wtorek, 10 stycznia 2012

Z czym walczył prokurator Przybył


Człowiek honoru i pogromca woskowej mafii - chciał, by tak go zapamiętała Polska. - To jeden z najlepszych prokuratorów - tak o pułkowniku Mikołaju Przybyle mówi jego szef Krzysztof Parulski. Obaj chcą uratować przed likwidacją prokuraturę wojskową, bo ma ona sukcesy w tropieniu grubych afer w wojsku

Straty idą w setki miliony złotych. Chcieliśmy o szczegóły zapytać prokuratorów z Poznania, ale przez cały dzień unikali rozmowy. Na konferencji zdradzili jedynie, że są to sprawy korupcyjne przy zamówieniach sprzętu wojskowego i remontach. Sprawdziliśmy więc sami w prasowych archiwach, jakie to afery i sprawy odkryła poznańska prokuratura wojskowa i pułkownik Przybył.

Okradanie marynarki wojennej

Przybył wytropił grupę, która okradała magazyny wojskowe z części i potem odsprzedawała je wojsku. W takie części - jak pisał w 2006 r. "Wprost" - wyposażono np. okręt wsparcia logistycznego "Kontradmirał Xawery Czernicki". O okradanie floty prokuratura wojskowa z Poznania oskarżyła 28 osób. Grupa działała w latach 1999-2002, a jej mózgiem byli oficerowie logistyki marynarki. - Zyskami dzielili się według hierarchii - mówił wówczas płk Mikołaj Przybył. Na innych przekręconych dostawach dla marynarki wojennej mieli też zarabiać oficerowie rosyjscy. Dostarczali części, a przy okazji mieli wiedzę o planach modernizacyjnych naszej floty.

Przetargi ustawiano też w Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia Marynarki Wojennej. Chodziło o wyłudzenia pieniędzy przeznaczonych na inwestycje, zmowy przetargowe i fałszowanie dokumentacji. W tej sprawie zatrzymano do tej pory siedem osób - straty 6 mln zł.

Przybył śledził zlecenia dla upadającej Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni. Jego zespół doszukał się nieprawidłowości przy modernizacji trzech kutrów rakietowych klasy Orkan. Oskarżony został były szef logistyki Marynarki Wojennej. Dobrowolnie poddał się karze i został skazany. Według prokuratury remont zlecono, choć stocznia miała kłopoty finansowe i to Marynarka Wojenna musiała pokryć koszty kredytu. Straty wyceniono na 17 mln. W ubiegłym roku Przybył mówił, że to jedno z najważniejszych śledztw. Ale można się spierać, czy wojsko nie powinno wspierać zamówieniami rodzimych stoczni.

Podobne zarzuty pojawiły się w śledztwie dotyczącym zlecenia tej samej stoczni budowy nowoczesnej korwety Gawron. Budowa trwa już wiele lat i ciągle nie widać końca, bo jej koszty rosną. Do tej pory wydano na nią 400 mln zł. Straty oszacowano na 30 mln zł.

Wysyłali do Afganistanu buble

W ubiegłym roku doszło do przełomu w śledztwie ws. remontów sprzętu, który trafiał dla naszego wojska w Afganistanie. Sprzęt był naprawiany byle jak, albo wcale. Za lipne naprawy i buble zarzuty przedstawiono 22 osobom. Straty 16 mln zł.

Zespół Przybyła wytropił też wadliwe odbiorniki GPS, które wysłano na misję do Czadu. O sprawie pisała "Gazeta Wyborcza". Na przełomie 2006 i 2007 r. firma Hertz Systems, zajmująca się wcześniej ochroną budynków, dostarczyła wojsku partię 40 odbiorników GPS. Testowali je żołnierze kilku jednostek. Okazały się nieprzydatne, bo zamiast np. Afganistanu pokazują okolice Zielonej Góry. Mimo to wojsko kupiło kolejne odbiorniki i za całość zapłaciło milion złotych. Odbiorniki pojechały z wojskiem na misję do Czadu, a do Afganistanu kupiono dobre, ale innej firmy. Jeden z bardzo wysokiej rangi oficerów, który był z pierwszą zmianą w Afganistanie, podsumowuje: - Znam sprawę. Dobrze, że kupiono wtedy nowe GPS-y, bo z tamtymi byśmy się po prostu pogubili w Afganistanie. Sprawa GPS-ów to wątek większego śledztwa. "GW" pisała, że prokuratura uważa, że firma Hertz była zamieszana w ustawienie przetargu na 300 mln zł na systemy dla łączności piechoty. CBA podsłuchało rozmowę płk. Marka G., szefa polsko-amerykańskiego komitetu, który miał wdrożyć w naszym wojsku nowoczesny system łączności. Płk G. dzwonił do szefa firmy Hertz Systems Zygmunta T. i mówił: "Dobrze, że był ten wypadek w Afganistanie, bo to pozwoli na uzyskanie więcej pieniędzy". Chodziło o śmierć kpt. Daniela Ambrozińskiego, który zginął w zasadzce talibów w sierpniu zeszłego roku.
Nangar Khel i Casa

Prokuratorzy z Poznania wyjaśniali dwie największe tragedie ostatnich lat - oprócz katastrofy smoleńskiej - z udziałem wojskowych.

Po raz pierwszy w historii Polski postawili naszych żołnierzy przed sądem za masakrę cywilów w afgańskiej wiosce Nangar Khel. Sprawa była precedensowa, bo nikt do tej pory nie stawiał polskim żołnierzom tak poważnych zarzutów. Nangar Khel podzielił Polskę na obrońców honoru mundurowych i na tych, co chcieli surowego rozliczenia śmierci afgańskich wieśniaków. Wyrok sądu pierwszej instancji okazał się jednak porażką poznańskiej prokuratury. Sąd uniewinnił żołnierzy. Ale nie dlatego, że nie są bez winy (bronili się, że był to wypadek, choć były zeznania, że mieli "rozpier... wioskę" w zemście za atak talibów na polski patrol). W sądzie okazało się, że prokuratorzy źle zebrali dowody na miejscu w Afganistanie.

Precedensowa była też sprawa rozbicia wojskowej Casy w 2008 r. Zginęło 20 osób. W ubiegłym roku powstał akt oskarżenia. Oskarżono kontrolera lotów, który odpowie za umyślne niedopełnienie obowiązków, bo nie wyegzekwował od załogi meldowania i kwitowania wysokości. Winę za katastrofę prokuratura przypisała dowódcy rozbitej maszyny Robertowi K., ale ze względu na jego śmierć sprawę umorzyła.

Lewe zaopatrzenie, ustawione remonty

Prokuratorzy z Poznania rozbili wiele "grup przestępczych", które ustawiały przetargi na remonty i dostawy w jednostkach wojskowych. Takich jak w jednostkach wojskowych podległych Rejonowemu Zarządowi Infrastruktury w Zielonej Górze. Trzy lata temu zarzuty postawiono szefowi Rejonu i pięciu innym osobom. O łapówkach opowiedział lokalny biznesmen, który sam je płacił. Straty kilka milionów złotych. Niektóre prace były tylko na papierze. - Dochodziło do takich przypadków, że budowano drogi bez śladu cementu, kładąc kostkę betonową bezpośrednio na ziemię - mówił wtedy płk Przybył. Podobnie śledztwa były w Rejonach w Szczecinie, Gdyni, Bydgoszczy.

Podobnych śledztw jest więcej, wyliczyliśmy te najbardziej głośne. Prokuratura mówi, że pracuje obecnie nad grubą aferą, w którą są zamieszani wysocy rangą oficerowie. - Nasze śledztwa obejmują coraz większy zakres i prowadzą do ujawniania nowych nieprawidłowości oraz systemu przestępczych powiązań, na styku działania prywatnej przedsiębiorczości i funkcjonariuszy państwowych decydujących o dystrybucji środków finansowych. Ujawniliśmy przestępstwa korupcyjne, mechanizmy ustawiania przetargów i wyłudzania ogromnych kwot z budżetu Wojska Polskiego. Moim zdaniem to właśnie z tego powodu jesteśmy bezpodstawnie atakowani - mówił przed postrzeleniem się Przybył. Zapytaliśmy w Prokuraturze Generalnej, która rozważa wcielenie prokuratury wojskowej do pionu cywilnego, czy sukcesy Przybyła i jego kolegów z Poznania robią na nich wrażenie. - Chodzą i chwalą się. Tak jakby prokuratorzy cywilni nie mieli sukcesów, jakby nie tropili mafii i przekrętów. A do tego mają jeszcze więcej spraw niż wojskowi [w 2010 r. na cywilnego prokuratora przypadało 175 spraw, wojskowego 20 - red.]. To normalna praca - mówi anonimowo cywilny śledczy z Warszawy. A co z zastraszaniem Przybyła? - Mnie też uszkodzono samochód. I się z tym nie obnoszę.

Pierwsza rozmowa z płk. Mikołajem Przybyłem

Zdemolowali mi samochód, zabili psa, wyznaczyli nagrodę za moją głowę
płk Mikołaj Przybył
"Chciałem popełnić samobójstwo, ale źle wymierzyłem, bo ktoś próbował wejść do pokoju. Uratował mnie człowiek, który poprawiał kable, bo przestraszyłem się tego, że wejdzie. Źle wymierzyłem, strzał padł zbyt szybko. Padł strzał w policzek, a nie w głowę, spieszyłem się. Broniłem honoru ludzi, których znałem i którzy świetnie pracują. Chciałem, aby prokuratura przetrwała i to pod dowództwem gen. Parulskiego. To jest człowiek, który gwarantuje uczciwe prowadzenie spraw. Zawsze, kiedy była jakaś konieczność, lub potrzeba udzielenia pomocy, taką pomoc otrzymywałem. Nigdy nie było żadnych nacisków, człowiek ten zawsze parł do tego, żeby wyjaśnić każdą sprawę do końca.
Na mój krok miały wpływ sprawy, które prowadzę. Jedne z najpoważniejszych, jeżeli chodzi o kwestie finansowe w Wojsku Polskim. To one spowodowały bezpośredni nacisk na to, żeby przyspieszyć kroki w kierunku likwidacji prokuratury wojskowej.
Mogłem pogodzić się z tym, że demolowali mi samochód, że odkręcono mi koła, chcąc, bym się zabił. Wiem, że za moją głowę była nagroda miliona złotych. Mogłem się pogodzić z tym, że zabito mi psa. Nie mogłem się pogodzić z bezpodstawnym atakiem, z zarzucaniem nam nieprawidłowego lub bezprawnego działania".
za PAP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz