czwartek, 30 czerwca 2011

Oszukani przez rząd PO i PSL

Oficjalnie nasze państwo pożyczyło 790,7 mld zł. Ale zobowiązania samego ZUS to 2,07 bln zł. Pieniędzy nie ma, zostały wydane na emerytury. W sumie na obywatela przypada 80 tys. zł długu, a nie – jak wylicza rząd – 20 tys. zł.
Jak wynika z danych przygotowanych na prośbę „DGP” przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, przyszli emeryci ubezpieczeni w ZUS mają już zapisaną na kontach w I filarze astronomiczną kwotę 2,07 bln zł. Tyle że tych pieniędzy tam nie ma, bo zostały wydane na bieżące emerytury. To dług. Do tego trzeba doliczyć inne systemy niepodlegające tak skrupulatnej ocenie: mundurowych, rolników czy górników.
– Kwota wyliczona przez ZUS obciąża każdego Polaka długiem wynoszącym średnio 53 tys. zł – mówi Paweł Dobrowolski, prezes Fundacji FOR i autor raportu o ukrytych zobowiązaniach państwa.
Dochodzi jeszcze oficjalny dług publiczny, czyli to, co państwo pożyczyło od banków i wyemitowało w obligacjach. A ten wynosi, jak wskazuje tablica Balcerowicza, ponad 20 tys. zł na obywatela. – Z tytułu tych dwóch zobowiązań państwo obciążyło każdego z nas długiem w wysokości ponad 73 tys. zł. Są jeszcze inne ukryte zobowiązania sektora publicznego, np. z tytułu opieki zdrowotnej czy systemu emerytalnego rolników. Wtedy na każdego Polaka przypada 80 tys. zł – podsumowuje Dobrowolski. I dodaje: – To zaczynają być liczby nie do udźwignięcia, tym bardziej że długiem będą obciążeni młodzi i przyszłe pokolenia. Nadchodząca zapaść demograficzna dodatkowo zwiększy jego ciężar.
Agnieszka Chłoń-Domińczak z SGH zwraca z kolei uwagę, iż decyzja rządu o cięciu składki do OFE jeszcze pogarsza sytuację. – Skala zobowiązań emerytalnych w ZUS jest niemal 10-krotnie większa niż to, co zgromadziliśmy w II filarze, gdzie mamy odłożone 226 mld zł – wskazuje. Proporcja ta zmieniłaby się na korzyść, gdyby – zgodnie z założeniami reformy emerytalnej – do OFE trafiało ponad 37 proc. składki na emeryturę. Rząd obciął ją jednak do 12 proc. A to powoduje, że dług ukryty narasta jeszcze szybciej. ZUS dostaje wprawdzie więcej pieniędzy teraz, ale wzrastają jego zobowiązania w przyszłości.
– Dług emerytalny będzie musiał być sfinansowany nie z oszczędności w II filarze, ale ze składek przyszłych ubezpieczonych – mówi Chłoń-Domińczak.
Może się więc okazać, co przy pogarszającej się sytuacji demograficznej jest wielce prawdopodobne, że obecni 30- i 40-latkowie nie dostaną obiecywanych im teraz świadczeń.
Emerytalny debet obciąży nasze dzieci
W ZUS i OFE mamy odłożone na emerytury ponad 2 bln zł. Kwota zaksięgowana przez ZUS na indywidualnych kontach osób urodzonych po 1948 r. pochodzi z tzw. kapitału początkowego, który uwzględnia okresy opłacania składek przed 1999 r. oraz składki zapisywane tam po 1998 r. Z pierwszego tytułu po waloryzacji na kontach ubezpieczonych jest 1,404 bln zł, a z drugiego 0,664 bln zł. Do tego dochodzi 225,9 mld zł, które przyszli emeryci mają w OFE.
Suma ta, mimo że zawrotna – dla porównania cały polski PKB w 2010 roku wyniósł 1,42 bln zł – nie odzwierciedla jednak wszystkich zobowiązań systemu emerytalnego wobec świadczeniobiorców. Nie widzimy ich w stosunku do osób korzystających ze starego systemu emerytalnego (np. 55-letnie kobiety) oraz tych korzystajcych z odrębnych systemów, które nie ewidencjonują składek. Tak jest np. z górnikami, mundurowymi, rolnikami, z osobami, które urodziły się przed 1949 r., i tymi, które mają przyznawane świadczenia z ZUS według starych zasad. One nie mają indywidualnych kont emerytalnych ani w ZUS, ani w OFE.
Jak zauważa Paweł Dobrowolski, prezes Fundacji FOR, suma stanów kont emerytalnych w ZUS jest tak naprawdę zobowiązaniem podatników wobec emerytów. – Nie odłożono na nie odpowiednich oszczędności – mówi Dobrowolski.
Miały być one gromadzone w OFE – temu służyła reforma emerytalna z 1999 r. – by zbudować rezerwę na czas, gdy sytuacja demograficzna się pogorszy. Rząd zdecydował jednak, że do OFE trafi nie 7,3 proc. naszych pensji, ale 2,3 proc. (docelowo 3,5 proc.). To spowoduje, że szybciej będą rosnąć ukryte zobowiązania ZUS wobec przyszłych emerytów, a wolniej faktyczna rezerwa.
Dobrowolski wskazuje, że premier Tusk skokiem na OFE jeszcze pogorszył obecną niedobrą sytuację, w której każdy z Polaków jest obciążony długiem wynoszącym ponad 80 tys. zł. – Istotą tego działania jest zastąpienie odkładania gotówki w OFE zapisami na kontach w ZUS. Tam, gdzie przybywała gotówka, teraz będą przybywać zobowiązania podatników. W okresie 10 lat, według szacunków opartych na danych przygotowanych przez zespół ministra Boniego, ukryte zobowiązania podatników wynikające ze skoku Tuska na OFE wyniosą ponad 230 mld zł – mówi Dobrowolski. A to około 6 tys. zł dodatkowego długu na głowę przeciętnego Polaka. Dlaczego tak się stało?

Dlatego, że kończą się pieniądze na emerytury
Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, z którego wypłacane są te świadczenia, wyda całą zaplanowaną w budżecie dotację państwową. Aby zapewnić pieniądze na dalszą wypłatę, rząd po raz kolejny musi więc sięgnąć po środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej. Właśnie Rada Ministrów zabrała z Funduszu 4 mld zł. Wartość aktywów FRD na koniec 2010 r. wynosiła 10,2 mld zł, a do końca 2011 r. napłynie do niego kolejne 8 mld zł.
FRD miał być polisą bezpieczeństwa dla starzejącego się społeczeństwa i gwarantować wypłatę emerytur dzisiejszym czterdziestokilkulatkom i ich dzieciom. Po 2020 r. na wypłatę emerytur dla dzisiejszych czterdziestokilkulatków może zabraknąć 46 mld zł rocznie, a w 2025 r. - nawet 63 mld zł. Rząd tłumaczy w uzasadnieniu, że ten krok nie zaszkodzi funduszowi, ponieważ pieniędzy jest w nim wystarczająco dużo. Nawet po wykorzystaniu 4 mld zł na emerytury kwota zgromadzona w funduszu wzrośnie do 14,2 mld zł. Rząd przekonuje też, że ma prawo do sięgnięcia do FRD, ponieważ sytuacja demograficzna już się pogarsza - kłamstwo wynikające z nieudolnego zarządzania finansami.
Skąd zatem wynika taka potrzeba? Wynika ona m.in. z faktu, że Ministerstwo Finansów = Jacek Rostowski, właściwie Jan Vincent-Rostowski utopiło miliardy euro rezerwy, interweniując na rynku walutowym - twierdzi "Nasz Dziennik".
Konkretnie chodzi o 4 mld euro czyli około 16 mld zł, jakie ubyły ze stanu rezerw walutowych pod koniec 2010 r. Dziennikarze podejrzewają, że zostały przeznaczone na operacje finansowe, mające na celu obniżenie kursu złotego wobec europejskiej waluty.
Dzięki temu spadł nominalny poziom długu rządowego. Milczy zarówno resort finansów, jak i NBP. Wiadomo, że sprzedaż rezerw walutowych do banku centralnego nie wpływa na kurs złotego. Inaczej jest, gdy upłynnianie zapasów odbywa się bezpośrednio na rynku.
To sztuczki zmierzające do tego, by uniknąć progu 55 proc. PKB zadłużenia. Inżynieria finansowa na wzór Grecji - czytamy w "Naszym Dzienniku" prowadząca do bankructwa państwa.

I kolejne kłamstwa Jacka Rostowskiego, właściwie Jana Vincenta-Rostowskiego ujawnione przez Bankier.pl:
Na koniec 2010 roku dług publiczny Polski sięgnął 748,5 miliardów złotych – informował wiceminister finansów Dominik Radziwiłł. Bazując na oficjalnych danych Głównego Urzędu Statystycznego oznacza to, że relacja długu do PKB wyniosła 53%. To jednak nie jest cała prawda.
Owe niespełna 750 miliardów złotych długu to kwota liczona przy użyciu krajowej metodologii, kreatywnie tworzonej przez urzędników Ministerstwa Finansów. Chodzi w niej o to, aby relacja długu do PKB nie przekroczyła 55%, bowiem wówczas rząd musiałby podjąć realne działania oszczędnościowe. W roku wyborczym taka konieczność zapewne oznaczałaby utratę części poparcia społecznego. Niezadowoleni wyborcy przesunęliby polityków partii władzy do ławek opozycji, pozbawiając ich wielu lukratywnych stanowisk.
Niechęć do realizacji tego scenariusza jest więc zrozumiała i dlatego rządowe statystyki długu zostały poddane terapii odchudzającej. Najważniejszym elementem tych działań było wyłączenie wydatków na drogi z budżetu państwa. Długi zaciągane na ten cel zostały przesunięte do Krajowego Funduszu Drogowego, który emituje obligacje drogowe gwarantowane przez Skarb Państwa oraz wspomniane zobowiązania ZUS.

Długi KFD są więc faktycznie długami państwa, ale formalne sztuczki wykluczają je z krajowych statystyk. W ten sposób minister finansów może dowolnie manipulować danymi i podobnie jak Grecy podawać nieprawdziwe informacje na temat faktycznego zadłużenia państwa.
Tyle że rządowe statystyki znajdują się również pod obserwacją niezależnych ekspertów oraz Eurostatu - czyli unijnego urzędu statystycznego stosującego jednolitą metodologię dla wszystkich państw UE. Gdyby doliczyć zobowiązania KFD oraz inne długi nieujęte w rządowych raportach, to faktyczna wielkość długu publicznego Polski na koniec 2010 roku sięgnęłaby ponad 55% PKB. Przy takim tempie narastania długu osiągnięcie pułapu 60% PKB pozostaje kwestią czasu i to niezależnie od kreatywnej księgowości ministra Rostowskiego.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Poprawa wydajności pracy w Polsce

Wydajność pracy (produktywność) jest to ilość dóbr lub usług wytworzonych przez pracownika w jednostce czasu. Produktywność jest miarą sprawności gospodarowania. Może ona być określana dla przedsiębiorstwa, procesu gospodarczego, gałęzi gospodarczej lub całej gospodarki danego państwa. W przypadku państw wydajność pracy mierzymy jako stosunek produktu narodowego brutto do liczby zatrudnionych w gospodarce.
Produkt narodowy brutto (PNB, ang. Gross National Product, GNP) - miara wartości wszystkich dóbr i usług finalnych wytworzonych przez obywateli danego państwa oraz przez osoby prawne z siedzibą na jego terenie niezależnie od tego, czy podmioty te działają w kraju, czy za granicą. Pomijane są dochody obcokrajowców w danym państwie.

PNB=K+I+G+En+Dn

K - konsumpcja
I - inwestycje
G - wydatki rządowe
En - eksport netto, czyli eksport-import
Dn - dochód netto obywateli za granicą

Wskaźnik zatrudnienia - wskaźnik określający jaki odsetek ludności w wieku od 15 do 64 roku życia pracuje zawodowo. W Polsce wynosił on w 2008 roku 59,2% podczas gdy średnia w całej Unii Europejskiej 65,9%. Z reguły wyższy wskaźnik zatrudnienia dotyczy mężczyzn niż kobiet np. w Polsce w 2008 roku wskaźnik zatrudnienia kobiet wynosił 52,4% a mężczyzn 66,3[potrzebne źródło].
Produkt krajowy brutto (PKB) – pojęcie ekonomiczne oznaczające jeden z podstawowych mierników dochodu narodowego stosowanych w rachunkach narodowych. PKB opisuje zagregowaną wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych na terenie danego kraju w określonej jednostce czasu (najczęściej w ciągu roku).
Kryterium geograficzne jest jedyne i rozstrzygające. Nie ma znaczenia pochodzenie kapitału, własność firmy itp.
Wartość wytworzonych usług i dóbr finalnych oblicza się odejmując od produkcji całkowitej wartość dóbr i usług zużytych do tej produkcji. W skali przedsiębiorstwa jest to więc wartość dodana, a PKB jest sumą wartości dodanej wytworzonej przez wszystkie podmioty gospodarujące. Zgodnie z tym od strony produkcyjnej:

PKB = produkcja globalna kraju – zużycie pośrednie = suma wartości dodanej ze wszystkich gałęzi gospodarki narodowej.

Obliczanie PKB na podstawie powyższej definicji jest uciążliwe, gdyż statystyka państwowa nie podaje ani bezpośrednich miar produkcji globalnej, ani zużycia pośredniego. Dlatego w praktyce stosuje się inne wzory. Najpopularniejszy z nich opiera się na spostrzeżeniu, że PKB jest w dobrym przybliżeniu równy finalnym wydatkom wszystkich nabywców wartości dodanej wytworzonej na terenie kraju. Zatem od strony popytowej:

PKB = konsumpcja + inwestycje + wydatki rządowe + eksport - import + zmiana stanu zapasów.

Trzeci wzór wynika z faktu, że suma wydatków musi być równa sumie dochodów ze wszystkich źródeł. Zatem od strony dochodowej:

PKB = dochody z pracy + dochody z kapitału + dochody państwa + amortyzacja.

Powyższy wzór wyraża podział wartości dodanej pomiędzy pracę (pracowników najemnych), kapitał (właścicieli kapitału, inwestorów), państwo i odtworzenie zużytego majątku.
PKB nominalny oblicza się według bieżącej wartości pieniądza, PKB realny natomiast według realnej wartości pieniądza, a więc „oczyszczony” z wpływu inflacji. Przeliczenie polega na podzieleniu PKB nominalnego przez indeks cen. W zestawieniach statystycznych PKB realny najczęściej przedstawiany jest w cenach stałych z wybranego roku bazowego.
PKB jest miarą wielkości gospodarki. Wzrost lub spadek realnego PKB stanowi miarę wzrostu gospodarczego.
Do porównań międzynarodowych PKB przelicza się według bieżącego kursu wymiany, zazwyczaj na dolary amerykańskie, albo według parytetu siły nabywczej – lepiej oddającego realną wartość dochodu obywateli. W porównaniach międzynarodowych wartości PKB liczonego według parytetu siły nabywczej różnią się względem liczonego według kursu nominalnego na korzyść krajów o niższym poziomie cen, zazwyczaj słabiej rozwiniętych, a na niekorzyść krajów drogich.
PKB należy odróżnić od produktu narodowego brutto (PNB), który jest miarą wartości wszystkich dóbr i usług wytworzonych przez obywateli danego państwa oraz przez osoby prawne z siedzibą na jego terenie, niezależnie od tego, czy podmioty te działają w kraju, czy za granicą. W ten sposób w skład PNB Polski wchodzą dochody polskich podmiotów za granicą oraz polskie PKB pomniejszone o dochody podmiotów obcych.
Czyste PKB jest wyznacznikiem wielkości gospodarki – jednak jest złą miarą zamożności społeczeństwa, ponieważ nie uwzględnia liczby ludności. Z tego powodu jako miarę dobrobytu powszechnie używa się innego wskaźnika, którym jest PKB per capita (czyli PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca).
PKB per capita (ang. GDP per capita) to jeden z najczęściej stosowanych na świecie mierników zamożności państwa (społeczności w nim mieszkającej). Oblicza się go dzieląc wartość Produktu Krajowego Brutto danego państwa przez liczbę jego mieszkańców. Pojęcie PKB per capita pojawiło się na świecie ze względu na niespójność w podawaniu dochodu narodowego państw jako niepodważalnej miary ich zamożności. PKB nie uwzględnia kwot amortyzacyjnych. Toteż wzrost PKB nie przekłada się automatycznie na wzrost stopy życiowej.

Dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego o wielkości PKB per capita 2010r w USD
1 Katar 88.559
2 Luksemburg 81.383
3 Norwegia 52.013
4 Stany Zjednoczone 47.284
5 Szwajcaria 41.663
6 Holandia 40.765
7 Austria 39.634
8 Irlandia 38.550
9 Szwecja 38.031
10 Islandia 36.621
11 Dania 36.450
12 Belgia 36.100
13 Niemcy 36.033
14 Wielka Brytania 34.920
15 Finlandia 34.585
16 Francja 34.077
17 Hiszpania 29.742
18 Włochy 29.392
19 Grecja 28.434
20 Cypr 28.256
21 Słowenia 28.030
22 Czechy 24.869
23 Malta 24.792
24 Portugalia 23.223
25 Słowacja 22.129
26 Polska 18.936
27 Węgry 18.738
28 Estonia 18.519
29 Chorwacja 17.684
30 Litwa 17.185
31 Rosja 15.837
32 Łotwa 14.460
33 Meksyk 14.430
34 Białoruś 13.909
35 Turcja 13.464
36 Bułgaria 12.851
37 Kazachstan 12.603
38 Rumunia 11.860
39 Brazylia 11.239
40 Serbia 10.830
41 Czarnogóra 10.742
42 Azerbejdżan 10.033
43 Macedonia 9.728
44 Bośnia i Hercegowina 7.782
45 Albania 7.453
46 Ukraina 6.712
47 Kosowo 6.594
48 Gruzja 5.114
49 Mołdawia 3.083
50 Uzbekistan 3.039
51 Tadżykistan 1.935

Dochód narodowy (ekon.) inna nazwa dla Produktu Narodowego Netto, jest to suma dochodów wszystkich obywateli oraz osób prawnych z siedzibą w danym kraju, uzyskanych z wykorzystania czynników produkcji (ziemia, praca, kapitał), równa całkowitej wartości wytworzonych dóbr i usług, pomniejszona o koszty amortyzacji (czyli koszty zużycia czynników produkcyjnych).
Podział dochodu narodowego[edytuj]
1) Pierwotny – odbywa się w miejscu wytworzenia dochodu, np. w przedsiębiorstwie; nie dzieli się między pracowników i przedsiębiorców. W wyniku podziału pierwotnego tworzą się płace pracowników najemnych i zyski przedsiębiorstwa.
2) Wtórny – tworzony poprzez rynek (mechanizm rynkowy - system cen) i budżet państwa (system podatków). W wyniku podziału wtórnego tworzy się dochody właścicieli przedsiębiorstw i jednostek usługowych, pracowników sfery nieprodukcyjnej i państwa.
W wyniku podziału wtórnego dochody otrzymują trzy grupy podmiotów. Jeżeli państwo dysponuje własnymi dochodami, realizuje zadania polityki gospodarczej i społecznej:
finansuje administracje państwową, wymiar sprawiedliwości, ochronę porządku publicznego;
obronę narodową, powszechną oświatę publiczną, naukę i kulturę;
obciążenia z tytułów kredytów zagranicznych, publiczną ochronę zdrowia i opiekę społeczną.
Zadania te wynikają z koncepcji państwa dobrobytu, które przychodzi z pomocą swoim obywatelom.
3) Ostateczny – tworzy się fundusz konsumpcji (zaspokajanie potrzeb) i akumulacji (powiększanie możliwości produkcyjnych), który tworzy się za pomocą redystrybucji dochodów, podatków i kredytów.


Jeśli nie poprawimy dynamiki wydajności pracy, nasze towary przestaną być konkurencyjne na międzynarodowym rynku a przez to i konkurencyjna gospodarka kraju. Dotyczy to również pracowników urzędów, nauczycieli, służb mundurowych i agencji rządowych. W tym przypadku nie ilość wypitej kawy jest miernikiem wydajności pracy ale czas pracy który dla wszystkich powinien wynosić 8 godzin dziennie, ilość załatwionych spraw a nie ilość przeczytanych gazet i przejrzanych stron internetowych czy godzin spędzonych na pogaduszkach o kolorze paznokci czy fasonie ubioru.


Prześcigają nas takie kraje jak Rumunia, gdzie wydajność rośnie cztery razy szybciej niż w Polsce. Ale też Czesi, u których wskaźnik obrazujący wydajność pracy w ostatnim kwartale ubiegłego roku przekroczył 11 proc. Tylko Węgrzy wcielający w życie radykalny plan reform, mający na celu redukcję zadłużenia i nadmiernego deficytu, wyglądają pod tym względem gorzej niż my. Ekonomiści są jednak zgodni, że teraz także wydajność węgierskiego przemysłu zacznie silnie przyspieszać.

Przyczyn wolnej poprawy wydajności w Polsce może być wiele. Ekonomiści są ostrożni w wyciąganiu wniosków, tym bardziej że dopiero wychodzimy z jednego z największych kryzysów gospodarczych w historii.
– Ostatnie dwa lata są naznaczone załamaniem produkcji spowodowanej spadkiem zamówień – wyjaśnia Maciej Reluga, główny ekonomista Banku Zachodniego WBK.
– To, jak kształtowała się w tych miesiącach wydajność pracy, zależało od tego, w jakim stopniu firmy na bieżąco dostosowywały zatrudnienie do poziomu produkcji. Jeśli starały się zatrzymać pracowników i tak naprawdę dopiero teraz redukują zatrudnienie, wydajność pracy zaczyna rosnąć.
Łukasz Tarawa, główny ekonomista PKO BP, zaznacza, że zrestrukturyzowane przedsiębiorstwa mogły sobie pozwolić na utrzymywanie zatrudnienia, tam zaś, gdzie zwolnienia były duże, odbiło się to na popycie konsumpcyjnym.
– W proeksportowych gospodarkach wydajność pracy siadła szybciej, ale też teraz obserwujemy dynamiczne odbicie – mówi ekonomista PKO BP.
– Polska gospodarka jest gospodarką zamkniętą, tak więc u nas wydajność rośnie wolniej. Oczywiście ten stan rzeczy może się zmienić. Jedną z metod są zwolnienia, jeśli zaś chcemy ich uniknąć, należy szukać innych rozwiązań.

Zdaniem Tarnawy kluczem do zwiększenia wydajności polskich przedsiębiorstw jest wzrost inwestycji w technologie, maszyny i urządzenia. – Niskie nasycenie gospodarki kapitałem ma w tym przypadku niebagatelne znaczenie – dodaje ekonomista.

W to, że samo ożywienie gospodarki nie wystarczy, aby znacznie podnieść wydajność pracy w przemyśle, nie wierzy Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego:
– Będziemy produkować więcej wraz z przyspieszaniem gospodarki, jednak nie będzie to taki poziom, który pozwoli nam pozostać konkurencyjnym krajem w regionie i na świecie.

– Sytuację na krótko może poprawić korzystny kurs walut, jednak w dłuższym okresie konieczne będzie przeprowadzenie niezbędnych reform – uważa Kalisz.
Jego zdaniem wprowadzenie emerytur pomostowych było pierwszym krokiem do poprawy sytuacji pod względem poziomu wydajności pracy na tle innych krajów. Jednak pilne jest wprowadzenie zmian uelastyczniających rynek pracy oraz przeznaczenie większych pieniędzy na badania i rozwój.

Zabraknie siły roboczej

Bez tego nie poprawimy naszej sytuacji nie tylko, jeśli chodzi o dynamikę wydajności pracy w przemyśle, ale także w całej gospodarce, a ta na tle innych krajów w regionie nie wygląda różowo.
– Analitycy jeszcze zaliczają nas do wschodzących gospodarek, ale tak naprawdę nasz poziom wydajności pracy odbiega od poziomów innych emerging markets – mówi Mirosław Gronicki, były minister finansów.

– Jeśli tego nie przełamiemy, to przy kryzysie demograficznym, który nas czeka, zabraknie siły roboczej w przedsiębiorstwach. Nie będziemy więc mieli możliwości pchnięcia gospodarki do przodu. Chyba że zaczniemy korzystać na dużą skalę z pracowników przyjezdnych. Tak czy inaczej reformy także na rynku pracy są dla naszej gospodarki niezbędne.

Zatem wydajność pracy to produkcja wytwarzana w określonym czasie przez jednego pracującego. Wydajność pracy jest jedną z najważniejszych miar określających poziom rozwoju gospodarczego oraz konkurencyjność przedsiębiorstw czy całej gospodarki.
Wydajność pracy może być mierzona na wielu poziomach:
• Indywidualna wydajność pracy to wydajność danego pracownika, czyli wytworzona przez niego wartość dodana. Zmienia się ona wraz z kwalifikacjami i doświadczeniem pracownika, decydując o jego dochodach (płacy).
• Przeciętna wydajność pracy (w przedsiębiorstwie, gałęzi gospodarki) mierzona jest jako średnia uzyskana przez wszystkich pracowników. Im wyższa jest średnia wydajność pracy, tym bardziej konkurencyjne jest przedsiębiorstwo (gałąź gospodarki). Aby uzyskać pełny obraz konkurencyjności należy jednak porównać wydajność pracy z kosztami płacowymi, wyliczając jednostkowy koszt pracy. Wysoki jednostkowy koszt pracy oznacza, że koszt pracy przypadający na jednostkę produkcji jest znaczny, a więc że wydajność pracy nie rekompensuje wysokich kosztów płacowych.
• Społeczna wydajność pracy zdefiniowana jest jak podałem wcześniej jako PKB wytwarzany przez jednego pracującego w gospodarce narodowej. Średnia ta mówi o tym, jaki jest poziom rozwoju gospodarki.
Poziom wydajności pracy zależy od wielu czynników: jakości maszyn i urządzeń, którymi dysponuje pracownik, organizacji pracy, poziomu kwalifikacji, motywacji do pracy. W przypadku indywidualnej wydajności pracy ogromne znaczenie mają takie czynniki jak cechy osobowe pracownika (pracowitość, sumienność, umiejętność organizacji własnej pracy). W przypadku miar zagregowanych (np. społecznej wydajności pracy) głównego znaczenia nabierają informacje na temat istniejącego w gospodarce kapitału produkcyjnego i ludzkiego, czy obowiązującego systemu gospodarczego.
Często ważniejsze od samego poziomu wydajności pracy są jej zmiany. Tempo zmian wydajności pracy jest jedną z kluczowych zmiennych określających sytuacje gospodarczą (przedsiębiorstwa, gałęzi gospodarki, kraju). Wzrost wydajności pracy uważany jest za niezbędny warunek wzrostu gospodarczego.

Audyt pracowniczy, Mystery Shopping, Coaching to nowoczesne metody sprawdzania i eliminowania słabych ogniw w kadrach firmy czy urzędu. Najsłabsze punkty pracowników to lojalność, wydajność, pracowitość, wypalenie zawodowe oraz małe zaangażowanie w sprawy firmy.

Jak zapobiegać problemom pracowniczym? Najpierw należy je zidentyfikować.

Obecnie nie wystarczy dobry szef, który mobilizuje swój zespół. Złożoność zagadnień z jakimi spotyka się większość z nas w pracy powoduje problemy, które są trudne do zauważenia na bieżąco. Potrzebny jest ktoś z zewnątrz, kto spojrzy na stosunki panujące w firmie, relacje zarząd - pracownicy, oceni kompetencje i zaproponuje zmiany. Obecnie istnieją nowoczesne metody, stosowane na całym świece, które pozwalają na identyfikację problemów i poprawę wydajności i jakości pracy. Jak poprawić jakość obsługi, relacje między pracownikami, przeciwdziałać wypaleniu zawodowemu i pobudzić ambicje pracowników?

Mystery Shopping - tajemniczy klient.
Niezapowiedziane i dyskretne badanie poziomu obsługi klientów przez pracowników wyspecjalizowanej firmy, podających się za zwykłych klientów. Jedna z najlepszych metod sprawdzania wydajności i jakości obsługi. Podstawieni klienci, bez ujawniania swojej roli - sprawdzają wartość oferowanych usług, uprzejmość obsługi, traktowanie klienta. Zbadają i odnajdą słabe punkty funkcjonowania firmy i personelu. Na podstawie raportu będą mogli Państwo opracować zmiany poprawiające efektywność pracy. Tajemniczym klientem może być każdy - osoby starsze, studenci, kierownicy dużych firm. Na podstawie ich opinii i sugestii opracowuje się słabe punkty obsługi klienta.

Audyt pracowniczy.
Ocena możliwości i potencjału pracowników firmy. Analiza predyspozycji, planowanie rozwoju i ścieżki dalszej kariery. Odnalezienie słabych punktów oraz opracowanie możliwych rozwiązań. Badanie motywacji pracowników, kompetencji pracowniczych (predyspozycje, znajomość języków...), analiza formalnych spraw pracowniczych - kadry i płace, analiza wykonywanych zadań oraz realizowania obowiązków wynikających z Kodeksu Pracy i innych przepisów. W wyniku audytu pracowniczego, otrzymają Państwo raport o błędach formalnych, nieformalnych i prawnych funkcjonowania firmy, propozycje naprawy oraz raport porównawczy do innych firm.

Employer Branding, Coaching.
Budowanie właściwych relacji pracownik - pracodawca. Kreowanie dobrego wizerunku pracodawcy. Programy lojalnościowe, angażowanie emocjonalne pracowników w sprawy firmy i budowanie dobrych więzi pracowniczych. Przeciwdziałanie złym zjawiskom pracowniczym: wypalenie zawodowe, zmniejszenie zaangażowania w sprawy firmy. Poprawienie wyników pracy i pobudzanie ambicji zawodowych. Coaching polega na indywidualnym badaniu problemów każdego pracownika i odnajdowaniu najlepszej drogi poprawy jego relacji z pracownikami, pobudzenie do działania i odnajdowanie w sobie siły do dalszych działań.