, aby usunąć odpowiedzialność za brak dokumentacji w prowadzeniu operacji finansowych zadłużających Polskę (...)
Potem następują informacje, gdzie są lub gdzie należy szukać dowodów potwierdzających postawione zarzuty. W dalszej części Notatki Falzmann zapisał:
Istnieje trwały błąd w konstrukcji tworzenia statystyki państwa i finansów pozwalający na wielokrotne ewidencjonowanie tych samych wielkości kosztów i sprzedaży, a to w ten sposób, że zysk zamieniany jest w statystyce państwa w koszt. Błąd ten umożliwia łatwe fałszowanie ksiąg przedsiębiorstw handlu zagranicznego (dowód - kontrola prowadzona przez podpisanego z ramienia Izby Skarbowej w Warszawie w CHZ Budimex). Sfałszowane księgi są wielokrotnie (rok po roku) uznawane za rzetelne przez biegłych księgowych (...)
Notatkę kończy wskazanie osób i instytucji, z którymi należy odbyć rozmowy. Następnego dnia Michał Falzmann przeprowadził rozmowę z prezesem Narodowego Banku Polskiego, Grzegorzem Wójtowiczem. W Notatce służbowej nr 2 dostarczonej 8 kwietnia przedstawił m.in. następujące wnioski z tej rozmowy:
(...) Nie były przeprowadzane kontrole NBP nad prawidłowością rejestrowania w BH lub w innych bankach, zaciąganych i spłaconych długów i stad z kwoty 11 mld USD (Klub Londyński) część mogła być skupiona po 46 centów za 1 dolara długu, co powodowało zanikanie wierzytelności z ksiąg kontrahentów zagranicznych lub ich przesunięcie w ciężar rezerw, a w księgach polskich nadal pozostają jako nie spłacone zobowiązania (...) Praktycznie nie istnieje nadzór bankowy ani kontrola banków przez NBP. Całość dokumentacji dotyczącej zadłużenia, jego obsługi, spłaty miał przejąć FOZZ, ale nigdy to się nie stało (...)
Jak się obsługuje polski dług?
Z notatek służbowych i z zapisków prywatnych Michała Falzmanna można wyciągnąć wniosek, że jego pojawienie się w Najwyższej Izbie Kontroli i szybkość, z jaką się posuwał, musiała być czymś w rodzaju "tornado", że w instytucjach, w których przeprowadzał badania: w Ministerstwie Finansów, w Narodowym Banku Polskim, Banku Handlowym S A, Banku PKO S.A., w FOZZ, w firmach z nimi powiązanych jeszcze się z czymś podobnym nie zetknięto. W ciągu kilku dni Falzmann przeprowadził dziesiątki rozmów, poczynając od prezesów NBP czy BH, poprzez dyrektorów departamentu w Ministerstwie Finansów, po księgowych i pracowników Urzędu Ochrony Państwa, z których wyłania się dokumentacja i potwierdzenie precyzyjnego rabunku państwa polskiego, o którym pisał w swoich artykułach w CDN. Jak to się dzieje, że istnieje taka instytucja jak Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, a dług polski lawinowo wręcz powiększa się? W Notatce służbowej nr 3 z 9 kwietnia zapisał, iż od dyrektorów Departamentu Współpracy z Zagranicy i ich doradców otrzymał informację, że:
Dług polski wynosi 46 mld USD, z czego 12 mld dla Klubu Londyńskiego jest nie spłacane od 1981 roku (wierzytelność sprzed 26.03.1981 r.), natomiast Klub Paryski jest nie spłacany od 1.01.1984 r. Nic nie jest rejestrowane w zakresie spłat. Przychodzą potwierdzenia o dokonaniu cesji, ale z punktu widzenia formalno-prawnego dług nie jest spłacany (...).
Dalej Michał Falzmann zwraca uwagę swoich przełożonych, że dług polski, który powinien być rejestrowany prawie w całości w Banku Handlowym został stamtąd wyksięgowany:
Bank Handlowy S A dlatego obciążył długiem Skarb Państwa (rejestracja na kontach pozabilansowych), bo stracił wiarygodność w EWG i USA.
Michał Falzmann na razie pisze o utracie wiarygodności. W pierwszych dniach swojej pracy jeszcze nie odkrył, że Bank Handlowy jest bankrutem, a fakt ten pozostaje od lat ukrywany. Dotrze do tego później. W tej chwili odkrywa tropy prostych i wyrafinowanych metod rabunku Polski. W tej samej notatce (nr 3) podaje liczne przykłady procedur, w wyniku których rósł dług polski ( Banku Handlowego), a korzyści odnosili ludzie manipulujący tymi procedurami. Na szczególna uwagę zasługuje następujący fragment, opisujący takie oto piętrowe kombinacje:
(...) handel z filią Polimex-Cekop poprzez wywóz nie sprzedanych maszyn do filii za granica (eksport), kupno tych samych maszyn przez PC centrala, eksport do filii, i tak trzy r a z y, co generuje dług kupiecki do spłaty przez BH, a poprawia wyniki Polimex-Cekop. Jest to możliwe przy zdegenerowanej statystyce, księgowości i niskim morale pracowników bojących się utracić pracę w handlu zagranicznym.
Sposoby utraty pieniędzy przez społeczeństwo
Zdobyte w trakcie dochodzenia dowody i materiały, bogate doświadczenie z poprzednich kontaktów z takimi firmami jak: Universal, Budimex czy Elpol, rozmowy z dziesiątkami wysokich urzędników finansowych państwa - pozwoliły Michałowi Falzmannowi już 11 kwietnia 1991 r. sformułować i przedstawić w obszernej Notatce służbowej nr 4, gruntowny obraz grabieży Polski. Notatkę tę zatytułował:
W sprawie źródeł utraty pieniędzy, w wysokości około 46 mld USD, przez społeczeństwo polskie w ramach tzw. zadłużenia zagranicznego
Notatka ta zaczynała się od stwierdzenia:
W latach 1939-1991 na terytorium polskim działają organizacje związane z finansowaniem wojska, służb specjalnych i gospodarki, która im służy. Wynikiem działania tych organizacji są następujące efekty:
1. wielokrotne zapłacenie zaciągniętych w imieniu Polski długów,
2. rozbicie statystyki Państwa i statystyki finansów Państwa,
3. korupcja i kradzież przy obsłudze wyżej wymienionej gospodarki.
Potem Falzmann rozwinął to stwierdzenie przedstawiając schematy wytwarzania dochodów (1), technik ich wydatkowania (2) oraz sposobów ukrywania marnotrawstwa i kradzieży (3). Michał Falzmann wskazywał na trzy podstawowe schematy "uzyskiwania dochodów w walutach wymienialnych":
umowy o kredyty,
umowy o dostawy,
umowy o sprzedaż polskich dostaw do filii zagranicznych.
Umowy o kredyty
Bank Handlowy S A zawierał różnego rodzaju umowy kredytowe z bankami zagranicznymi: jedna z form były tzw. akredytywy, czyli blokowanie w banku zagranicznym określonych kont ze wskazaniem przedsiębiorstwa zagranicznego, któremu należało zapłacić za dostawę dla określonego polskiego nabywcy. Jeżeli taka umowa została zawarta wadliwie, to wtedy powodowała lawinowa utratę pieniędzy. Wadliwość umowy mogła polegać na tym, że zgodzono się na wyższe oprocentowanie kredytu niż to, jakie można było realnie uzyskać na rynku; że uzyskano krótszy okres karencji, krótszy okres spłaty; że jako biorcę pieniędzy wskazywano firmy bankrutujące (np. Fergusson) albo jakaś firmę "obozu socjalistycznego". Za każdą taką wadliwą umową kredytową, która sama w sobie była powodem strat finansowych, szły łapówki dla pośredników przy jej zawieraniu.
Umowy o dostawy
Centrala Handlu Zagranicznego wspólnie z przedsiębiorstwami krajowymi, zawierała rozliczne umowy o dostawy z przedsiębiorstwami zagranicznymi. Schemat działania: pracownicy CHZ zawierali kontrakt w ten sposób, żeby przy realnej wartości dostawy, wynoszącej na rynku zachodnim np. 5 mln USD, otrzymać od przedsiębiorstwa fakturę na 10 mln USD. Wówczas zasadnicza część nadwyżki fakturowej osadzano za granica, dzieląc to odpowiednio pomiędzy dostawcę i CHZ, a drobne sumy w przedsiębiorstwie krajowym (orientującym się przecież w realnej wartości dostaw), dla zamknięcia ust decydentom i trwałego ich związania z uczestnikami przestępstwa.
Umowy o sprzedaż dostaw
Odrębny proceder był stosowany przy sprzedaży towarów do filii zagranicznych. Wówczas PHZ-y uzyskiwały faktury na kwoty dużo niższe od realnej wartości towaru, a różnica lokowana była za granica. Do szczególnie wyrafinowanych sposobów rabunku państwa należały takie, jak np. opisany w Notatce służbowej nr 3 przykład "Polimex-Cekop", gdzie operacja import - eksport do filii oraz re-export powtarza się trzykrotnie. Nie trzeba dodawać, że przy tego rodzaju operacjach importowo-eksportowych same dostawy towarów były całkowicie zbędne: wystarczył ruch papierów i .... pieniędzy. Te "procedury" albo raczej ten proceder - należy o tym pamiętać - uprawiane były systematycznie i przez dziesiątki lat. W ten sposób narastał, kumulował się dług polski, gdyż - by użyć zwrotu Falzmanna - tempo osiągania dewiz było niższe od tempa ich wydawania
Maskowanie strat
Fakt ten był skutecznie maskowany i ukrywany zarówno przed opinia publiczna jak i nie wtajemniczona częścią elit władzy. Do tego celu stosowane były różne techniki i procedury.
1. Spłacanie wydatków dewizowych oderwane było od źródła, jakim są wpływy, poprzez wyrafinowany system "przeliczników" i przechodzenie w rozliczeniach ze złotówek na wyimaginowane "złote dewizowe"; te z kolei przeliczane były na dolary. Przy czym stosowano system przeliczników zarówno zmiennych, jak i różnych, w zależności od tego, w która stronę przeliczenia były wykonywane.
2. Instytucje takie jak NBP, MF czy MHZ każdorazowo udzielały tzw. zgody na zakup, lub kredyt, przyznając limity korzystania z kont dolarowych, gmatwając się w efekcie w umyślnie stworzonym systemie wskaźników, przez co rozmyślnie utraciły (Falzmann to podkreślał) kontrolę nad strumieniem pieniądza.
3. Umów o kredyt i jego zwrot nie zawierano tak, żeby przedsiębiorstwo, które otrzymało dostawy, musiało je spłacić. Z reguły zadłużenia spłacały inne przedsiębiorstwa, które akurat były w posiadaniu dewiz. Działo się to tak, że odbierano im dewizy, a w zamian wypłacano fikcyjne sumy limitów złotych dewizowych czy złotówkowych. W ten sposób następowało dalsze oderwanie źródła wpływów od wydatków i gmatwanie rozliczeń.
4. Fabrykowano wreszcie zbędne dowody i przepisy, a także instytucje, których zadaniem było wykorzystanie chaosu informacyjnego. Przykładem takiej instytucji był, wg Falzmanna, właśnie Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
5. Wydatkowano ogromne sumy na opłacanie łańcucha pośredników i agentów, na zakupy zbędnych towarów i usług, które, aczkolwiek kupowane w celach handlowych lub produkcyjnych, nigdy się nie zamortyzowały lub nie zrównoważyły wydatków.
Cui prodest?
W kolejnej części tej Notatki służbowej, która jest de facto memoriałem o metodach i technikach grabieży kraju, Michał Falzmann wskazuje beneficjentów tych przestępczych działań:
(...) Pierwsza grupa, to wysocy urzędnicy państwa z Ministerstwa Handlu Zagranicznego (MHZ), Finansów (MF), Narodowego Banku Polskiego (NBP) i, pomocniczo, z Komisji Planowania przy Radzie Ministrów, technicznie decydujących zawarciu obu typów transakcji: o kredyt i o dostawy. Ta grupa przechwytywała prawie wszystkie "korzyści" z transakcji poprzez zawłaszczenie nieewidencjonowanych sum w statystyce Państwa. "Korzyści" te, prawdopodobnie, były w 80% konsumowane jeszcze przed zawarciem umów o transakcję (!). Druga grupa to decydenci z przedsiębiorstw, CHZ-ów i drugoplanowi decydenci z MHZ, MF i NBP technicznie wykonujący oba typy transakcji. Często ich podpisy będą figurować na umowach o kredyt czy dostawy, ale tu skala zawłaszczonych sum prawdopodobnie mieści się w granicach marży pośrednika od 3% do 20% wartości transakcji. Trzecia grupa to pracownicy zachodnich przedsiębiorstw i banków, którzy otrzymali tzw. "prowizję" za pomyślne załatwienie nieuczciwych transakcji. Czwarta grupa to banki i przedsiębiorstwa zachodnie, które otrzymały ok. 50% "korzyści" z transakcji. Piąta grupa to podmioty gospodarczo-urzędnicze z obozu państw związanych z ZSRR i samego ZSRR, które trzeba traktować jako głównych kredytobiorców, kredytów zaciągniętych w ich interesie przez stronę polska, bez umów wymaganych prawem. Szósta grupa to polskie organizacje militarne, które były konsumentem wielu dóbr, usług i pieniądza.
Co należy zrobić
Notatkę-memoriał kończy rozdział 4:
(...) Podsumowanie i wnioski:
Kradzież i marnotrawstwo dały między innymi ten efekt, że dług polski wynosi na 1991.03.31 około 46 mld USD. Korzyści osiągnęły trzy grupy instytucji: a) w Polsce, b) w krajach Zachodu, c) w krajach związanych z ZSRR i samym ZSRR. Równolegle z instytucjami korzyści osiągnęli pracownicy obsługujący te transakcje. Należy wszcząć dochodzenie w sprawie o zorganizowana kradzież pieniądza na szkodę:
Skarbu Państwa reprezentowanego przez MF, NBP, HWzZ,
Banku Handlowego SA,
Przedsiębiorstw eksportujących do EWG, USA,
Kanady, Japonii, Podmiotów zagranicznych,
Skarbów Państw w zakresie tzw. długu wobec Klubu Paryskiego,
Banków skupionych w tzw. Klubie Londyńskim,
Społeczeństw tzw. ZSRR.
Należy usunąć natychmiast ze stanowisk w MF, MWzZ, NBP, BH, Przedsiębiorstwach HZ osoby, które podejmowały decyzje w sprawach importu lub kredytów. Należy natychmiast przystąpić do rozliczenia i weryfikowania wszystkich umów (nawet tych, które zostały spłacone) o udostępnienie Polsce kredytu, obojętnie w jakiej formie. Należy natychmiast uruchomić jeden ośrodek obliczeniowy, w którym zostaną zarejestrowane wszystkie transakcje wiążące się z przekazywaniem dóbr, usług i pieniądza poza granice kraju lub z zagranicy. Po wykonaniu prac z punktów poprzednich należy wystąpić na drogę wiodącą do arbitrażu międzynarodowego o zwrot niesłusznie osiągniętych korzyści przez ZSRR i kraje satelickie, kraje EWG, USA, Kanadę, Japonię. Należy, po wykonaniu wymienionych prac, zwrócić się o współdziałanie do międzynarodowych organizacji ścigających złodziei lub egzekwujących zwrot zagrabionego mienia. W celu zsynchronizowania pracy wielu agend rządowych, prokuratur, sądów, wojska, policji, należy zwrócić się, z pominięciem obecnego parlamentu, o wydanie dekretu w sprawie tzw. polskiego długu, trybu i form ustalenia powstania zadłużenia oraz osób i instytucji odpowiedzialnych za ten stan; sposobów likwidacji zadłużenia i odzyskania utraconego mienia.
Rekiny finansjery
Notatniki Michała Falzmanna pełne są nazwisk osób czynnie zaangażowanych w operacje finansowe państwa. Rzuca się w oczy "karuzela stanowisk", a więc, że jak to wielokrotnie podkreśla - osoby odpowiedzialne z Banku Handlowego S A, Narodowego Banku Polskiego, Ministerstwa Finansów stale przemieszczają się pomiędzy tymi instytucjami. Te same osoby w różnych układach i kombinacjach - zawierają kontrakty, wydają dyspozycje, następnie zasiadają w instytucjach kontrolnych, radach nadzorczych, a nawet zagranicznych firmach, audytorskich którym zleca się kontrole ksiąg finansowych państwa i banków. Z inspiracji Michała Falzmanna, w kilka miesięcy później, sprawę tę opisał Adam Derewicz w Tygodniku Gdańskim (nr 25 z 23.06.1991 r.) w artykule pt. Rekiny finansjery:
(...) Co najmniej od dwóch dziesięcioleci polskimi finansami zarządza ta sama grupa ludzi. Panowie ci (panie są tu w zdecydowanej mniejszości) zmieniają tylko biurka i gabinety w Ministerstwie Finansów, w starych i nowo tworzonych bankach, w zagranicznych przedsiębiorstwach handlowych i bankowych. Czasem, na krótko, ładuję w takich firmach jak PZU, Państwowy Monopol Loteryjny, czy Warta. Zasiadają w zarządach, radach nadzorczych dyrektoruję i prezesuję. Tu rok, tam dwa i zmiana. Karuzela stanowisk kręci się... Ostatnio grupa żadnych wiedzy bankowców udała się do USA pod kierownictwem Mariana Krzaka - do "wczoraj" szefa PKO BP, poprzednio ambasadora PRL w Wiedniu, a jeszcze wcześniej (1981-83) wiceministra i ministra finansów (...) Poprzednicy i następcy Mariana Krzaka, ci z lat 70-tych (Jędrychowski, Kisiel), wypadli już dawno z karuzeli, ci z 80-tych nadal reprezentuję polskie interesy za granica: Stanisław Nieckarz w Biurze Radcy Handlowego w Budapeszcie, Bazyli Samojlik w Waszyngtonie, Andrzej Wróblewski, as partyjnego zespołu naprawiaczy u sekretarza KC Gorywody (dodajmy: poprzednik Balcerowicza na stanowisku Ministra Finansów), prezesuje spółce Nywig, której powiązania z FOZZ-em wyjaśni, miejmy nadzieję, prokuratorskie dochodzenie. Nie gorzej radzę sobie dyrektorzy departamentu zagranicznego Ministerstwa Finansów. Obecny dyrektor Jan Boniuk już się chyba na wyjazdy nie załapie - ów "wojenny" I sekretarz egzekutywy w MF zaliczył zresztą 5 lat Waszyngtonu (Członek Rady Nadzorczej FOZZ). Ale jego poprzednicy Zawadzki, Karcz, zmęczeni pracę ministerialne, a poprzednio prezesowaniem w Warszawie zarządzają dzisiaj filiami zagranicznymi naszych banków: pierwszy we Frankfurcie, drugi w Tel Avivie. Swoje firmy w kraju zostawili zresztą w dobrych rękach: nowemu szefowi Banku Handlowego S A Cezaremu Stypułkowskiemu sekunduje wiernie Antoni Sala, były sekretarz bankowej POP. Marian Kanton, ostatni I sekretarz "z przydziału" prezesuje PKO S A w Warszawie, mając w swoich zagranicznych filiach - oprócz pana Karcza równie zasłużonych dla partii i finansów kolegów: Szewczyka w Nowym Jorku i pana Dachmana (też byłego "pierwszego") w Chicago. Stara wypróbowana kadra tworzy nowe banki. Bogusław Kott, były dyrektor nie istniejącego już departamentu handlu zagranicznego Ministerstwa Finansów, to twórca BIG Banku S A, pan Gawłowski (były pracownik dep. rolnictwa MF, KC PZPR i Komisji Planowania) dowodzi Bankiem Gospodarstwa Krajowego a towarzysz Szwarc, były dyrektor Impexmetalu, prezesuje Bankowi Rozwoju Eksportu. Przykład idzie z góry. Czegóż wymagać od innych, skoro w pokojach na Świętokrzyskiej obok Balcerowicza nadal zasiada Andrzej Podsiadło, minister "z klucza" PZPR. Nad bankami opiekuńcze skrzydła roztacza Narodowy Bank Polski z wieloletnim członkiem przeróżnych rad nadzorczych m.in. Banku Handlowego S.A. oraz FOZZ Grzegorzem Wójtowiczem na czele. Doradza mu też nie byle kto, bo Jan Wołoszyn, były wiceprezes wiecznie splajtowanego BH S A, również członek Rady Nadzorczej nieszczęsnego FOZZ...
P S. Listę zasłużonych dla finansów państwa można by ciągnąć długo. Ograniczamy się tutaj tylko i wyłącznie do grupy luminarzy związanej z obrotem finansowym z zagranica, "FOZZ gate" ich pierwszych wywoła do tablicy.(...)
Podkreślamy raz jeszcze: nazwisko Michała Falzmanna, które po jego śmierci zaczęło się pojawiać w środkach masowego przekazu, wiąże się stale z "afera "FOZZ "czy "FOZZ-gate". Zwróćmy więc uwagę na fakt, że w jego Memoriale - Notatce nr 4 - sprawa FOZZ pojawia się tylko raz jeden, natomiast sam Memoriał traktuje sprawę całościowo, mówi o zjawisku długu polskiego, o rabunku finansów państwa. W tym Zjawisku słowa FOZZ, rzecz jasna pominąć niepodobna.
O nadzwyczajne śledztwo
W dniu 16 kwietnia 1991 r. Michał Falzmann kieruje do Anatola Lawiny pismo:
Notatka służbowa w sprawie informacji udzielonych przez likwidatora Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
W dniu 3.01.1991 r. Minister Finansów wręczył Ob. Jerzemu Dzierżyńskiemu powołanie do pełnienia funkcji likwidatora Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Na podstawie art. W ust. 1 pkt 2 Ustawy z 14 grudnia 1990 r. o zniesieniu i likwidacji niektórych Funduszy (Dz.U.Nr 87 poz. 517) obowiązkiem likwidatora było sporządzenie bilansu otwarcia likwidacji. W dniu 1991.04.15 przeprowadziłem rozmowę z likwidatorem i główny księgowa FOZZ w likwidacji i uzyskałem informacje:
1) ustalony przez komisję Ministerstwa Finansów, plan kont nie został zatwierdzony i wprowadzony do stosowania w jednostce,
2) spisy z natury rozrachunków i stanu majątkowego są niepełne,
3) są luki w dokumentacji.
Powyższe oznacza, że po upływie 3,5 miesiąca działania likwidatora nadal nie został wypełniony przez niego ustawowy obowiązek sporządzenia bilansu otwarcia likwidacji.. Ponadto likwidator poinformował , że umieszczono poza granica 300 mln USD oraz spowodowano 2,5 bln zł zobowiązań Skarbu Państwa. Z rozmowy wynikało, że naruszono: prawo bankowe, dewizowe i kodeks cywilny poprzez niezgodne z prawem przesyłanie pieniędzy za granicę oraz lokowanie ich w celu zakupu długów polskich poza umowami o restrukturyzacji polskiego zadłużenia. Likwidator uważa, że fakt naruszeń prawa powinna wykryć kontrola NIK i powiadomić organy ścigania. Wniosek: Należy powiadomić Prokuraturę Generalna i Prezesa Rady Ministrów o braku nadzoru nad działalnością likwidatora przez Ministra Finansów oraz o spowodowanie strat w znacznym wymiarze w majątku Skarbu Państwa.
(...)
Falzmann akt drugi
Główny specjalista w Zespole Analiz Systemowych NIK - Michał Tadeusz Falzmann nie miał wątpliwości co do ogromu i niebezpieczeństwa zadania, którego się podjął. W Notatce służbowej nr 9, dostarczonej szefowi 28 kwietnia 1991 r. informował m.in.:
(...) W dniu 1991.04.18 przeprowadziłem rozmowę z dyrektorem Departamentu Kontroli Skarbu Ministerstwa Finansów - i uzyskałem informacje, że:
O wyrzuceniu mnie z Izby Skarbowej w związku z kontrola w Przedsiębiorstwie Handlu Zagranicznego Universal, która ujawniła operacje polegające na bezzasadnym przekazywaniu pieniędzy na prywatne konta w Szwajcarii, a jednocześnie z tworzeniem dużej ilości dokumentów dezinformujących o faktycznych źródłach pieniędzy, które przeprowadzałem wespół z komisarzem Linsenmannem, zadecydowali razem lub oddzielnie albo wiceminister Sawicki albo wiceminister Napiórkowski (...) ( W marcu 1992 Napiórkowski aresztowany został wraz ze wspólnikami przez tajne służby niemieckie oraz CIA i FBI pod zarzutem próby przemytu broni do Iraku - w tym zapalników do bomb jądrowych, na sumę 96 milionów dolarów - Operacja "Żądło" - przyp. red.). Według posiadanych przeze mnie informacji, których źródła nie mogę ujawnić, jak również nie mogę kwestionować wiarygodności tej informacji jak i informatorów wynika, że D. Przywieczerski jest rezydentem KGB, a Universal praktycznie w całości służy tej rosyjskiej organizacji.
Białe myszki
Z notatek Falzmanna:
(...) W dniu 1991.04.19 uzyskałem informację od dyrektora Biura Interwencji Senatu, pani Zofii Romaszewskiej, że należy wątpić czy kraje EWG poprą polskie wysiłki zmierzające do ujawnienia winnych kradzieży pieniędzy w ramach zadłużenia Polski. W swoim poufnym sprawozdaniu z pracy w NIK pisze więcej: (...) 19 kwietnia 199J dyrektor Biura Interwencji Senatu Zofia Romaszewska, w obecności pracowników: (...) oświadcza, że nie podejmie żadnych działań w tej sprawie. 17 kwietnia 1991 r. dyrektor Zespołu Analiz Kancelarii Prezydenta RP, Dorn, oświadcza w obecności świadka, że jeśli Polska nawet nielegalnie skupiła dług, to jest to w porządku. Stawiam wniosek do dyr. Lawiny o konieczności powiadomienia Prokuratury Generalnej i prezesa Rady Ministrów o braku nadzoru nad działalnością likwidatora FOZZ, a co za tym Idzie spowodowanie strat w znacznym rozmiarze w majątku Skarbu Państwa z winy ministra finansów. Dyr. Lawina wzywa mnie do prywatnego mieszkania pracownika NIK (...) i publicznie mi wymyśla. 21 kwietnia 1991 dowiaduję się, że zastępca dyrektora Lawiny - Bratkowski Andrzej pracuje jako doradca wicepremiera Balcerowicza ... 23 kwietnia 1991 uzyskuję informację, że Janina Chim prowadzi tę same działalność we własnej spółce "TRAST" w siedzibie Universalu. Gdy to mówię, Lawina oświadcza mi, że widzę białe myszki i żebym mu głowy nie zawracał.
(...)
Dolary, kantory
Notatnik Falzmanna pęcznieje od nazwisk, numerów, dat, liczb i faktów. Znajduje to odbicie w kolejnych notatkach służbowych.
Z data 9 maja sporządza Notatkę służbową nr 11:
(...) W dniu 1991.05.07 uzyskałem informację od prezesa PKO S. A. Ob. Kantona: Operacje własne banków dewizowych są praktycznie nie kontrolowane przez Państwo, dowodem może być fakt przekazania 2 mld USD do Banku Handlowego S.A., będących depozytem ludności na skutek decyzji b. wiceministra finansów ob. Dorosza bez żadnych zabezpieczeń zwrotu tych pieniędzy. Kantory są zasilane przez państwowe banki w dolary, każdy może wykupić dolary, wpłacić na konto A do banku dewizowego i przesłać za granicę. Zasilania w dolary banków dokonuje NBP. Dyrektorowi nie jest znany system zabezpieczenia strumieni dewiz wysyłanych za granicę przez różne podmioty. Dokładny opis braku zabezpieczenia i kontroli Państwa nad strumieniami wychodzących z kraju dewiz wykonał por. Krutki z MSW prowadzący sprawę defraudacji popełnionej w 1984 r. przez ob. M. (...) w Banku Handlowym S.A. Załącznik nr 19 części analitycznej protokółu z kontroli nr ZAEiF Najwyższej Izby Kontroli 41009-2-88 zawiera stwierdzenie, że rozrachunki krajowe banków dewizowych przebiegają bez kontroli i są wadliwe - pismo Prezesa BH S.A. Bartłowskiego do w/w ob. Dorosza z dnia 1988.04.18 Na str. 19 protokółu stwierdzono, że 3 XII 1988 zadłużenie wynosiło blisko 37 mld USD, co odpowiadało (wtedy, dop.nasz) kwocie 15 bln zł. a z informacji uzyskanych w Min. Fin. w 1991 w marcu zadłużenie wynosi około 49 mld USD, co odpowiada wartości 500 bln zł. Oznacza to, że Państwo nie panuje nad lawinowo narastającym zadłużeniem jak i nad lawinowo narastająca inflację.
Ministrowie, prezesi
l czerwca Michał Falzmann sporządził następujący Notatkę służbową Nr 18:
W dniu 1991.05.31 wraz z głównym specjalista NIK Jerzym Zbiegniewskim przeprowadziłem rozmowy z niżej wymienionymi osobami, od których uzyskałem informacje:
A) Od prezesa Narodowego Banku Polskiego Grzegorza Wójtowicza
- nie jest możliwe do dnia 31 maja br. uzyskanie przez kontrolujących z NIK wglądu w procedurę deponowania do Skarbca Emisyjnego 10-ciu polskich skryptów dłużnych wystawionych na rzecz Wielostronnej Agencji Gwarancji Inwestycyjnych (MIGA);
- nie jest możliwe sprawdzenie, czy w Skarbcu Emisyjnym znajdują się wyżej wymienione skrypty dłużne, wystawione na kwotę 864 tys. dolarów USA, nie wystawiono not wewnętrznych NBP, co spowodowało nie ujawnienie w księgach NBP złożenia do depozytu skryptów;
B) od wiceministrów Ministerstwa Finansów Wojciecha Misiąga i Janusza Sawickiego.
- minister finansów nie zabezpieczył windykacji polskich należności, jakie powstały w związku z tak zwanym "zadłużeniem polskim ";
- nie istnieje kontrola strumienia kapitału wpływającego i wypływającego z Polski. Częściowy ślad ruchu kapitału pochodzenia niepolskiego widać w postaci różnicy pomiędzy strumieniem pieniędzy z tytułu zapłat za wyeksportowane towary i usługi, a strumieniem pieniądza, jaki wpłynął do systemu polskich banków: szacowany, w 1990 roku na 2 lub 3 mld USD;
- urząd ministra finansów nie kontroluje całości obrotów dewizowych;
- nie jest sporządzany bilans Państwa;
- nadzór nad Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ograniczył minister finansów do wniosku z maja 1990 o zmianę ustawy o likwidacji FOZZ i decyzji o odwołaniu Ob. Żemka z funkcji dyrektora;
- nie istnieje inne wytłumaczenie, poza błędami systemu rządów z ostatnich 45 lat, braku zgodności kwot zadłużenia wyrażonych w złotówkach - circa 442 biliony złotych a kwot przeliczonych na USD - circa 48,5 miliardów zarejestrowanych w różnych organach Państwa na dzień 31 grudnia 1990 r.; - obecne działania rządu zmierzają do przejęcia przez Skarb Państwa, czyli w ciężar pracy obecnego i przyszłych pokoleń, długów zagranicznych, bo na przykład przedsiębiorstwa będące ostatecznym biorcą kredytów obecnie nie dopłacą po 11 000 złotych do każdego dolara długu, jaki wykorzystały w latach 1970 czy 1980.
Wnioski:
Prezes NBP utrudnia działania Najwyższej Izby Kontroli,
- wiceministrowie Wojciech Misiąg i Janusz Sawicki nie zapanowali nad powierzonym ich pieczy narastaniem zadłużenia (tylko w 1990 roku wzrost o 7,7 miliarda USD).
Tajemnicze trzy miliardy dolarów
Warto zwrócić uwagę na zawarty w przytoczonej powyżej notatce informację, że w roku 1990 do banków polskich wpłynęło o 2 do 3 miliardów dolarów więcej niż należałoby się spodziewać z tytułu opłat za wyeksportowane towary i usługi! Cóż to za tajemnicze pieniądze i w jakim celu dostały się do polskich banków? Jak wynika z interesującej nas notatki dotarcie do informacji bankowych jest trudne nawet dla inspektora NIK. Możemy więc tylko spekulować. Nie istnieję wielkie inwestycje w Polsce, dla których realizacji potrzebne byłyby te miliardy dolarów, ani też nie słychać, aby banki polskie oferowały jakieś nadzwyczajne oprocentowanie lokat dewizowych, przeciwnie: dolary ulegają tu systematycznej dewaluacji, w żaden sposób nie opłaca się trzymać dewiz w polskim banku. Już w pierwszej połowie 1990 roku otrzymywaliśmy sygnały ze strony Polaków związanych z finansjerę amerykańska, że do Polski "wchodzi" nieprawdopodobnie wiele kapitału spekulacyjnego z banków Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych oraz tzw. brudnych pieniędzy (np. z handlu narkotykami, pieniędzy mafijnych czy związanych z terroryzmem). Ten kapitał wchodzi bez żadnych utrudnień ze strony polskiego Ministerstwa Finansów. Wykorzystuje się szokującą różnicę między oprocentowaniem na Zachodzie, które wynosi w bankach zachodnich 10-11% a oprocentowaniem w Polsce w złotówkach, które wtedy wynosiło w skali rocznej około 100%. Postaraliśmy się w tej sytuacji o opinię wysokich urzędników NBP i Ministerstwa Finansów, co oni sadzą o takiej możliwości. Uzyskane tą droga informacje można by podsumować następująco: Wiemy, że takie wejście kapitału spekulacyjnego do Polski ma miejsce, oceniamy, że jest ono rzędu 2 do 3 miliardów dolarów, jednakże "europejskie podejście do bankowości" powoduje, że nie możemy ujawnić, które firmy, lub też które banki taki kapitał wprowadzają. Na pytanie, czy ujawniliby to, gdybyśmy spowodowali powołanie nadzwyczajnej komisji sejmowej do zbadania sprawy - otrzymaliśmy odpowiedź: "nie; im również moglibyśmy tylko podać liczby zbiorcze, a nie adresy czy też nazwy firm, które w ten sposób kapitał do Polski wprowadziły".
Kapitał spekulacyjny
Dotyczy to sprowadzenia do Polski kapitału, który jest najpierw zamieniany na złotówki spekulanci czekają rok lub trochę dłużej, w zależności od skorumpowania urzędników polskich, następnie inkasują dwukrotna wartość tego kapitału, który włożyli w złotówkach, i wreszcie zamieniają złotówki na dolary po nie zmienionym kursie. Dlaczego nazywamy to rabunkiem? Jeśliby w ten sposób Polak, który musi na życie zużyć dolary zamienił je na złotówki i tą droga uzyskał dwukrotna ilość złotówek, to w roku 1990 i tak by na tym stracił, ponieważ stopa inflacji w złotówkach była o wiele wyższa niż stopa procentowa, która dawały banki. Także lokujący w ten sposób pieniądze ciułacze z Zachodu czy jakiś mały bank ryzykowaliby, że kurs dolara ulegnie zmianie, a wtedy na całej operacji stracą lub niewiele zarobią. Natomiast dysponenci wielkiego kapitału spekulacyjnego, którzy wiedzieli, że kurs jest gwarantowany przez rząd, nic nie ryzykowali. Ze strony tych banków jest to rabunek, a ze strony najwyższych urzędników w Polsce jest to zbrodnia stanu. To my, społeczeństwo, musimy wypracować tę podwójna ilość dolarów. Nie ma co się dziwić, że przy takim wypływie dolarów z Polski biedniejemy coraz bardziej. Istnieje (bardzo wiele) banków, banczków czy prywatnych osób, które widząc taka okazję "musiały" (w sensie ekonomicznym) powtórzyć ten sposób zarabiania. Znamy człowieka, który był w podziemiu i mieszka teraz na Zachodzie, który mówi: "Ja również dałem swoje oszczędności (ok.100 tys. dolarów) do banku polskiego, bo jak można z takiej możliwości nie skorzystać?" Ale to jest margines. Największa fala rabunku była dokonana przez wielkie firmy zachodnie. Na alarmy tego typu w ogóle nie reagowało Ministerstwo Finansów ani Komisja Finansów w Sejmie. A przy pomocy szybko wydanych przepisów można było wstrzymać ten straszliwy upływ krwi. Trzeba podkreślić, że Polska od początku, podobnie jak inne kraje postkomunistyczne była tak łasa na dolary, że nie stwarzała żadnych barier przeciwko napływowi kapitałów spekulacyjnych ani kapitałów "brudnych". Wydawało się rzeczą naturalna, że kraj tak zadłużony jak Polska był otwarty na wszelkie pieniądze z Zachodu, bez względu na to, skąd przychodzą. Dopiero teraz staje się jasne, że oprócz tej oczywistej-zdawałoby się "otwartości" funkcjonowała zupełnie nieoczywista i skrzętnie zakamuflowana "otwartość" w stronę dokładnie przeciwną, umożliwiająca praktycznie nieograniczony transfer kapitału uzyskanego droga spekulacyjna, oparta przede wszystkim na arbitralnie ustalonym i zamrożonym na lata kursie dolara w Polsce. I że te dwie "otwartości" razem stanowiły najwydajniejszy sposób rabunku finansów Polski.
Szczególna rola FOZZ
To właśnie ten przerażająco prosty mechanizm stanowił podstawę rabunku poprzez FOZZ i pod osłony FOZZ. FOZZ skupywał od związanych z nim firm (Universal, Impexmetal, etc) dewizy, które transferował za granicę. Płacił za nie w złotówkach. Firmy te lokowały uzyskane w ten sposób złotówki na wysokooprocentowanych kontach, skupowały za nie dolary i ... transferowały za granicę. Wszystko działo się najzupełniej legalnie, pod osłona prawa i Ministerstwa Finansów. Jaki był w tych operacjach udział wspomnianego kapitału spekulacyjnego z Zachodu? Odpowiedzi zapewne nigdy nie poznamy. Prawie wszystkie te firmy posiadały za granicą spółki powiązane z nimi personalnie, częstokroć po prostu utworzone przez te firmy. Mogły one w sposób banalny pośredniczyć w transferowaniu do Polski kapitału spekulacyjnego. Przy operacji odwrotnej, służyły najczęściej jako "lejek", przez który pieniądze były rozdzielane na różne adresy i konta bankowe.
Falzmann u premiera Bieleckiego
Informacja dla premiera
2 czerwca 1991 w dniu, w którym Mirosław Dakowski składał u Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego nasze "Powiadomienie o przestępstwie", Michał Falzmann przygotował następujący dokument:
Do Dyrektora
Zespołu Analiz Systemowych
Najwyższej Izby Kontroli
Pana Anatola Lawiny
Notatka służbowa nr 19
w sprawie udzielenia informacji panom: premierowi Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu i prezesowi NIK Walerianowi Pańko o stanie spraw dotyczących Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
Fakty i ich źródła
I. Narodowy Bank Polski szacuje dochód narodowy podzielony za rok 1990 na 570 bilionów zł (9500 zł za 1USD) = 60 miliardów USD - tabela na str. 8 sprawozdania z realizacji polityki pieniężnej w 1990 r. NBP przedłożonego Radzie Ministrów.
II. Zadłużenie wobec państw zachodnich za rok 1990 wynosi 48,5 miliarda USD (x 9500zł) 1USD = 460 bilionów zł, - strona 2-ga załącznika numer 30 do protokółu z kontroli NIK w NBP z maja 1991 r.
III. Dług ten "zawisł w próżni" w zakresie jego rejestracji, bo:
a) Bank Handlowy S.A. wyksięgował go w kwietniu 1990 r. ze swoich ksiąg, twierdząc, że przeniósł zapisy do Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego - przepisy na stronach 64 i 65 wyżej wymienionego sprawozdania NBP (mowa jest tam o 320 bilionach zł);
b) FOZZ z dniem 1-go stycznia został postawiony w stan likwidacji, a likwidator FOZZ złożył wielokrotnie oświadczenia pisemne o tym, że zapisy księgowe FOZZ są niekompletne, a księgi rachunkowe nie kwalifikuję się do weryfikacji sprawozdanie likwidatora z 11 kwietnia 1991 adresowane do wicepremiera Balcerowicza, sprawozdanie likwidatora z 25 kwietnia 1991 adresowane do podsekretarza stanu Ministerstwa Finansów Janusza Sawickiego, pismo likwidatora z 24 maja 1991 nr RBB (258)91 do wicedyrektora departamentu zagranicznego Min. Fin. Włodzimierza Kasprzaka;
IV. Zadłużenie w 1989 wzrosło o 1.6 miliarda USD a w 1990 o 7,7 miliarda USD str 38 wyżej wymienionego protokółu NIK i na str 25 tabela pt. Zadłużenie Zagraniczne w walutach wymienialnych w opracowaniu: Bilans Płatniczy RP za rok 1990, Warszawa 1991 NBP, znak Z2-pf-248(650)91.
Interpretacja
A) Minister finansów nie zadbał o wiarygodną dokumentację dotyczącą obrotów i stanów zadłużenia tzw. "polskiego", pomimo że rząd wielkości tego zadłużenia zbliża się do jednorocznego dochodu narodowego Polski (zadłużenie 48,5 mld USD, a dochód narodowy 60 mld USD).
B) Istnieją olbrzymie różnice w czasie i w wielkości kwot rejestrowanych w instytucjach powołanych ustawami do pomiaru zjawiska zwanego zadłużeniem świadczące o tym, że aparat państwowy stracił kontrolę nad rejestrację zadłużenia.
C) Materiał złożony przez podsekretarza stanu Sawickiego w dniu 27 maja 1991 r. RM 122-65-91 członkom Rady Ministrów do rozpatrzenia, a zawierający sprawozdanie z bieżące) obsługi zadłużenia i należności państwa w 1990 r. podpisane przez likwidatora FOZZ Jerzego Dzierżyńskiego i pełnomocnika likwidatora Henryka Lubańskiego z dnia 25 maja 1991, w którym omawiany jest:
(1) wpływ do FOZZ rzędu 10 bilionów 869 miliardów zł, w tym do uzgodnienia z Bankiem Handlowym S A kwota 723 miliardów zł.
(2) wydatek z FOZZ rzędu 13 bilionów 403 miliardów, w tym do uzgodnienia z BH S A kwota 1 bilion 121 miliardów zł, korygowana pismem z 27 maja do kwot wpływu 10 bilionów 872 miliardy, a wydatki do kwoty 13 bilionów 406 miliardów zł, przy stwierdzeniu, że brak uzgodnionych materiałów dotyczących pozycji "środki zaangażowane w operacje własne FOZZ" w kwocie 2 biliony 172 miliardy zł (nielegalny skup długu przez podstawionych pośredników) jest kompromitacją prac rządu.
Wnioski
1. Należy powołać maksymalnie 7 osobowy, zespół złożony z przedstawicieli: UOP, Prokuratury, NIK, Sejmu i Senatu wyposażony w kompetencje do przeprowadzenia śledztwa w sprawie o zaniedbania rejestracji zadłużenia Polski i wywołanie przez to utraty kontroli nad finansami państwa.
(...)
Bez remanentu
Być może więc w "Magdalenkach" o pieniądzach nie było mowy. Tadeusz Mazowiecki przejął ster rządów bez sprawdzenia stanu państwowej kasy, bez remanentu. To samo uczynił jego znakomity sukcesor Jan Krzysztof Bielecki. Na niestosowność tego rodzaju "przejęcia" nie zwrócił im uwagi nowo odkryty geniusz finansowy Rzeczypospolitej, Leszek Balcerowicz, ulubieniec salonów finansowych świata. Za to natychmiast przystąpił on do uzdrawiania finansów Polski i wprowadzania swojej genialnej reformy.
Geniusz czy pilny uczeń?
Być może jednak Leszek Balcerowicz nie był aż tak genialny i nie odkrył niczego nowego. Może po prostu był pilnym uczniem i zastosował sposoby już gdzie indziej sprawdzone? Oto fragmenty artykułu Dariusza Witolda Kulczyńskiego, inżyniera kanadyjskiego. Opublikowano go w piśmie Nowy Kurier w Kanadzie, na przełomie maja i czerwca 1991, pt.
Nie szukaj mnie w Argentynie, czyli nasza apokalipsa
W latach siedemdziesiątych w Argentynie rządziła junta militar. Rządy pułkowników były gorąco wspierane przez Stany Zjednoczone, rzekomo z powodów politycznych tj. aby nie powtórzył się tam jakiś nowy Allende - marksista. Poza kilkudziesięcioma lub kilkuset tysiącami "disaparecidos" (tych, którzy zniknęli tj. osób zamordowanych w więzieniach politycznych) z Argentyny zniknęło 25 miliardów dolarów USA - tyle właśnie wynosił dług Argentyny po zakończeniu "rządów pułkowników". Mimo wysiłków Alfonsina, a potem Menema, dług Argentyny wzrósł do 40 miliardów na skutek hiperinflacji i niemożności spłacenia odsetek. Dlaczego Argentyna, w latach pięćdziesiątych jeden z zamożniejszych krajów świata, nie była w stanie spłacić długu? Przede wszystkim dlatego, że w latach siedemdziesiątych stanęło mnóstwo fabryk i produkcja rodzima została zastąpiona importem. Zbankrutowała fabryka argentyńskiego fiata 125, bo taniej było sprzedawać fordy i mercedesy. Na wolnym rynku wymiany walut w Argentynie, na skutek ogromnej podaży, dolar amerykański osiągnął bardzo niska cenę. Było to wynikiem bardzo wysokiego procentu bankowego (rzędu 30-40% w skali rocznej) na argentyńskie PESO w bankach argentyńskich. Tak wysoki procent uniemożliwiał firmom argentyńskim zaciąganie kredytu inwestycyjnego. Wysoki procent bankowy, który miał ograniczyć szalejąca inflację zamiast normalnej działalności inwestycyjnej i produkcyjnej pobudził zupełnie inny rodzaj aktywności gospodarczej. Całymi wagonami (w przenośni, oczywiście) przywożono do Argentyny dolary, wymieniano na PESO, wpłacano do banku, po pewnym czasie podejmowano wkład i zarobione odsetki, kupowano dolary i wywożono z Argentyny. Był to "wspaniały okres". Rynek argentyński był otwarty dla "inwestorów" zza granicy. W warunkach silnej recesji każdy, kto chciał założyć firmę w Argentynie, był witany jak przysłowiowy król. Powstało więc szereg firm, których jedyna działalnością była spekulacja i jej legalizacja. Legalizacja polegała na zwolnieniu zysku bankowego od podatku, który i tak był niski, oraz załatwieniu transferu zysku za granicę. Często zysk dolarowy był za granica wymieniany na towary, których cena wskutek wysokiej inflacji połączonej ze stałą wartością dolara, była w Argentynie kilkakrotnie wyższa. Zysk dolarowy również "inwestowano" w Argentynie, kupując za dolary nieruchomości od tych, którzy wiedzieli, że jak najbardziej wolnorynkowa cena dolara jest sytuacją sztuczną, spowodowaną przejściowo wysokim oprocentowaniem Peso. Ludzie ci wiedzieli, że kiedy zacznie się obniżać procent bankowy, aby umożliwić zaciąganie normalnych kredytów na cele inwestycyjne przez przedsiębiorstwa, to spadnie podaż dolara i jego cena gwałtownie wzrośnie, i wszystko się sprawdziło. Kiedy obniżono procent bankowy, Argentyna była całkowicie "odciągnięta" z dewiz, nastąpił ogromny skok wartości dolara, co w gospodarce tak bardzo uzależnionej od importu spowodowało z kolei hiperinflację. 40 miliardów dolarów długu przypomina Argentynie do dziś o latach siedemdziesiątych. Peso zastąpiono nową walutą Australem (Austral-południowy), lecz inflacja postępuje nadal. Warto zauważyć, że powyższy "przypadek Argentyny" wydarzył się w normalnej, niegdyś kwitnącej gospodarce kapitalistycznej.
A w Polsce ...?
Według Planu Balcerowicza cena dolara wynosi od stycznia 1990 około 10 000 zł. Procent bankowy wahał się od 40% do 80% rocznie w różnych okresach. Pytania, które chcielibyśmy postawić ministrowi finansów;
l. Ile złotych wypłaciły polskie banki jako procent od stycznia 1990 do chwili obecnej? (Suma ta podzielona przez 10 000 wyznaczy górna granicę ilości dolarów, które Polska straciła w tym okresie i która odzwierciedli się w postaci wzrostu zadłużenia, wzrostu ceny dolara i wzrostu stopy inflacji po zakończeniu utrzymywania wysokiego procentu bankowego).
2. Jaka będzie stopa opodatkowania zysku bankowego? (Wysoka stopa podatkowa na dochód bankowy z procentu mogłaby zapobiec "scenariuszowi argentyńskiemu").
3. Jaka była kontrola graniczna (Która mogłaby ograniczyć wywóz dolarów "wprost" przez prymitywnych "drobnych inwestorów" lub "turystów" z Zachodu)? Co miało zapobiec potencjalnemu wywozowi pieniędzy? Kto mógł zarobić na wysokim procencie bankowym i niskim kursie dolara?
Odpowiedź brzmi: absolutnie każdy, w praktyce ten, kto miał pieniądze. Najbardziej zaś zarobić mogli ci, którzy wiedzieli, że procent w bankach polskich w danym okresie pozostanie wysoki. Gdyby na przykład taki pan Jeffrey Sachs nie miał skrupułów, to przyjeżdżając do Polski i inwestując na wysoki procent w złotówce, a potem realizując zysk w dolarach mógłby stać się milionerem. Ja nie mam podstaw, żeby twierdzić, że ktoś o znanym nazwisku zarobił w Polsce na spekulacji walutowej, ale pytania do ministra finansów, które podałem powyżej pozwolą ustalić rozmiar ewentualnej straty oraz mechanizmy, które takiej stracie miały zapobiec.
Scenariusz argentyński udoskonalony
Oczywiście, nie możemy podejrzewać, żeby dr Leszek Balcerowicz, uczony z Harvardu, i jego jeszcze bardziej uczony kolega, prof. Jeffrey Sachs nie wiedzieli o "scenariuszu argentyńskim"! Oni go tylko nieco udoskonalili, aby rabunek Polski był szybszy i bardziej efektywny. Jak pisze p. Kulczyński, w Argentynie procent bankowy wahał się od 30 - 40%. W znowelizowanej metodzie Balcerowicz - Sachs procent ten podniesiono do 80%, a nawet więcej. Nie wiemy też niczego o tym, żeby istniała w Argentynie równie "poręczna" instytucja jak FOZZ. Dlatego dopóki nie odkryjemy jakiegoś zagranicznego pierwowzoru FOZZ, to będziemy uważali, że jest to oryginalny "polski" wkład do znanych gdzie indziej technik zorganizowanego ograbiania bezbronnych społeczeństw i krajów. W wolnym polskim parlamencie, przy trzecim już naszym niekomunistycznym rządzie, nie toczy się debata nad katastrofalnymi skutkami zastosowania Scenariusza argentyńskiego w warunkach polskich. Sprawy, które dla zwykłego przechodnia na ulicy są widoczne gołym okiem, jakoś umykają uwadze naszych posłów i senatorów. Zadajemy sobie pytanie: Wiedza? Zdają sobie sprawę? Czy też zajęci walką o e t o s nie maja o niczym pojęcia? Jako prawdziwi humaniści nie maja głowy do rachunków?
Niech nam nie mówią, że nie wiedzieli
W tej książce wymieniliśmy wiele nazwisk członków naszej elity, do których zwracaliśmy się bezskutecznie o pomoc. Pan Dariusz Kulczyński uzupełnia te nasze doświadczenia nazwiskami innych osób z narodowego piedestału, których pominąć nie powinniśmy. Swój artykuł, którego fragment zamieściliśmy, skierował razem z listem otwartym redakcji Nowego Kuriera do posłów i senatorów Rzeczypospolitej, których wybrała Polonia Kanadyjska: p. Andrzeja Łapickiego, p. Anny Radziwiłł, rektora Politechniki Warszawskiej prof. Władysława Findeisena, oraz prof. Witolda Trzeciakowskiego. Redakcja Nowego Kuriera domagała się od nich wystąpienia z interpelacją parlamentarną. Oczywiście nikt z nich takiej interpelacji nie zgłosił, ani nie zaszczycił żadną odpowiedzią ani autora artykułu, ani redakcji.
Władze Funduszu:
Funduszem kierował zarząd w składzie:
Grzegorz Żemek – dyrektor generalny,
Janina Chim – zastępca dyrektora.
Rada Nadzorcza – powołana przez Ministra Finansów Andrzeja Wróblewskiego w marcu 1989 roku:
Janusz Sawicki – przewodniczący (od 14 marca 1989 do 31 grudnia 1990) – był jednocześnie wiceministrem finansów odpowiedzialnym za obsługę polskiego zadłużenia zagranicznego i nadzór nad działalnością FOZZ),
Jan Boniuk – dyrektor Departamentu Zagranicznego Ministerstwa Finansów i sekretarz Rady Nadzorczej FOZZ,
Grzegorz Wójtowicz (ekonomista) – dyrektor Departamentu Zagranicznego Narodowego Banku Polskiego,
Dariusz Rosati,
Zdzisław Sadowski,
Jan Wołoszyn,
Sławomir Marczuk – od maja 1989,
Wojciech Misiąg – od października 1989.
Według aktu oskarżenia Skarb Państwa stracił z powodu afery FOZZ: 119,5 mln USD, 9,6 mln DEM, 16,8 mln FRF, 125 mln BEF oraz 35,9 mld starych zł polskich (3,59 mln PLN). Łączne straty wynosiły 334 mln nowych zł (po kursie z 31 grudnia 1995 – 2,4680 PLN za 1 USD).
Osoby odgrywające kluczową rolę w ujawnieniu nadużyć w FOZZ zmarły – Michał Falzmann oraz Walerian Pańko. M. Falzmann "zmarł" na zawał, W. Pańko – "zginął" w wypadku samochodowym. W przeciągu kilku miesięcy od wypadku kierowca służbowej lancii Jan Budziński, który przeżył wypadek, "zmarł" – za przyczynę zgonu uznano zawał. Dwaj policjanci z drogówki, którzy pierwsi przyjechali na miejsce wypadku, również "zmarli" – za przyczynę zgonu uznano utonięcie (na rybach).
Subskrybuj:
Posty (Atom)