sobota, 9 lutego 2013

Reżim w Polsce


Najpierw w dwóch lotniczych „wypadkach” wytłukli nam całą generalicję. Potem ustawowo ograniczyli nam prawo do publicznych zgromadzeń. W międzyczasie zorganizowali sieć kołchoźników pod postacią zaprzyjaźnionych mediów w dzień i w nocy sączących propagandę w umysły poddanych. A teraz próbują przepchnąć ustawę zezwalającą im na wezwanie „bratniej pomocy”.

Rząd Tuska przygotował projekt ustawy o udziale zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach na terenie Polski. Chodzi m.in. o operacje ratownicze w przypadku klęsk żywiołowych, współpracę w zwalczaniu zorganizowanej przestępczości, ale też – i tutaj tkwi wielkie niebezpieczeństwo – w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego. Znaczy to ni mniej, ni więcej tylko tyle, że w przypadku masowych protestów, takich jakie mogliśmy obserwować w Grecji czy Hiszpanii, władza nasza kochana będzie mogła wezwać zagraniczne siły do spacyfikowania własnego Narodu. Czy oznacza to, że Donald Tusk i jego ekipa czegoś się boją? A może to nie strach tylko realizm?


Tłumy jakie zgromadził Marsz Niepodległości, dziesiątki (a nawet setki) tysięcy osób protestujących w obronie TV Trwam, bunt młodzieży przeciwko umowie ACTA, narastający niepokój społeczny i stały spadek notowań Platformy Obywatelskiej, której nie ufa już prawie nikt musiały wywołać potężną panikę w obozie władzy. Włodarze nasi zdają sobie sprawę, że jeśli struna – napięta teraz niemalże do granic wytrzymałości – pęknie, to konsekwencje będą znacznie poważniejsze niż tylko spokojna, polityczna emerytura. Przyjdzie zdać sprawę ze wszystkich swoich poczynań i złamanych obietnic, z przekrętów, lipnych przetargów, zmarnowanych pieniędzy, najść smutnych panów o szóstej nad ranem, dziwnych przypadków śmierci z ręki seryjnego samobójcy, prowokacji wobec opozycji, szczucia, szkalowania, stworzenia systemu usłużnych mediów manipulujących ludźmi, ale przede wszystkim trzeba będzie spojrzeć tym wszystkim ludziom w oczy i odpowiedzieć na jedno, proste pytanie: dlaczego?


Cyników dopadł strach. Myśleli, że mając w ręce media mogą manipulować umysłami ludzi, myśleli, że siedząc z boku w bezpiecznych fotelach, chronieni przez immunitety i uzbrojonych po zęby ochroniarzy mogą szczuć ich przeciwko sobie i zbierać profity. A tu niespodzianka. Do otumanionych duszną atmosferą zielonej wyspy umysłów przebił się sygnał biegnący z żołądka: „jestem głodny!” rozwiewając powoli opary absurdu wtłaczane tam z prawa i z lewa przez propagandystów zwanych żartobliwie dziennikarzami. W tej sytuacji jedynym ratunkiem jest tylko rozwiązanie siłowe, złapanie hołoty za mordy i jasne pokazanie kto tu rządzi. Albo raczej kto jest namiestnikiem, bo rządzi już od dawna Bruksela, do której garnuszka nasi tak zwani przedstawiciele są uwiązani grubym łańcuchem. Do tego rozwiązania możliwość wezwania zagranicznych posiłków może się okazać niezbędna, bo człowiek w mundurze z polskim orłem na czapce niekoniecznie będzie chciał strzelać do swoich rodaków. Niemcy czy Rosjanie takich oporów mieć nie będą, zwłaszcza, że doświadczenie w tym zakresie posiadają spore.


Powoli spełnia się najgorszy scenariusz, którego obawiali się opozycyjni działacze z lat minionych, kiedy to naczelne władze PeeReLu jeździły po wskazówki do Moskwy. Wtedy wielu obawiało się interwencji bratnich wojsk gnieżdżących się po garnizonach w Legnicy czy Bornym Sulinowie. Zwłaszcza na początku lat osiemdziesiątych, kiedy to ludzie honoru z Jaruzelskim na czele na kolanach niemalże błagali Breżniewa o pomoc, nie mogąc utrzymać na tyłkach wypełnionych ambiwalentnymi uczuciami gaci. Dziś sytuacja się powtarza, choć po wytyczne jeździ się w kierunku przeciwnym używając przy tym bardziej eleganckiego języka i protokołu dyplomatycznego, to strach panujący w kręgach reżimowych aparatczyków jest dokładnie taki sam jak wtedy. Dokładnie takie same są też ich reakcje tym strachem karmione.


Tekst pochodzi z: http://www.fronda.pl/a/bratnia-pomoc-czyli-powtorka-z-rozrywki,26038.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz