czwartek, 6 grudnia 2012

Jan Krzysztof Bielecki

Jan Krzysztof Bielecki (ur. 3 maja 1951 w Bydgoszczy) – polityk, ekonomista. Od stycznia do grudnia 1991 sprawował urząd Prezesa Rady Ministrów, desygnowanego przez Lecha Wałęsę. Znalazł się wśród założycieli Kongresu Liberalno-Demokratycznego, w wyborach do Sejmu w 1991 z list tej partii został ponownie posłem. W rządzie Hanny Suchockiej zajmował stanowisko ministra ds. integracji europejskiej. Od listopada 1993 był dyrektorem i przedstawicielem Polski w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie. Po połączeniu KLD z Unią Demokratyczną należał do Unii Wolności, z której odszedł w 2001 po powstaniu PO.
1 października 2003 objął funkcję prezesa zarządu Banku Pekao S.A. W listopadzie 2009 podał się do dymisji z zajmowanego stanowiska, zakończył urzędowanie w styczniu 2010.
15 stycznia 2010 został przewodniczącym Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
9 marca 2010 został powołany przez premiera Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów.
Rada Gospodarcza przy Prezesie Rady Ministrów, której przewodzi Jan Krzysztof Bielecki powstała jak mówi Janusz Palikot: "Po to właśnie, by ci, którzy mają jakieś interesy do załatwienia, chcą kupić jakąś fabrykę, wziąć udział w prywatyzacji, zdobyć koncesję czy zalobbować za jakimś rozwiązaniem, mieli gdzie przyjść”
W znalezionej przez Marka Balickiego depeszy pochodzącej z ambasady USA i relacjonującej spotkanie amerykańskiego ambasadora Lee Feinsteina z przewodniczącym Rady Gospodarczej dowiadujemy się, że: „Bielecki jest zdania, że dla amerykańskich inwestorów z doświadczeniem w branży służby zdrowia jest wiele obiecujących możliwości, a przywództwo USA mogłoby być pomocne w trwającym już teraz częściowym procesie prywatyzacji”. Tymczasem PO cały czas twierdzi, że celem komercjalizacji szpitali nie jest ich prywatyzacja.
Ale to jest przyszłość. Cofnijmy się w przeszłość aby nikt nie zarzucił mi wróżenia z fusów.

Historia zakładów Malma

Michel Marbot jest Francuzem, urodził się jednak we Włoszech. Przebywając we Włoszech poznał piękną Polkę, w której się zakochał. W 1990 roku, już jako małżeństwo podjęli decyzje, aby zamieszkać w Polsce. Ponieważ pasją Michela było zawsze gotowanie odkrył w Malborku zaniedbane zakłady produkcji makaronu.
Dysponując kapitałem ok 100 tys. dolarów i lewarując to kredytem z francuskiego banku, dokonał w 1991 roku pierwszej w Polsce prywatyzacji. Zaraz po przejęciu zakładu zaczęły się inwestycje, wymieniono sprzęt, postawiono nowe hale. Najważniejszymi decyzjami były te związane z pracownikami. Już w pierwszym miesiącu Michel podniósł pensje wszystkim pracownikom o 100% oraz każdemu z nich obiecał, że jeżeli zostanie zwolniony to dostanie odszkodowanie w wysokości 2 letniego wynagrodzenia. Jako pierwszy pracodawca w Polsce ubezpieczył prywatnie wszystkich swoich pracowników. Z dumą pokazuje polisę ubezpieczeniową z numerem 1. Wtedy ubezpieczało się tylko pracowników elitarnych urzędów, żadna firma nie ubezpieczała robotników.
To On wypuścił pierwsze reklamy telewizyjne w TVP. Wziął w nich udział Wiesław Michnikowski, który zachwalał makrony słowami – „Nie ma jak u Malmy”.
Michel przywiązywał ogromną uwagę do produktu. W tamtych czasach rynek chłonął wszystko.On jednak chciał stworzyć w Polsce najlepszy makaron na świecie. Aby to osiągnąć ściągnął do Polski pierwsze profesjonalne, szwajcarskie linie produkcyjne oraz stał się pierwszym importerem najszlachetniejszego surowca dla makaronu: pszenicy Amber Durum z Kanady.
W Polsce w latach 1990-1991 makarony z pszenicy Durum były prawie całkowicie importowane z Włoch i reprezentowały aż 30% rynku. Michel stworzył znak towarowy Malma, który szybko zdobył 25% rynku zostawiając dla Włochów zaledwie 5%.
Włoski gigant makaronowy Barilla, widząc jak taka mała firma z zacofanego kraju odbiera im rynek próbował nawet odkupić Malmę. Michel jednak nie zgodził się na to i planował dalsze inwestycje. Michel kupił kolejny zakład we Wrocławiu (ratując go przed bankructwem) i ciągle zwiększał sprzedaż.
W 2003 roku Polskie makarony Malma zostały okrzyknięte najlepszymi makaronami na świecie, co wywołało burzę w Neapolu, stolicy makaronu.
W najlepszych restauracjach włoskich, w tym u słynnego Don Alfonso, podawano makarony Malma, a szefowie kuchni tych restauracji głośno o tym mówili. Nawet neapolitańska gwiazda Sophia Loren reklamowała Malmę. To tak jakby jakiś Polski znany aktor głośno mówił, że najlepszą wódką na świecie jest wódka z Włoch. Coś zupełnie niewyobrażalnego. Nic więc dziwnego, że w swojej największej świetności Michel zatrudniał 800 osób i planował kolejne inwestycje.

W 2004 roku Polska przygotowywała się do wstąpienia do Unii Europejskiej. Otwierało to przed Malmą szansę dużego zwiększenia sprzedaży w Europie i nowych krajach członkowskich.
Po wejściu Polski i innych krajów do UE miała pojawić się więc duża, licząca około 25% rynku luka na rynku makaronów ze względu na normy . Wielu przedsiębiorstw nie było stać na sprowadzenie odpowiedniej pszenicy i zamykali produkcję. Zapowiadał się więc pojedynek dużych firm o zagospodarowanie tej luki. Nikt lepiej niż Malma nie był gotowy do przejęcia tego rynku.
W samej tylko Polsce oceniano wartość tej luki na 400 milionów złotych rocznie, a w całej nowej Unii na 1,2 miliarda zł. Z tego Malmie miało przypaść od 10 do 25%, zakładając oczywiście, że ten „nowy rynek” rozłoży się proporcjonalnie do obecnego udziału w rynku.

Malma potrzebowała funduszy, aby przystąpić do „pojedynku”. Trzeba było zwiększyć moce przerobowe, sprowadzić więcej surowca oraz przygotować potężną kampanię promocyjną. Inwestycje oceniono na około 50 milionów złotych. Michel Marbot i jego pracownicy zaczęli szukać pieniędzy.
Wejście Polski do Unii miało także inny ważny dla historii Malmy efekt. Bardzo szybki wzrost cen nieruchomości. Okazuje się, że Michel miał piękne tereny w centrum Wrocławia i Malborka. To dało mu nową szansę i nową siłę. Stało się jednak inaczej.

Kredyt i wprowadzenie Malmy na giełdę

Sytuacja finansowa Malmy w latach 2001-2003 była bardzo dobra, spółka przynosiła wysokie zyski. Pomimo tego, że Michel miał już spłacony w połowie dług wzięty na kupno i inwestycje w zakład, to jednak spółka była nadal bardzo obciążona odsetkami bo właśnie wtedy, NBP (pod naciskami lobby bankowego) prowadził politykę wysokich stóp procentowych (aż 20%) i silnej złotówki (co faworyzowało importerów makaronu).
Skoro wzięcie kolejnych kredytów nie było możliwe, Michel szukał możliwości wejścia na Warszawską giełdę i pozyskania pieniędzy z rynku.
W tym momencie na scenę wszedł bank PeKaO SA (ten z żubrem w logo) z byłym premierem Janem Krzysztofem Bieleckim jako prezesem. Tym samym, który jako premier brał udział w otwarciu zakładów po prywatyzacji w 1991 roku.
Bank zaproponował Malmie takie oto wyjście. W pierwszej fazie zrefinansuje wszystkie kredyty Malmy. Inaczej mówiąc da Malmie, na lepszych warunkach kredyt, który pozwoli spłacić natychmiast wszystkie inne kredyty. Dzięki temu, PeKaO SA będzie jedynym wierzycielem zakładów.
Do tej pory Malmę finansowało 6 banków (w tym PeKaO) współpracowało z Malmą ponad 10 lat. Jest to normalna praktyka, aby rozłożyć ryzyko upadłości firmy na kilka banków.

W drugiej fazie Bank wprowadzi Malmę na giełdę. Zanim jednak Debiut giełdowy byłby możliwy zobowiązał się finansować Malmę. Po wejściu Malmy na giełdę i uzyskaniu kapitału, Malma miała spłacić kredyty do Pekao.
Jest to całkiem normalna praktyka. To tak jakby bank dał młodemu małżeństwu kredyt na 110% wartości nieruchomości, aby nie tylko mogli kupić mieszkanie, ale także wyremontować i podnieść jego wartość, a dzięki podniesieniu wartości kredyt nie będzie stanowił już 110%, a zaledwie 80%.

Sabotaż

Nagle po pół roku pan Jan Krzysztof Bielecki ciągle odraczał wprowadzenie firmy na giełdę. Malmie po wyczerpaniu się karencji na dodatkowy kredyt, przyszło spłacać duże raty, a pieniędzy z debiutu na giełdzie jak nie było, tak nie było. Co gorsza, bank zamiast adaptować koszt finansowania (odsetki, prowizje) do możliwości spółki, jak wymaga tego prawo, stawiał natychmiast odsetki karne. W ten sposób zamknął Malmę w tzw. pułapce kredytowej.
Bank miał zastaw hipoteczny na całej Malmie i wiedział, że wartość zakładu pokrywa, konserwatywnie licząc, tylko połowę wysokości udzielonych kredytów.

Jak się później okazało, aby móc takie kredyty przyznać i nie mieć problemu z Nadzorem Bankowym (NBP), Bank sztucznie dowartościował swoje zabezpieczenie. Na przykład teren w Malborku, który potem ekspert zatrudniony przez Michela oszacował na 3 miliony zł, Bank oszacował, jak się później okazało, w swoich księgach finansowych na 150 milionów!
Wówczas pan Bielecki, zobowiązał Malmę do zatrudnienia wskazanego przez siebie konsultanta, który okazał się Rewidentem Banku PeKaO. Sugeruje to wprost, że Bank „kupił”, za pośrednictwem Malmy łagodny „niezależny” raport roczny aby wprowadzić giełdę i swoich akcjonariuszy w błąd. Po publikacji raportu tych „niezależnych” rewidentów, który był pozytywny, zarząd banku płacił sobie nadzwyczajne premie.
Jednak zarząd Banku zablokował wszystkie inicjatywy, mające na celu oddłużenie Malmy. Działał aby powiększyć koszty (obsługa długu) i blokować funkcjonowania firmy, która była zadłużona na więcej, niż była warta. Był to jednak dług zgodny z planem, gdyż miał zostać spłacony poprzez wejście Malmy na giełdę, które to ciągle się odwlekało w czasie.

Fakt ten był sygnałem dla Michela, że jest on instrumentem nierzetelnego działania Zarządu Banku. Zaczął szukać nowego inwestora, aby zastąpić PeKaO. Poinformował o tym bank.
Dopiero wtedy Bank w ekspresowym tempie wypowiedział umowę kredytu i zażądał natychmiastowej (14 dni) jego spłaty. Wystarczyło okazać nieco dobrej woli i wydłużyć okres kredytowania o kilka lat lub obniżyć odsetki, aby raty były nieco mniejsze. Malma spokojnie by dług uciągnęła nawet nie wchodząc na giełdę, jednak Bank zażądał spłaty całego kredytu z dnia na dzień.

Sytuacja patowa

Bank, z winy własnego zarządu, znalazł się w trudnej sytuacji. Pożyczył spółce Malma więcej pieniędzy, niż ta była warta i doprowadził do niewypłacalności spółki. Mimo tego, Zarząd odrzucał każdą ofertę inwestorów, którzy chcieli odkupić działające przedsiębiorstwo. Najwyższa oferta inwestorów stanowiła równowartość ok 65% długu Malmy.
Po całkowitej blokadzie spółki (zajęcie kont bankowych), zarząd banku myślał sobie, że pracownicy i Michel pójdą do domu. A więc, że Bank przejmie puste nieruchomości.

Jednak historia Malmy się tutaj nie kończy. Pracownicy głosowali, że nie odpuszczą zakładów, będą ich pilnować, mimo braku możliwość zapłaty pensji (skoro bank blokował konta Malmy), i mimo że nie można było zapłacić także za prąd, wodę. Produkcja stanęła.
Bank zdecydował dopiero wtedy, że najlepszym rozwiązaniem będzie, aby jakiś syndyk zlikwidował Malmę i wniósł do sądu wniosek o upadłość. Sąd ustanowił syndyka masy upadłościowej. Zadaniem syndyka jest sprzedaż całego majtku firmy po najlepszej cenie i spłacenie wierzycieli upadłej firmy (w przypadku Malmy tylko bank), a jeżeli po spłaceniu długów coś zostanie, oddać te pieniądze wspólnikom.

Działalność zarządu banku na szkodę Banku

Działaniem banku przy złych kredytach powinno być ograniczenie strat, a więc sprzedaż majątku po najwyższej cenie. Jak wiemy, działająca firma, zatrudniająca ponad 100 osób, która ma 25% udział w rynku polskim jest więcej warta, niż same jej nieruchomości. W zasadzie sam znak towarowy Malmy był wyceniony przez Bank na 42 na miliony zł, czyli znacznie więcej niż wszystkie nieruchomości razem wzięte.
Bank odrzucił inwestora na 65% długu, dążąc do upadłości i zadowoleniem się tylko sprzedażą nieruchomości, których wartość nie wynosiła nawet 20% całego długu. Dlaczego Bank chciał stracić 80% zamiast 35% kwoty kredytu?

Tak samo nie jest zrozumiałe dlaczego bank przez 3 lata po zamknięciu zakładów i przejęcia konta bankowego Malmy nie dbał zupełnie o ochronę i ubezpieczenie majątku wartego według jego ksiąg 300 milionów zl, który stanowił jego zabezpieczenie, czyli de facto jej własności. Wyobraźcie sobie, że przejmujecie od kogoś za długi 12 hektarów pełne hal, budynków, maszyn, aut i nie zatrudniacie tam ani jednego ochroniarza, ani nie wykupujecie ubezpieczenia?
Niezrozumiałe tez jest dlaczego przez dwa lata, od 2005 do 2007 roku, bank nie przejmował całej spółki i jej majątku, skoro zależało to od jednego podpisu – banku – czyli Jana-Krzysztofa Bieleckiego. Jak się okazało majątek miał sobie przez 2 lata gnić i czekać na rozkradzenie.
Wniosek jest taki, że Bank nie chciał doprowadzić do zmniejszenia swojej straty i wyjść z twarzą z tej inwestycji, tylko za wszelką cenę chciał doprowadzić do zamknięcia zakładów, po czym sprzedać tylko jego nieruchomości, które są warte ok. 20% kredytu. Takim zachowaniem prezes banku jawnie działał na niekorzyść swojej firmy. Bo chyba lepiej odzyskać 65% niż 20%?

Tracą akcjonariusze

Bank na giełdę oczywiście Malmy nie wprowadził. Przejął ją za długi i stał się de facto jej właścicielem. Bank PeKaO s.a. jest spółką publiczną, której współwłaścicielami są różnego rodzaju akcjonariusze. Większościowy pakiet ma włoski Bank UniCredit, którego prezesem był wtedy Allesandro Profumo. Kilka procent miał do 2009 roku Skarb Państwa, czyli naród Polski, a resztę stanowią drobni akcjonariusze. Drobni akcjonariusze widząc poczynania prezesa Banku, który za wszelką cenę chce doprowadzić do straty przez bank kilkudziesięciu milionów zł, złożyli do prokuratury serię podejrzeń o popełnieniu przestępstwa działania na szkodę banku.
Wszystkie doniesienia zostają uchylone, gdyż jak się okazuje, były premier, a obecnie doradca premiera jest nietykalny i żaden prokurator nie chce wytoczyć przeciwko niemu sprawy.

O co tak naprawdę chodziło bankowi?

Władze banku jawnie działały na niekorzyść akcjonariuszy na siłę forsując upadłość Malmy, zamiast ograniczenia swojej własnej straty. Chyba lepiej odzyskać 65% inwestycji, niż zaledwie 20%? Trudno uwierzyć, że zarząd tak dużego banku oraz właściciele większościowego pakietu akcji to idioci. Musieli więc mieć swoje własne cele.
Jak się okazuje Pan Aleksandro Profumo (Prezes UniCredit, większościowego udziałowca PeKaO) był też w zarządzie największego włoskiego dewelopera, firmy Pirelli! Ten sam człowiek pełnił też funkcję dyrektora zarządu w największym na świecie potentacie makaronowym – firmie Barilla. Barilla jest także jednym z największych klientów korporacyjnych banku UniCredit, ma w nim zaciągnięte zobowiązania na blisko 500 mln euro.

Interes Pana Profumo, nie był więc tożsamy z interesem banku.

Interes banku PeKaO polegał na sprzedaniu zakładu najdrożej jak się da i odzyskanie jak największej części pożyczonych pieniędzy. Natomiast osobistym interesem Pana Profumo, było doprowadzenie do zamknięcia zakładów pomimo wielkiej straty dla PeKaO. Jego ukrytym celem było odzyskanie terenów Malmy dla włoskich przyjaznych interesów (Pirelli) bez funkcjonującego zakładu, unikając nawet odszkodowania dla pracowników, a przy okazji oddać Włochom znów palmę pierwszeństwa na polskim rynku makaronu. Gdyby Malma była zamknięta (co w ciągu roku stało się faktem) to 25% udział Malmy w rynku zostałby uwolniony i firmy włoskie (w tym głównie Barilla) przejęłaby ten rynek w niemal 100%, gdyż inne polskie firmy produkujące makarony nie potrafiłyby natychmiast zastąpić Malmy w produkcji makaronu z pszenicy Durum.

Udział 25% rynku polskiego makaronu i dodatkowe około 25% związanego z wejściem Polski do UE okazał się dużym kąskiem dla Włochów. Chodzi o rynek warty około 1,2 miliarda złotych.

Działania Pana Profumo i jego interesy zmierzały więc do likwidacji Malmy, sprzedania jej nieruchomości do Pirelli, a rynku oddania Barilli. Co prawda PeKaO straci kilkadziesiąt, może nawet powyżej 100 milionów złotych. Ale inne firmy, z którymi Pan Profumo był powiązany zarobią jeszcze więcej.

Na całej tej transakcji stracą jednak mniejsi udziałowcy banku PeKaO, Polacy posiadający fundusze emerytalne, prywatni inwestorzy i Skarb Państwa. Nie przeszkadza to jednak Bieleckiemu

Warto dodać, że dwa lata później, Pan Alessandro Profumo, który skazał Malmę na śmierć, wypłacił sobie premie i bonusy, mimo że wartość jego Banku Unicredit na giełdzie spadła o 90% (tak 90%!!! z 8 € do 0,8 €!) a wartość Pekao o spadła o 70%.

Umowa Chopin

W ogólnym skrócie, Pirelli oraz UniCredit podpisali z Pekao umowę (tzw. umowa Chopin) na podstawie której Pekao zobowiązało się do ekskluzywnej współpracy z firmą Pirelli na okres 25 lat oddając prawo do własnych nieruchomości i hipotek swoich klientów. Przy okazji za 3/4 akcji akcji Pekao Development - spółki Banku Pekao, włoski deweloper zapłacił 60 mln zł, a następnie wykupił z przejętej spółki-córki 5 najlepszych projektów deweloperskich, które sprzedał za 240 mln złotych. Sęk w tym, że transakcja ta jest owiana aurą tajemniczości, podejrzeń o zaniżenie wyceny polskich aktywów i wyprowadzenie w ten sposób majątku Pekao SA. Umowa Chopin, której zadaniem było wyprowadzenie po cichu kapitału z Polski miała na celu uratowania pozycji UniCredit, wykorzystując ogromny potencjał hossy rynku nieruchomości w Polsce. Ale umowa dotyczy nie tylko tych pięciu ale wszystkich nieruchomości Banku. Umowa narusza interesy prawie każdego klienta kredytowego PeKaO, który posiada nieruchomość.
Gdy, przez 25 lat kredytobiorca nie wywiąże się ze spłaty kredytu (a są to sytuacje, które sam Bank mógłby prowokować), i bank chciał je sprzedać, to Bank musiałby dać najpierw znać firmie Pirelli, która otrzymywała prawo pierwokupu, nawet bez sprawdzenie ofert konkurencji, czyli na bardzo preferencyjnych warunkach.
Przykładowo budynki mieszkalne w centrum Warszawy zostały wycenione na 200 euro / m2, a więc przynajmniej 10 razy niżej niż jej wartość rynkowa. Jest to działalność na niekorzyść akcjonariuszy polskiego banku i wyprowadzanie zysków z Polski do Włoch do większościowego udziałowca.

To w ramach umowy Chopina do włoskiego developera miały powędrować nieruchomości Malmy, tak samo jak powędrowały już inne aktywa. W ramach “Projektu Chopin” 1,4 mld euro (ok 6 miliardów złotych) znikło z Banku Pekao i trafiło do Pirelli.

Michel Marbot podobnie jak inni akcjonariusze mniejszościowi zainteresował się sprawą i złożył doniesienie do prokuratury o możliwość popełnienia przestępstwa działania na niekorzyść banku przez jego zarząd. Sprawa została oddalona. Potem ponownie została skierowana do rozpatrzenia przez rzecznika, jednak prokuratura ponownie oddaliła zarzuty. Teraz sąd rozpatruje sprawy prokuratorskie.

Michel kupił akcje banku Pekao oraz UniCrdit i brał udział w walnych zgromadzeniach akcjonariuszy. Przygotowywał się do składania także pozwu we włoskich sądach. Jednak jego adwokat, który specjalizował się w przestępczości zorganizowanej i był nawet członkiem komisji ds. przestępczości zorganizowanej, został zabity. Nie wiadomo czy miało to związek z zaangażowaniem w sprawę Malmy, umowy Chopina czy w związku z inną sprawą którą prowadził w swoim bujnym życiu prawnika specjalisty od mafii. Fakt jednak pozostaje faktem.

Zmiana prawa przez PeKaO

Michel wraz z żoną był 100% właścicielem Malmy. Dodatkowo cały jego i żony majątek prywatny był zastawiony pod kredyt bankowy. Michel Marbot uważa, że bank działa nieuczciwie i wraz z żoną, jako osoby fizyczne wytaczają proces o 200 milionów zł. odszkodowania. Sąd jednak uznaje, że państwo Marbot nie mają legitymacji, aby w ogóle wytoczyć pozew. Sąd traktuje ich jakby nie byli stroną. Pomimo, że to oni stracili cały majątek.

Prezesem sądu, który wydał taką, sprzyjającą bankowi interpretacje przepisów był Piotr Zimmerman, który pół roku później został prawnikiem banku w sporze PeKaO przeciwko Malmie i rodzinie Marbot.

Zamknięcie Malmy wiązałoby się z wypowiedzeniem umowy dzierżawy, a to skutkowałoby wielomilionowymi odszkodowaniami dla pracowników Malmy.

Bank postanowił więc zmienić prawo upadłościowe tak, aby syndyk mógł wypowiedzieć umowę dzierżawy bez wypłaty odszkodowań pracownikom.
W luty 2009 roku Sejm zmienił ustawę Prawo Upadłościowe i Naprawcze. Pracownicy i rolnicy spadli z pierwszej do drugiej kategorii w kolejność wypłaty pieniędzy wierzycielom wbrew regułom przejęty przez większość Państw europejskich.

Na komisję, która doradzała Rządowi w tej sprawie nie był zaproszony żaden związek zawodowy ani rolniczy! Był jednak zaproszony przedstawiciel lobby bankowego oraz przedstawiciel Syndyków oraz Komorników. Doradcą premiera w tej sprawie był także Piotr Zimmerman, adwokat Banku.

Należy też dodać, że obecny minister finansów Jacek Rostowski był wcześniej doradcą Jana Krzysztofa Bieleckiego w PeKaO.

Dziennikarze wyrzucani z pracy

W czasie, gdy produkcja ustała, a pracownicy pilnowali zakładu, sprawą zainteresowała się Elżbieta Jaworowicz, która nakręciła o tym program. Jak przystało na profesjonalnego dziennikarza, zaprosiła do programu także obrońców banku, którym miał być dziennikarz ekonomiczny Jan Fijor, którego rola jako wolnorynkowego myśliciela miała być taka, aby pozwolić upadłej firmie upaść i bronić prawa banku do zarządzania swoim zastawem kredytu.

Podczas programu okazało się, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i dziennikarz zaczął bronić Malmę, a następnie postanowił zrobić z tej sprawy materiał. Po zbadaniu sprawy umówił się na spotkanie z Janem Krzysztofem Bieleckim, prezesem Pekao.

Kilkadziesiąt minut po spotkaniu z prezesem, do dziennikarza piszącego dla jednego z najważniejszych czasopism w Polsce, zadzwonił jego redaktor naczelny i wyrzucił go z pracy. Taką władzę ma Bank, którego wydatki na reklamy w mediach plasują się w krajowej czołówce. I choć afera i nadużycia związane z Malmą jest kilka razy większa, to nie ma szans na jej nagłośnienie tak jak została nagłośniona sprawa np. Pana Romana Kluski. Mafia urzędnicza nie daje pieniędzy na media. Mafia bankowa, a i owszem. Od tego czasu nikt nie chciał zainteresować się tematem Malmy, ani umową Chopina.

Działanie na szkodę to standard pracy Bieleckiego

Jednym z wyrazistych wątków jest sprawa związana z przywłaszczeniem przez Michela Marbot’a zboża kupionego za blisko 6 milionów zł.

Jak wiemy, syndyk i bank robią wszystko, aby firma upadła. Jednym z takich radykalnych kroków było zamknięcie znajdującej się w spichlerzach pszenicy, kupionej jesienią, zaraz po zbiorach, która ma wystarczyć na ponad roczną produkcję.

Pszenica oczywiście należała do banku, gdyż została przejęta tytułem niespłaconych kredytów. Zmagazynowana była jednak w elewatorach Malmy, a Malma wydzierżawiona zewnętrznej firmie.

Michel kilkanaście razy wysyłał do banku informacje, aby bank zabrał swoją pszenicę, gdyż nie tylko nie będzie on za darmo magazynował w swoich silosach czyjejś pszenicy, ale co więcej pszenica mogła w każdej chwili się popsuć. Bank odpisał Malmie, że tę pszenicę zabierze, jednak skutecznie zwlekał z tym przez blisko rok.

Pojawia się tutaj taka oto logika. Jeżeli magazyny są pełne pszenicy to Dzierżawca nie może w nich magazynować swojej własnej pszenicy, a skoro nie może magazynować, to nie może produkować i jak na ironię, rzeczywiście produkcję blokowały pełne magazyny.

Pszenica jak wiemy, nie może być przechowywana nie wiadomo jak długo. Jest to organizm żywy, potrzebuje odpowiedniej wentylacji. Trzymana w silosach wydziela gaz, który może ulec samozapłonowi. Jest to bardzo kaloryczna substancja, istnieją piece centralnego ogrzewania, które jako paliwo wykorzystują zboże.

Tymczasem bank nie zgodził się nawet na to, aby tę pszenicę przemieszać z jednego silosu do drugiego, aby ją w ten sposób przewentylować i uratować. Magazyny Malmy z wolna stawały się cykającą bombą w centrum Wrocławia. A w razie pożarów, cała odpowiedzialność spadłaby na Michela Marbota, jako prezesa zarządu spółki, która pszenicę dla banku składowała, nie mając nawet do niej dostępu i nie mogąc badać jej stanu.

Wraz z końcem roku kończyło się ubezpieczenie na pszenicę, co zwiększało ryzyko dla dzierżawcy magazynowania pszenicy, a nadchodząca wiosna i wysokie temperatury zwiększały ryzyko samozapłonu i zepsucia. Bank pomimo nalegań dzierżawcy nie udostępnił mu wyników badań jakości pszenicy. Zgodnie z normami pszenica mogła być trzymana w takich warunkach do 2 tygodni, leżała już ponad pół roku, a właściciel magazynów nie wiedział w jakim jest stanie.

Michel Marbot, który pełnił funkcję prezesa zarządu w związku z niemożnością prowadzenia przedsiębiorstwa, zdecydował się sprzedać pszenicę należącą do Banku dzierżawcy przedsiębiorstwa Malma. Jak się okazało sprzedaż nastąpiła w ostatniej możliwej chwili, jeżeli rzeczywiście ktoś miałby tę pszenicę uratować.

Bank mimo wezwań, nie przekazał nowemu właścicielowi pszenicy nawet numeru konta, na który należy przelać zapłatę za pszenicę. W zamian za to złożył doniesienie do prokuratury. Złożył je jednak, dopiero trzy miesiące później.

Ironią losu jest to, że Michel Marbot przywłaszczając pszenicę Banku i sprzedając ją w jego imieniu nie spowodował żadnej straty dla Banku. Tak naprawdę uratował majątek Banku przed zepsuciem. Dzięki tej transakcji, bank nie musiał ponosić kosztów utylizacji, które by musiał ponieść, gdyby pszenica się zepsuła. Kwestia tygodni, bo wiosna była gorąca.

Dodatkowo Malma mogła ruszyć na nowo z produkcją makaronów. Wartość spółki Malma, której właścicielem jest bank, znacząco wzrosła. Jak wiemy działające przedsiębiorstwo jest więcej warte niż jego nieruchomości. Na rynek powrócił znak towarowy Malma, który zyskuje znowu na wartości. Jak było wspomniane Malma obecna to już 1/4 tego co kiedyś.

Każdego dnia Malma zdobywa od nowa rynek i robi to bardzo skutecznie. A ponieważ ciągle jest własnością Banku to im większa jest Malma, tym bank notuje mniejsze straty, ceny akcji banku rosną, zarabiają akcjonariusze.

Za przywłaszczenie pszenicy, które w naszym rozumowaniu należy uznać jako czyn na rzecz banku, Michel Marbot został skazany w pierwszej instancji na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat, zakaz prowadzenia spółek handlowych na lat 10 oraz nakaz zwrotu bankowi blisko 6 mln złotych tytułem utraconej pszenicy.

Sąd apelacyjny we Wrocławiu jednak przyznał więcej racji Malmie i znacznie złagodził wyrok. Zmniejszył zakaz prowadzenia spółek na 3 lata oraz uznał, że pszenica w momencie sprzedaży była warta ok 3 mln (nie 6 mln), i cofnął obowiązek wypłaty jakichkolwiek pieniędzy na rzecz banku.

Wynika z tego, że sprzedając pszenicę Michel Marbot umożliwił produkcję przez spółkę, która wydzierżawiła firmę i uratował Malmę oraz 160 miejsce pracy.

Sprawa posiada więcej wątków i nie jest sprawą prostą.

Warto odnotować z kim walczy Malma. Pan Profumo był odwołany z funkcji prezesa UniCredit przez radę nadzorczą UniCredit we wrześniu 2010 w związku z niejasnościami w księgach banku oraz z powodu burzy wokół wzrostu udziałów strony libijskiej w tym banku.

Adwokat Banku, w sprawie Malmy, stał się doradca rządu by zmienić prawo upadłościowe.

Razi w oczy to, że w naszym kraju do sądu ciągnie się kobietę za nie nabicie paragonu za 20 groszy, a nikt nie chce wszcząć postępowania w sprawie okradzionych na setki milionów złotych akcjonariuszy PeKaO.

Innym przykładem "wybitności" Jana Krzysztofa Bieleckiego jest sprzedaż samego Pekao grupie Unicredit.

Jan Krzysztof Bielecki doradcą premiera Donalda Tuska

W latach 2010-2012 ministerstwo skarbu państwa wynajęło UniCredit CAIB do pomocy przy przeprowadzeniu największych prywatyzacji rządu Donalda Tuska. UniCredit jest właścicielem PEKAO S.A, banku. Powołując się na tajemnicę handlową i brak zgody kontrahenta ministerstwo skarbu państwa odmówiło udzielenia informacji ile zapłaciło UniCredit. Co ciekawe, ministerstwo skarbu przez kilka miesięcy w ogóle nie chciało udzielić odpowiedzi na pytanie o wartość umowy i ignorowało pytania. Zapewne chodziło o to, aby nie można było zaskarżyć odmowy udzielenia odpowiedzi. Prośbę do UniCredit o udzielenie informacji resort skarbu wysłał 1 czerwca 2012 r., 3 miesiące po otrzymaniu pierwszych pytań w tej sprawie. – To świetle tego co obecnie wyrabia rząd odmowa ujawnienia na co wydaje pieniądze podatników, to przysłowiowy „pikuś” – komentuje Marek Suski, poseł PiS, członek komisji skarbu.


Od 2010 r. ministerstwo skarbu państwa rozpoczęło przyznawanie UniCredi zleceń doradztwa przy prywatyzacjach. Takich zleceń było 7. M.in oferowanie i plasowanie akcji ENEA S.A, PGE S.A ( dwie umowy na to samo w odstępie 2 lat), Tauron S.A, PZU S.A i Jastrzębska Spółka Węglowa S.A (umowy m.in o świadczeniu usług finansowych) .
Dla PEKAO S.A, a więc pośrednio dla Unicredit, jak pamietamy przez lata pracował Jan Krzysztof Bielecki i to na stanowisku prezesa, obecnie szef Rady Gospodarczej przy premierze. Bielecki od początków rządów Platformy uważany jest za szarą eminencję. To człowiek, którego Donald Tusk uważa za mentora i jednego z najbliższych politycznych sojuszników. Bielecki w kwietniu 2010 r. odszedł z PEKAO S.A właśnie na funkcję doradcy rządu. Przypadkiem również w tym czasie rozpoczęło się przyznawanie zleceń UniCredit. Kancelaria premiera nie odpowiedziała na wysłane jej 11 czerwca pytania dotyczące prośby o komentarz ws. odmowy ujawnienia wartości zleceń dla UniCredit.
Bielecki to nie jedyny człowiek UniCredit w rządzie. Doradcą w PEKAO S.A był bowiem minister finansów Jacek Rostowski. Wcześniej prezesem PEKAO S.A była Maria Pasło-Wiśniewska, posłanka Platformy Obywatelskiej. Dziś byli pracownicy grupy PEKAO S.A stanowią trzon kadrowej obsady spółek skarbu państwa. Na przykład prezes największego banku PKO BP Zbigniew Jagiełło był szefem Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Pioneer Pekao.
Grupa UniCredit przeżywa ogromne kłopoty finansowe. Unicredit podał 10,6 mld euro straty w III kwartale 2011 r. Unicredit ma 39 mld euro w obligacjach włoskiego rządu. Włoski rząd może mieć problemy ze spłatą tego długu i w każdej chwili może się okazać, że wierzyciele dostaną np. tylko 50 proc. tego, co pożyczyli.
Zlecenia dla firm z Grupy UniCredit na pewno pomagają w trudnej sytuacji. Jeszcze bardziej wyrozumiała była Komisja Nadzoru Finansowego, która mimo szalejącego w Europie kryzysu wydała zgodę, aby PEKAO S.A wypłaciła akcjonariuszom (a więc głównie UniCredit) dywidendę w 2012 r.


Jeśli przyjrzy się ktoś dokładnie postaci Jana Krzysztofa Bieleckiego to stewierdzi, że to wyjątkowa kanalia i hochsztapler. To pewnie m.in. za to został odznaczony Orderem Orła Białego w 2010 roku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz